"2-latek kuli się przed sklepem". Trzy sytuacje w centrum handlowym doprowadziły mnie do wrzenia

Alicja Cembrowska
Mały chłopiec, może 2-letni kuli się przy wejściu do dużego sklepu (głównie z ubraniami). Jest sam. Na jego buzi pojawia się grymas, wygląda na zagubionego. Nie krzyczy i nie płacze. Podchodzi do niego kobieta z kilkuletnią córką. Pyta, gdzie jest jego mama. Dziecko nie odpowiada, zaczyna się wycofywać. Obca pani, widząc jego reakcję, nie naciska, ale nie zostawia go samego. Mówi, że pomoże mu znaleźć rodziców i nie ma się bać. Proponuje, żeby chwycił ją za rękę i wspólnie poszukają mamy. Trwa to kilka minut. Zaraz podbiega mama, chwyta chłopca w ramiona i niewinnie mówi: "Oj, gdzie ty znowu chodzisz?! Nie oddalaj się tak".
Czy warto zabierać dziecko do centrum handlowego, gdy planujemy długie zakupy? Prawo autorskie: ymgerman / 123RF Zdjęcie Seryjne
Nie muszę chyba dodawać, że słowem nie odezwała się do kobiety, która próbowała chłopcu pomóc? Zabrała zdezorientowane dziecko i powróciła do swojego zajęcia – szperania wśród wieszaków.

Ten sam sklep. Kilka minut później. Przestrzeń rozdziera krzyk: "Mamoooo". Kobieta stojąca obok mnie wybiera kosmetyki. Na wołanie odpowiada: "Tu jestem". Nie odrywa wzroku od półki. Nie idzie w stronę dziecka. Chłopięcy krzyk powtarza się kolejne trzy razy, a adresatka nawoływania odpowiada ponownie: "Tu jestem". Gdy maluch, który był gdzieś tam, zaczął znowu krzyczeć, nie mogąc zlokalizować matki jedynie na podstawie tych dwóch krótkich słów, z niedowierzaniem ruszyłam w przeciwną stronę. Brak zainteresowania i obojętność czy normalne uczenie samodzielności 5-latka?


Zmiana sklepu i kolejna sytuacja. Stoję przy wieszaku z bluzkami i czekam, aż koleżanka wybierze to, po co przyszła. Wchodzi mama z dwójką dzieci. Jedno, mające na oko 4 lata, przeraźliwie płacze. Przez łzy mówi, że jest głodne i zmęczone. Chce wracać do domu. Mama mówi: "Zaraz". Starsza córka potulnie krocząca za mamą odpowiada: "Mówiłaś to samo pół godziny temu". Odpowiedź? "Nie pyskuj".

Nie wszyscy lubią godzinne chodzenie po sklepach
Znudzony i zmęczony mężczyzna przysypia na ławce w centrum handlowym. Jego partnerka kolejną godzinę w najlepsze buszuje wśród półek i wieszaków, a on już zwyczajnie nie ma siły za nią dreptać. Pewnie widzieliście takie memy. W roli "mężczyzn" często są małe dzieci, które mają znacznie inni zestaw narzędzi, by pokazać swoje niezadowolenie.

Nie znoszę centr handlowych, może dlatego tyle we mnie zrozumienia dla naburmuszonych towarzyszy amatorów biegania po sklepach. Duże galerie odwiedzam kilka razy w roku, tylko gdy już nie mam wyboru. Staram się szybko załatwić to, co muszę, by jak najszybciej opuścić ten kocioł dźwiękowo-zapachowy. Ale rozumiem, że niektórzy lubią spędzać czas w takich miejscach lub wybierają je z wygody, bo "wszystko jest w jednym miejscu".

Każdy ma wybór. Niezmiennie współczuję jednak tym, którzy są zmuszani do kilkugodzinnych spacerów po sklepowych przestrzeniach.

Trzy opisane sytuacje zaobserwowałam w ciągu godziny. Po ostatniej przeprosiłam koleżankę, bo obiecałam, że pomogę jej w zakupach i wyszłam. Poddałam się. Rozumiem, że zakupy to "normalna sprawa". Każda rodzina potrzebuje nowych ubrań, butów czy akcesoriów do domu, ale...

Czy dziecko musi nam towarzyszyć, gdy szukamy 18 bluzek i 15 sukienek?
Zastanowiłam się, czy koniecznością jest ciągnięcie małych dzieci do butików i sklepów z ubraniami dla dorosłych? Gdzie nie ma kącika, czy nawet zabawek, które maluch może pooglądać?

Może te mamy chciały, żeby dziecko coś przymierzyło? – zapyta ktoś. Może. Wszystkie sytuacje jednak rozgrywały się w sklepach z odzieżą dla dorosłych.

Może to był jeden jedyny dzień, kiedy te mamy miały czas na zakupy? – doda kolejny ktoś. Rozumiem, że nieraz ciężko zorganizować opiekę, ale może ktoś z rodziny, znajomy, partner zgodziłby się w wybrany dzień zabrać dziecko na plac zabaw, by kobieta mogła wyskoczyć po potrzebne kosmetyki czy nowe ubrania? Albo, skoro musi zabrać dzieci, zapewnić im uwagę, zaangażować w szukanie potrzebnych produktów?

Nawet dorosła osoba wkurza się, gdy jest głodna, zmęczona, znudzona, a towarzysz/towarzyszka przedłuża zakupy i koniecznie musi zajrzeć do jeszcze jednego sklepu. A potem kolejnego. Średnia to przyjemność, szczególnie gdy sami nic kupić nie chcemy, a jedynie posłusznie za kimś chodzimy.

Dziecko się nudzi i szuka sobie rozrywki. To naturalne. Chyba nieraz zapominamy, że dzieci, podobnie jak dorośli, są różne. Jedna osoba bez sprzeciwu będzie uczestniczyła w sklepowym rajdzie, inna szybko się zirytuje i będzie chciała wyjść. Może nie ma sensu zmuszać dzieci do kilkugodzinnych poszukiwań nowej sukienki dla mamy i spodni dla taty? Sami chyba wiemy, że nieraz znalezienie tego, co nam się spodoba i będzie pasować, trwa naprawdę długo.