"Fuj, obleśne, po co to pokazujesz!?". Reakcje na zdjęcie blogerki to okrutny przykład mom shamingu

Alicja Cembrowska
Ojej, słodkie bobaski. Kobieta, która dziecka nie urodziła, to nie kobieta. Przecież to obowiązek. Siedzisz w domu i nic nie robisz – opiekujesz się jedynie dwójką słodkich szkrabów, więc powinnaś być wdzięczna za łaskę, która na ciebie spłynęła. No tak, niby gloryfikujemy macierzyństwo, słodziakujemy pod zdjęciami maluszków, ale, litości, rozstępy, wydzieliny, piersi karmiące, blizny po cesarce czy zaplamione koszulki to za wiele! Tego wrażliwe oko wrażliwego obywatela już nie zniesie!
Dla niektórych wrażliwych oczu plamki na bluzce to "już za wiele" Zrzut z ekranu/Instagram
To, co zaraz zobaczycie i przeczytacie to przykład zachowania, które nazywa się "mom shamingiem", który jest zawstydzaniem z powodu bycia mamą czy karmienia piersią. Właśnie. Karmienia piersią. Owszem, "to naturalne" powie większość, ale... Zawsze jest "ale". Ale rób to w ukryciu, ale "się z tym nie obnoś", ale daj mi żyć w poczuciu, że karmienie piersią to kolorowe zdjęcia z uśmiechniętą mamą, a nie łzy, dyskomfort, krwawienie, ból czy problemy.

Joanna prowadzi bloga "O matko, depresja". Kobieta studiuje psychologię, jest mamą i jak wskazuje nazwa jej profilu, zmaga się z depresją i lękami. Pisze: "Staram się być szczęśliwa i nawet mi to wychodzi". Kilka dni temu na swoim Instagramie dodała zdjęcie, które podpisała: "Kiedy myślisz, że już nie potrzebujesz wkładek laktacyjnych, a Twoje dziecko nagle zaczyna płakać". W chwili opublikowania tego zdjęcia, Joannę obserwowało około 800 osób. Można się domyślać, że były to osoby zainteresowane tematyką i estetyką jej profilu. Żyjemy przecież w świecie na tyle wolnym, że możemy decydować, co czytamy i na co patrzymy.


Oj, te straszne matki
Wiele mam utożsamiło się z fotografią. W komentarzach dyskutowały o tym, czy też im się to zdarza. Że fajnie, że ktoś to pokazuje, bo przecież nie ma się czego wstydzić. Ot, życie. Na tym temat powinien się skończyć. Zdjęciem zainteresował się jednak profil z memami i "śmiesznymi rysunkami". No i maszyna ruszyła.

"To obleśne", "fuj, po co to pokazujesz?", "matki są p***ne". Nie ma sensu dalej cytować, bo każdy, kto korzysta z internetu dłużej niż godzinę, może wyobrazić sobie, co jeszcze pisano pod zdjęciem Joanny.

– Rozumiem wasze oburzenie. Serio. Mnie też się sporo rzeczy w internecie nie podoba. Rozumiem nawet, że potrzebujecie sobie poprawić humor, zostawiając tutaj, czy gdziekolwiek indziej, swój komentarz. [...] Ten post jest dla nich. Dla mam, które nie są idealne. Dla kobiet, które boją się publicznie karmić, albo muszą wysłuchiwać rad typu "w okresie laktacji noś tylko białe bluzki, żeby przypadkiem nikt nie zauważył plamy z mleka". Dla mam, które myślą, że tylko im zdarza się popełniać błędy i jest im z tego powodu trudno. To się nazywa normalizacja i przesuwanie dyskursu. Osoby, które to robią, zawsze dostają po głowie, więc wcale mnie to nie dziwi – skomentowała autorka wpisu.

Tak, z komentarzy wynika, że wiele mam potrzebuje takich zdjęć. Bo cały czas kobiety słyszą, że to wstyd, że powinny się zakrywać, że przecież innym się to nie zdarza. Hejt, jaki spotkał Joannę to kolejny przykład, że wielu z nas żyje wyobrażeniami, iluzjami i nie chce tego zmienić. A gorzkie żale wrażliwych mężczyzn ("Jesteś obleśna", "fuj, nie mogę na to patrzeć") pokazują, że tak, bezsprzecznie takie zaplamione bluzki trzeba upubliczniać. Pora pokazywać panom, że "bycie mamusią" to nie tylko błogosławiony czas z maluszkiem.

Przestańmy powtarzać głupoty
Ciekawe, że piersi mniej lub bardziej zakryte akceptujemy w rozerotyzowanych reklamach, ich kontekst seksualny nie przeszkadza tak bardzo, jak fakt karmienia dziecka. Nagle setki osób czuje się obrażonych, przypomina o estetyce, higienie, moralności. Nagle ich codzienność jest tak bardzo zaburzona, jakby plamka na bluzce faktycznie zniszczyła im życie. Nagle do szalonych głów wpadają pomysły na łączenie mleka dla niemowlęcia z wydalaniem ("to może wstaw jeszcze zdjęcia, jak robisz kupę") lub ejakulacją ("ciekawe, jak byś zareagowała, gdyby mężczyzna wstawił zdjęcie majtek ze spermą").

Ale chwila. Chyba jest różnica pomiędzy wydzieliną powstającą w wyniku stymulacji erotycznej, kałem a.... jedzeniem dla małego dziecka? Smutne, że tak wiele osób zasłyszy gdzieś argument niemający logicznego uzasadnienia i powiela go w każdej dyskusji.

Pojawiły się również głosy, że "kiedyś kobiety tego nie pokazywały", "mi to by było wstyd przyznawać się do takiej wpadki", "co za czasy, że chwalić trzeba się nawet takimi rzeczami". Właśnie dlatego, że "kiedyś nikt tego nie pokazywał" mamy obecnie cały zestaw mitów, ploteczek, półprawd. Młode kobiety często żyją w niewiedzy, podobnie jak spora grupa mężczyzn, do tej pory chronionych przez zawstydzane matki przed prawdziwym obliczem macierzyństwa.

Byłoby ci wstyd to pokazywać? No właśnie. Bo utarło się, że wstydzimy się swoich ciał, ich biologizmu. Dlaczego kobieta ma się wstydzić, że mleko z piersi zaplamiło jej koszulkę? Czyżby nagle to "nie było naturalne"? Zdjęcie Joanny to nie "chwalenie się wpadką", a pokazanie, że poza uroczymi przytulaskami z dzieckiem, poza tymi wszystkimi pięknymi ujęciami z Instagrama i reklam, wychowanie małego człowieka to też te cholernie nieestetyczne plamy!