Dyrektor Muzeum Narodowego strzelił sobie w stopę. Bananowy Protest to świetna lekcja dla młodzieży
Miniony weekend upłynął pod znakiem bananowego chaosu. Prof. Jerzy Miziołek, nowy dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie usunął z wystawy w Galerii Sztuki XX i XXI wieku dwa dzieła, które uznał za obrazoburcze i gorszące młodzież. To dla dzieci wiadomość zdecydowanie doskonalsza niż myśli pan dyrektor!

Dyrektor Miziołek utrzymuje, iż dostaje wiele skarg od środowisk nauczycielskich, a swoją decyzję uzasadnił otrzymanym listem matki czwartoklasisty, uznającej wizytę swojego dziecka w muzeum za "traumatyczną" ze względu na brutalny charakter prezentowanych w nim prac (m.in. śmierć dziecka). Pracy prezentującej śmierci dziecka jednak z muzealnej przestrzeni nie usunął – naga kobieta jedząca banana okazała się jego zdaniem "traumatyczna" zdecydowanie bardziej.
Środowiska artystyczne (i nie tylko!) organizują protesty – wstawiają na Instagrama zdjęcia, na którym konsumują banana (oznaczając je jako #bananaselfie) i zbierają się masowo pod Muzeum Narodowym, żeby owe banany jeść. Tym wydarzeniem na Facebooku zainteresowanych jest już 32 tys. osób. Dyrektor Miziołek sam sobie uczynił niedźwiedzią przysługę, bo młodzież masowo googluje teraz nazwiska usuniętych z muzeum artystek, choć wcześniej mogła nawet o istnieniu takiego muzeum nie wiedzieć. Dla mnie – bomba.
Dopiero skandale, które wokół sztuki wybuchają (patrz: różańcowe protesty przed spektaklem Teatru Powszechnego "Klątwa" czy zdjęcie z afisza sztuki "Śmierć i dziewczyna" w Teatrze Polskim we Wrocławiu) mogą ich zainteresować. Nagle ich bowiem dotyczą; sztuka wychodzi poza swoje instytucje, nie kurzy się wyjęta ze współczesnego kontekstu. Rozmawia się o tym żywo i z oburzeniem, a media społecznościowe pełne są memów i zdjęć celebrytów, dla których ta sprawa zastąpiła chwilowo inne problemy.
Doczekaliśmy się więc skandalu dotyczącego cenzury sztuki wizualnej, która tak jak budziła kontrowersje 47 (!!) lat temu, tak budzi je dzisiaj. Banana Selfie w ramach protestu mieści się w sferze kultury obrazkowej, którą młodzi, żyjący internetem ludzie doskonale rozumieją. A przy okazji – jeśli zachce się im choć odrobinę, a w tym też jest rola rodzica – dowiedzą się o istnieniu Natalii LL i Katarzyny Kozyry.
Gorszący banan
Mam nadzieję, że nie wierzycie, iż nastolatka może zgorszyć kobieta jedząca banana. Że to realnie "seksualizuje" nasze dzieci, które przecież są takie niewinne, pornografii nigdy nie widziały, reklam spod znaku "zrobimy ci dobrze" również nie. No, a jeśli widziały, to na pewno nie wiedzą, o co w nich chodzi.
Bo owszem – praca Natalii LL, o której mówi się najwięcej – ma podtekst seksualny. To nie doszukiwanie się znaczeń, to fakt. Znaczenie seksualne jest tej pracy nadane w jakimś jednak celu, nie po to żeby "szokować". I właśnie cel warto poznać – im szybciej nasze dzieci zaczną rozumieć, czym jest sztuka krytyczna i jak wpływa na społeczeństwo, tym lepiej. Zwłaszcza, jeśli przy tym zrozumieją, że cenzura nie jest najlepszym wyjściem z żadnej sytuacji.
Dlatego nawet jeśli waszego nastolatka jakimś cudem ominęła bananowa afera, wykorzystajcie ją po to, żeby o sztuce współczesnej porozmawiać. W szkole system zdecydowanie w tej kwestii nie działa. Starożytność "odbębniana" jest co najmniej 3 razy, do współczesności – zarówno na historii i historii sztuki, czy na j. polskim – nie dochodzi się w ogóle.
"Nie ma na to czasu", mimo że ta właśnie sztuka, bardziej niż porządek koryncki, ma moc zmieniania rzeczywistości. Jest jednak trudna i początkowo – jeśli nie zna się zamiaru artysty – może wydawać się niezrozumiała. Dlatego teraz – podczas medialnej burzy – jest właśnie czas na wzbudzenie dziecięco-nastoletniego zainteresowania sztuką. Możesz zabrać dziecię do dowolnego muzeum i pogadać z nim o sztuce jako medium.
– Czy myślisz, że ten obraz spodobałby się miłościwie nam panującemu ministrowi kultury?
– Czy myślisz, że ta rzeźba powinna stać w muzeum, czy jej miejsce jest gdzie indziej?
– Czy uważasz, że sztuka powinna pokazywać tylko dobre i ładne rzeczy? Dlaczego?
Pytań jest mnóstwo, a odpowiedzi na żadne nie ma jednoznacznej. I zapewniam, że to lekcja i interakcja dziecięco-rodzicielska cenniejsza niż uczenie się, czym się różni Manet od Moneta.
Zmiana stanowiska dyrekcji Muzeum Narodowego
Już po opublikowaniu tego tekstu, otrzymaliśmy informację, że usunięte prace wrócą "na chwilę" do muzeum. W oświadczeniu dyrektora placówki można przeczytać, iż usunięcie prac nie było próbą cenzury, lecz wynikało z planów reorganizacji przestrzeni muzeum. Nagle więc prof. Miziołek nie odwołuje się do oburzonych matek i nauczycielek, tylko przyjmuje łagodzącą nastroje narrację, w której prace zostały usunięte ze względu "ograniczone warunki lokalowe".
Pozostaje się tylko cieszyć (i lekko niedowierzać w tę niespójność narracyjną). Nie zmienia to jednak faktu, że robota dla młodzieży i tak została wykonana.
Może cię zainteresować: Rodzice łakną małych estetów. Wychowanie przez sztukę – mądre czy tylko modne?