"75 złotych nie załatwia sprawy". Rozmawialiśmy z samotną matką, która dziś spotka się z Dudą

Katarzyna Chudzik
Anna Lose samotnie wychowuje trójkę dzieci. Dziś – razem z drugą samotną mamą, Dorotą Ostrowską – spotka się "w sześć oczu" z prezydentem Andrzejem Dudą. Będą rozmawiać o zmianach w prawie, które ich zdaniem są samotnym matkom niezbędne. I liczą na sukces.
Prezydent Duda sam zaprosił przedstawicielki samotnych matek na spotkanie
Jest pani autorką petycji "Stop dyskryminacji samotnych matek", którą podpisało już prawie 100 tysięcy osób. Jeszcze chwila i będzie można ją złożyć w Sejmie jako obywatelską inicjatywę ustawodawczą. To jej treści będzie dotyczyła rozmowa?

Tak, choć z drobnymi zmianami – petycję napisałam we wrześniu minionego roku i trochę stan prawny od tamtego czasu uległ zmianie . Miałyśmy 3 postulaty: pierwszy dotyczy potrzeby zmiany definicji samotnej matki, drugi odnosił się do zwiększenia progu dochodowego uprawniającego do skorzystania z Funduszu Alimentacyjnego, ale wymaga drobnej korekty, a w trzecim chodzi o wprowadzenie 500 plus na pierwsze dziecko, ale to zdaje się, że wejdzie w życie 1 lipca, więc raczej nie będziemy go omawiać.


Trudno było się umówić z prezydentem na spotkanie?

Kancelaria Prezydenta odezwała się do mnie sama po tym, jak na początku lutego ukazał się o nas artykuł. To oni zaproponowali spotkanie. Naturalne to dla mnie na pewno nie było, trochę się zdziwiłam, nie chciałam w to uwierzyć. Bardzo szybko poszło – rano pojawił się artykuł, a o 20.00 tego samego dnia zaproponowano mi spotkanie.

Czy zostały wam przedstawione jakieś warunki dotyczące tej rozmowy?

Na spotkaniu będę ja i druga koleżanka. Nie wiem, czy prezydent będzie sam – wiem tylko, że rozmowa odbędzie się zamkniętymi drzwiami. Na razie nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć.

Porozmawiajmy zatem o każdym postulacie z osobna. Jak do tej pory definiowana była samotna matka i dlaczego ta definicja powinna ulec zmianie?

Teraz z prawnego punktu widzenia samotną matką jest kobieta, której dzieci nie mają ojca, ponieważ zmarł bądź jest nieznany. I tutaj mamy do czynienia z dziwną sytuacją, ponieważ w przypadku, w którym ojciec jest znany i żyje, kobieta samotnie wychowująca dzieci ma jeden przywilej – może się rozliczać z Urzędem Skarbowym jako samotny rodzic. Ale kiedy stara się o rozmaite świadczenia, nie jest już traktowana jako samotna matka.

Nawet jeśli nie otrzymuje zasądzonych alimentów?

Nawet. A zresztą jeśli je otrzymuje, to przecież z terminowością różnie bywa. Dlatego każda osoba, która samotnie wychowuje dziecko powinna według prawa być określona samotnym rodzicem – matką czy ojcem. Bo niestety bardzo często jest tak, że te pieniądze z alimentów występują tylko na papierze.

Czytałam, że średnie zadłużenie alimentacyjne to 39 tysięcy złotych...

Tak, dzisiaj nawet słyszałam, że już 40. A zmiana definicji pomogłaby uzyskać inne świadczenia, ułatwiłaby wiele.

Niektóre z matek samotnie wychowujących dzieci uważają, że termin "samotna matka" jest niewłaściwy, że powinno się takie kobiety nazywać raczej "samodzielnymi". Samotność jest pejoratywnie postrzegana, kojarzy się z porzuceniem, brakiem wsparcia znikąd.

Myślę, że termin samodzielna matka nie wejdzie ani do prawa ani do obowiązującego słownictwa. Tymczasem "samotna matka" funkcjonuje wszędzie na świecie. Rozumiem, że kobiety czują się silne, samotnie wychowując dziecko. Ja też czuję się silna. "Samodzielna", bo po prostu dzielna. Ale wątpię, żeby to się utrwaliło w używanej powszechnie nomenklaturze.

Ostatnio głośno było o słowach Weronice Rosati, która samotnie wychowuje córkę i twierdzi, że czuje się dyskryminowana. Że kobiety, które same postanowiły odejść od ojca dziecka są traktowane przez społeczeństwo z pogardą, że są obwiniane za swoją sytuację rodzinną. To prawda?

Oczywiście! Prowadzę od 3 lat bloga dla samotnych matek. Wiem, ile na nie spada hejtu, on jest wręcz "modny", a przecież odsetek kobiet, które chciały być samotnymi matkami, jest naprawdę niewielki.

Większość z nich to kobiety po przejściach, po tragediach. Tymczasem ludzie im wmawiają, że to wina tylko kobiet, które same decydują, kto jest ojcem ich dziecka. Tylko że nie wszystko jest czarno-białe. Tymczasem funkcjonuje taka opinia, że to my powinniśmy bardziej się starać, żeby "utrzymać mężczyznę przy sobie", a jeżeli, nie daj Boże, same się zdecydowałyśmy na to, żeby odejść, to nieważne, że ten mężczyzna był sprawcą przemocy, alkoholikiem, albo nas zdradzał. Skoro zdecydowałyśmy się od niego odejść, to powinniśmy radzić sobie same.

Jakie jest podłoże takiego toku rozumowania? Zamiast wspierać i współczuć w niełatwej sytuacji życiowej, wolimy napiętnować kobietę, która – jak w wielu innych przypadkach– jest "sama sobie winna"?

To jest wyłącznie moja opinia, ale myślę, że w społeczeństwie pokutuje przekonanie, że samotna matka żyje jak pączek w maśle. Że bierze z wielu źródeł pieniądze, a nie dość, że państwo jej pomaga, to jeszcze ciągnie alimenty od byłego partnera. Że one specjalnie to robią, bo są materialistkami.

Oczywiście nie ma to nic wspólnego z prawdą.

Jaka jest w takim razie sytuacja finansowa samotnych matek? Ile pieniędzy realnie otrzymują?

Jeżeli ojciec zmarł, to dziecko otrzymuje po nim rentę, ale tylko jeżeli ojciec pracował. Znam niestety historie kobiet, których zmarłym partnerom zabrakło choćby 2 tygodnie pracy, więc tej renty nie ma. Poza tym, za samotne wychowywanie dzieci dostaje się dodatek, ale to też dotyczy wyłącznie dzieci ojców zmarłych lub nieznanych i jest bardzo małą kwotą – 190 złotych na jedno dziecko, ale nie więcej niż 380 na wszystkie.

Jeśli zaś chodzi o większość sytuacji życiowych – czyli takich, w których ojciec żyje i jest znany –to alimenty z Funduszu Alimentacyjnego przysługują tylko kobietom, w których rodzinie dochód na osobę nie przekracza 800 złotych. To kryterium zostało niedawno podniesione, kiedy pisałam petycję, to było to 725 złotych. Tylko że to są grosze, to nic nie zmienia. Wystarczy, że mająca jedno dziecko kobieta zarabia 1650 złotych i już musi sobie radzić sama.

O ten punkt w petycji będę najbardziej walczyła, bo to jest bardzo krzywdzące. Samotne matki wcale nie chcą siedzieć w domu i czekać na pomoc państwa, tylko chcą iść do pracy i zapewnić dzieciom lepszy start w życiu. Ale potrzebują też alimentów, bo to jest przecież nic innego, jak częściowe pokrycie kosztów utrzymania dziecka. Część zapewnia matka, część ojciec. Jeżeli ojciec się od tego wymiguje, to państwo, które przecież szczyci się tym, że jest prorodzinne, powinno pomagać takim kobietom, a później ściągać te pieniądze od dłużnika.

O jaką więc kwotę będzie pani walczyć?

Będę starała się o całkowite zniesienie progu dochodowego, ale zobaczymy, jak to zostanie przyjęte. W petycji jest napisane tylko o podniesieniu progu, ale 75 złotych nie załatwia sprawy – wciąż przecież będzie milion dzieci, które nie dostaną tych alimentów.

Nie martwi się pani reakcją opinii publicznej, która uzna najprawdopodobniej, że matkom, które zarabiają np. 5 tysięcy, alimenty od państwa się nie należą, bo przecież wystarcza jej na utrzymanie?

Mamy teraz 500 plus, a ludzie, którzy zarabiają bardzo dobrze, pobierają te pieniądze. Wielkiego oburzenia z tego powodu nie było, ludzie bardziej się oburzali właśnie tym, że biedni je pobierają. Wiadomo jednak, że z jakimś hejtem na pewno muszę się liczyć. Myślę, że jeżeli państwo będzie płaciło dziecku alimenty, to łatwiej będzie je ściągnąć od dłużnika niż samotnej matce. I będzie rządzącym na tym zależało.

Trzecim postulatem było 500 plus na pierwsze dziecko.

Tak, on pokrył się postulatami rządzących i najprawdopodobniej 1 lipca wejdzie w życie. Te samotne matki, które wychowują jedno dziecko i pracują, też je otrzymają. To ważne, bo tej pory takie osoby zostawały z gołą pensją. Bardzo wiele z nich nie otrzymywało ani alimentów, ani 500 plus. Miały pensję minimalną i trudno im się było utrzymać, tym bardziej, że – nie oszukujmy się – większość z nich mieszka w wynajmowanych mieszkaniach.

Czyli najważniejsza jest dla pani w tym momencie zmiana definicji samotnej matki i zlikwidowanie progu dochodowego umożliwiającego otrzymywanie alimentów z Funduszu Alimentacyjnego.

Tak. Jeśli natomiast spotkam się ze stanowczą odmową dotyczącą likwidacji tego progu, to będę się starała, żeby go podnieść do minimum 1200 złotych.

To się może udać? Uważa pani, że prezydent rzeczywiście jest zainteresowany losem samotnych matek i będzie o nie walczył w przyszłych politycznych negocjacjach?

Mam duże oczekiwania. Myślę, że pan prezydent myśli o nas poważnie, bo propozycja spotkania wyszła od niego. Nasza petycja przecież jeszcze nie została wysłana do jego kancelarii, a my już mamy umówione spotkanie! Jadę z ogromną nadzieją, że uda się rzeczowo porozmawiać.

Wiemy obydwie, że samotnych matek jest znacznie więcej niż samotnych ojców – to aż 90 proc. samotnych rodziców. Ojcowie są zjawiskiem niemal marginalnym, ale nie nieistniejącym. Czy nie lepiej byłoby sformułować swoje prośby w imieniu całej grupy rodziców, a nie tylko matek?

Proszę się w tym nie doszukiwać dyskryminacji ojców. Od 3 lat prowadzę bloga dla samotnych mam, prowadzę też na Facebooku grupę wsparcia "Samotne Mamy", która liczy ponad 4000 kobiet. Naczytałam się wielu historii, postanowiłam działać i napisałam petycję. Inne samotne matki koordynowały to, rozsyłały, starały się nagłaśniać i pomagać, jak tylko mogły.

Owszem – pojawiły się na początku głosy samotnych ojców, którzy czuli się dyskryminowani. Wyszłam do nich z propozycją, że czekam na ich pomoc, która bardzo się przyda. I niestety zostało to bez odzewu. Nie było ani jednego mężczyzny, który zechciałby nam pomóc! Ale oni też przecież będą objęci potencjalną zmianą w prawie.
Napisz do autorki: katarzyna.chudzik@mamadu.pl