"W takich warunkach nie da się pracować". Przyjęcia do oddziału w łódzkim szpitalu wstrzymane

Wiktoria Dróżka
O tym, że w naszym kraju brakuje psychiatrów i psychologów dziecięcych, mówi się od dawna. Nikt z tym jednak nie robi, a zapotrzebowanie jest ogromne. W Polsce objawy depresji występują u ok. 20% młodzieży, a to wiąże się również z myślami samobójczymi. Próby odebrania sobie życia są najczęstszą przyczyną zgonów osób w wieku 14–19. Tymczasem na oddziałach psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej zaczyna brakować już nie tylko łóżek, ale i lekarzy. Pytanie – kto będzie leczył nasze dzieci?
Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta
Dziecięce oddziały psychiatryczne w kryzysie
Lekarze od dawna powtarzają, że w takich warunkach nie da się pracować. I nie chodzi tu tylko o brak łóżek albo kwestię pensji. To kwestia presji i warunków, których żaden polski odział psychiatrii nie spełnia. Zatem nie ma pieniędzy ani lekarzy. Ministerstwo Zdrowia jest postawione w sytuacji, gdy jest zmuszone do działania, bo kryzys jest tu i teraz.

Lekarze mówią dość
– Jak zapewnić bezpieczeństwo na oddziale, gdy na jednego specjalistę przypada czasem kilkanaścioro dzieci, które mają myśli samobójcze? – pytają psychiatrzy. – Zdarza nam się też wchodzić w rolę pedagoga szkolnego, pracownika socjalnego, a nawet prawnika, bo często trafiają do nas dzieci, których rodzice są za granicą, albo z domów dziecka z niejasną sytuacją prawną – opowiada dziennikarzowi Gazety Wyborczej dr Aleksandra Lewandowska, ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci w szpitalu Babińskiego.


Na oddziale psychiatrycznym dla dzieci w łódzkim szpitalu im. Babińskiego wykorzystano już wszystkie „dostawki”. Leży tu 35 pacjentów (powinno być 23). Przyjęcia planowe są wstrzymane, przyjmowane są tylko dzieci w stanie zagrożenia życia. W warszawskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii na oddziale dziecięcym i młodzieżowym dostawek już zabrakło, a niedługo zabraknie miejsca na korytarzach. Na 28 miejsc jest 42 pacjentów.

Zaczęło się od oddziału psychiatrycznego dla dzieci w podwarszawskim Józefowie. W połowie grudnia pracę oddziału trzeba było zawiesić, po tym jak wszyscy specjaliści złożyli wypowiedzenia. Oddziałem w Józefowie zdecydowała się w końcu pokierować konsultant wojewódzka psychiatrii dzieci i młodzieży dr Lidia Popek. Od 1 lutego placówka znów działa, ale kryzys zaczął się w warszawskim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym na oddziale psychiatrii wieku rozwojowego.

– Wszyscy specjaliści, łącznie z szefem kliniki, powiedzieli, że odchodzą. Są w okresie wypowiedzenia, przestaną pracować od 1 kwietnia – mówi dr hab. Barbara Remberk, konsultant krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, która monitoruje całą sytuację. – Ci sami lekarze byliby gotowi pracować, gdyby zostało zwiększone finansowanie i oddział nie miałby dwa razy za dużo pacjentów – dodaje.

Zamknięcie grozi także innym oddziałom. – Jeśli nic się nie zmieni, nie otrzymamy żadnego wsparcia, też rozważamy z końcem marca rezygnację z pracy – zapowiada dr Lewandowska z Łodzi.

Sytuacja jest poważna
Za chwilę specjalistów może zabraknąć też na oddziale psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży w Miliczu pod Wrocławiem. Obecnie pracują tu dwie lekarki ze specjalizacją z psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej, ale są w ciąży. Z początkiem wakacji odejdą na urlopy macierzyńskie i zostanie jedynie dwoje rezydentów. Co wtedy, nie wiadomo. – A przeciążenie jest niesamowite, obecnie mamy 26 pacjentów, miejsc zakontraktowanych – 21. Oddział jest mały i jest bardzo ciasno – mówi Blanka Kosicka-Zając, kierownik oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży w Miliczu. W lutym były tu tylko cztery przyjęcia planowe, pozostałe trzeba odwoływać, bo nie ma miejsc.

– To jest zespół naczyń połączonych, jeśli inne oddziały przestaną pracować, to cała grupa pacjentów przyjedzie do nas i wtedy nasi lekarze znów nie wytrzymają – tłumaczy Michał Stelmański, prezes zarządu Mazowieckiego Centrum Psychiatrii, pod który podlega oddział w Józefowie.

Jak sytuację chce ratować Ministerstwie Zdrowia? Na razie powstał seccjalny zespół, który ma zająć się zaprojektowaniem nowego systemu ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Zakłada on stworzenie trzech poziomów referencyjności. W pierwszej kolejności mali pacjenci trafialiby do środowiskowych poradni psychologiczno-pedagogicznych czy pod opiekę terapeutów środowiskowych. Drugi poziom referencyjności to Środowiskowe Centrum Psychiatrii dla Dzieci i Młodzieży, gdzie pacjenci mogliby liczyć na wsparcie psychologów i psychiatrów, a tylko tymi najtrudniejszymi przypadkami zajmowałyby się szpitale. Model miałby być wdrażany jeszcze w tym roku. Prezes NFZ Andrzej Jacyna obiecał też zwiększenie nakładów na psychiatrię.

Warto wspomnieć, że nieleczony epizod tej choroby trwa średnio mniej więcej od 4 do 8 miesięcy, choć pacjenci, u których zaburzenia nastroju trwały dłużej niż rok, zanim trafili na konsultację, też nie są rzadkością.



Źródło: Gazeta Wyborcza