Dzieci głaszczą martwe zwierzęta. Awantura o zajęcia, które odbyły się w przedszkolu w Częstochowie

Alicja Cembrowska
"Przedszkolaki poznają zwierzęta leśne". Na zdjęciach: mała dziewczynka owinięta w futro lisa, torby z nabojami, wypchane zwierzęta leśne, poroża. Jedni grzmią, że to skandal i obrzydlistwo. Inni bronią tego typu zajęć w przedszkolach i wskazują, że dla dzieci to atrakcyjny sposób zdobywania wiedzy.
Spotkanie z myśliwym w przedszkolu Zrzut z ekranu/Facebook/Warszawski Ruch Antyłowiecki
Nie pierwsze takie warsztaty
W lipcu 2018 roku w Mamadu.pl pisałyśmy o warsztatach dla dzieci w małopolskim przedszkolu, które prowadziła członkini Polskiego Związku Łowieckiego i prezeska jednego z lokalnych klubów łowieckich. Kobieta opublikowała zdjęcia na swoim prywatnym profilu i podkreślała, że na spotkaniach dzieci dowiadują się, kim jest i czym się zajmuje myśliwy, jakie zwierzęta zamieszkują lasy i jak zachować się w lesie.

– Temat prelekcji dostosowany jest do wieku grupy, w której prowadzone jest spotkanie – tłumaczy w rozmowie z MamaDu. Szczegółów jednak nie zdradza. Na pytanie o kontrowersje odpowiada, że "hejt rozpętał się ze strony osób, które nie wiedzą, co dzieje się podczas spotkań". – Jest to nie tylko krzywdzące nas, ale również dzieci i ich rodziny. Bulwersujący jest fakt, iż nauka stała się czymś zakazanym jak w średniowieczu i społeczeństwo coraz częściej na to przystaje – dodaje.
Zrzut z ekranu/Facebook/Warszawski Ruch Antyłowiecki
"Myśliwi przeprowadzają indoktrynację"
Wpis na temat jednego z przedszkoli (które "uczy dzieci wrażliwości") w Częstochowie pojawił się na profilu "Warszawski Ruch Antyłowiecki". – Zachęcamy rodziców do składania oświadczenia dyrektorom placówek, do których uczęszcza wasze dziecko, że nie życzycie sobie, żeby myśliwi wypaczali Wasze dzieci. Myśliwi chodzą po szkołach i przedszkolach w całym kraju i przeprowadzają indoktrynację. Prędzej czy później zawitają w waszej placówce, jeśli nie zgłosicie sprzeciwu.


W komentarzach rozpoczęła się słowna przepychanka dwóch grup. Tych, dla których realizowanie takich spotkań to pomyłka i skandal, ka takie zajęcia to uczenie bestialstwa przez myśliwych – ludzi, którzy "zabijają dla przyjemności".
Zrzut z ekranu/Facebook/Warszawski Ruch Antyłowiecki
Druga grupa w udostępnionych zdjęciach nie widzi nic złego. Bronią myśliwych i przekazywania dzieciom wiedzy na temat zwierząt i przyrody w taki właśnie sposób. Przywołują również argumenty na temat "jedzenia mięsa" i uświadamiania dzieciom, że kotlet nie bierze się ze sklepu, a zwierzęcego ciała.

– Znaczna część polskich myśliwych nie posiada podstawowej wiedzy o przyrodzie, zwłaszcza o mechanizmach nią rządzących. Myśliwi co, widać na każdym kroku, są negatywnie nastawieni do nauki i naukowców, a swoją wiedzę często opierają na przekazywanych z pokolenia na pokolenie mitach i te mity przekazują potem dzieciom. Ulubionym chyba tematem na spotkaniach z dziećmi jest dokarmianie zwierząt w lasach. Myśliwi dokarmiają tylko po to, by zwierząt było więcej – komentuje biolog Kamil Szczepka, który prowadzi na Facebooku profil "Okiem Przyrodnika".

I dodaje: "Gdy robimy w szkole lekcje o zdrowiu, to zapraszamy lekarza, nie znachora. A myśliwi są właśnie jak tacy znachorzy. Nie bez powodu coraz częściej nazywa się ich pseudoekologami. [...] Nawet gdy zaproszony [do szkoły – przyp. red.] myśliwy ma wiedzę, to już każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć, czy ktoś, kto najczęściej dla przyjemności (bo z prawdziwej konieczności rzadko) zabija zwierzęta (postrzelone zwierzę w wielu przypadkach umiera w męczarniach godzinami lub dniami) powinien mieć kontakt z naszymi dziećmi. Dziecko zacznie bowiem jako pana od zwierząt kojarzyć nie biologa po uniwersytecie, lecz pana z bronią, który raz trafia w sarnę, raz w rowerzystę, a raz w dystrybutor paliwa".

– Nie jestem przeciwnikiem osób, które co jakiś czas, pomimo obecności w mięsie ołowiu chcą zjeść kiełbasę z dzika. Jestem przeciwnikiem robienia z łowiectwa swego rodzaju religii i przemycania jej do szkół i przedszkoli – podsumowuje biolog i edukator przyrodniczy.

Opinia mamy na temat "głaskania futerka"
W pierwszej kolejności zainteresowała mnie jednak opinia rodziców. Pod wpisem "Warszawskiego Ruchu Łowieckiego" zdania są podzielone – jedni zastrzegają, że nigdy nie pozwoliliby dziecku uczestniczyć w takiej lekcji, inni są zachwyceni pomysłem.

O zdanie zapytałam Małgorzatę, mamę 4-letniego Wojtka. – Raz będąc na grzybach w lesie, znaleźliśmy poroże jelenia. Wojtek płakał, że zwierzątko umarło. Histeryzował pomimo tłumaczeń, że nawet jeżeli tak się stało, to nikt nie zabił go specjalnie. Dlatego podejrzewam, że gdyby moje dziecko miało uczestniczyć w takich zajęciach, to najzwyczajniej wpadłoby w panikę.
Zrzut z ekranu/Facebook/Warszawski Ruch Antyłowiecki
Małgorzata podkreśla, że jako mama wie, że dziecku trudno pogodzić się ze śmiercią zwierzęcia. – Wojtek bardzo przeżywa takie rzeczy. Już samo to jest dla niego trudne, nie mam zatem pojęcia, jak miałabym wytłumaczyć mu, że można celowo zabić zwierzę, że można tego chcieć i się z tego cieszyć.

Dyrekcja dementuje pojawiające się w internecie komentarze, że rodzice nie byli poinformowani o takich zajęciach. – Wszyscy rodzice wyrazili zgodę na zajęcia poznawcze "zwierzęta leśne" – komentuje dyrektorka przedszkola. Na prośbę rodziców zdjęcia zniknęły z profilu placówki na Facebooku.

Co myślicie o organizowaniu takich zajęć dla przedszkolaków? Zgodzilibyście się, żeby wasze dziecko uczestniczyło w takim spotkaniu?