"Wstydzę się męża-robola". Mrzonki o księciu z bajki odbierają szansę na miłość
Partner-wizytówka. Musi być przystojny, z tak zwanej "dobrej rodziny". Najlepiej, żeby przed 30. miał samochód i mieszkanie. Elokwentny, zabawny i spontaniczny. Gdy znajomi pytają, czym się zajmuje, jeszcze zanim słowa wypłyną z jego słodkich usteczek, powinnaś pękać z dumy. Ważne, by poza grubym portfelem i wysokim stanowiskiem, miał również takie cechy jak: opiekuńczość, troskliwość, wrażliwość i wyrozumiałość. A potem się budzisz. Nie do końca sama, bo z wizją człowieka, który nie istnieje.
Koleżanka opowiada o chłopaku, którego poznała na popularnym serwisie randkowym. Spotkała się z nim kilka razy. Z jej relacji wiele dowiedziałam się o jego rodzinie (bogatej), statusie społecznym (ma dobrą pracę, codziennie chodzi w garniturze!), wiem również gdzie i jakie ma mieszkanie. Nie dowiedziałam się natomiast, jak się z nim czuła, czy poza opowieściami na temat wykształcenia jego dziadków i firmie rodziców, mieli wspólne tematy.
Spotkanie towarzyskie. Tak zwana domówka. Naturalne, że przy pierwszym poznaniu wymieniamy się imionami i najczęściej pada również pytanie o studia/zawód. Asia chwali się, że skończyła medycynę, ale nie wie, czy będzie pracować w zawodzie, bo w pierwszej kolejności marzy jej się dziecko. Od razu szybciutko odpowiada za swojego męża, że ten pracuje w "firmie". Chce zmienić temat.
Dopiero później okazuje się, że chłopak pracuje na budowie. I nie skończył studiów, bo nie czuł takiej potrzeby. Ona później żartuje, że "zawsze wolała intelektualistów, ale on okazał się taki kochany, że dała mu szansę". Po kilku kolejnych drinkach wyznaje, że wstydzi się, że ona "taka wykształcona i tyle będzie zarabiać, a on...". No ale tak się o nią starał, tak zabiegał, zrobi wszystko z miłości, uważa ją za ideał, nawet się nie obraża za poniżające zaczepki, że jest "robolem".
Ochroniarz – to nie brzmi dobrze
Aleksandra poznała Tomka na tak zwanych "szybkich randkach". Masz 5 minut, żeby porozmawiać z daną osobą i szybka zmiana. Od razu "zaiskrzyło". On spokojny, raczej nieśmiały, ale to 5 minut wystarczyło, by dostrzegła, że z drugiej strony to zabawny i towarzyski chłopak. Ona wulkan energii, roześmiana i inteligentna. Kolejne spotkanie, potem trzecie i czwarte. Pytam Olę jak sprawy z Tomkiem. Już się nie widują.
Z powodów rodzinnych chłopak nigdy nie poszedł na studia. Miał problemy w domu, chciał szybko wyprowadzić się z toksycznego środowiska i sam zarabiać na swoje utrzymanie. Pracę ochroniarza przyjął, bo kończyły mu się oszczędności. Ma plany na przyszłość, jest zaradny, spłaca kredyt za samochód, żeby dojeżdżać do różnych obiektów, w których potrzebny "na już" jest ochroniarz. Dzięki temu zarabia więcej, czyli więcej może odkładać na profesjonalny kurs kucharski, który przybliży go do spełnienia marzenia o otwarciu swojej restauracji. Kiedy? Jeszcze trudno powiedzieć, jest młody, nie chce rzucać się na głęboką wodę, dopóki nie zbierze pieniędzy, doświadczenia i wiedzy.
Ola uznała, że "ochroniarz" nie brzmi dobrze i z nieskrywanym smutkiem zakończyła znajomość. Zdziwiło mnie to, bo świetnie się z nim dogadywała, lubili spędzać razem czas, sama powtarzała, że jest facetem zaradnym, szczerym, pozytywnym. Takim, który zawsze znajdzie wyjście z sytuacji i może nie będzie zarabiał milionów, ale zrobi wszystko, by jego partnerka czuła się komfortowo i bezpiecznie.
Albo w drugą. "Krzyczy na mnie, wciąż mnie poniża, nie pamiętam, kiedy mnie przytulił czy powiedział, że ładnie wyglądam. Nawet nie mogę z nim porozmawiać, gdy jest mi źle i smutno. Ale przynosi do domu dużo pieniędzy, no i prestiż... Wiesz, koleżanki nieraz wzdychają, jakie to mam szczęście, że mam męża dyrektora".
Projekt-facet
Szukasz księcia z bajki? Zła informacja jest taka, że nigdy nie znajdziesz. Myślisz, że współcześni faceci są do niczego, bo nie spełniają 4 punktów z twojej listy oczekiwań? Zastanów się, dlaczego pewne aspekty są dla ciebie tak istotne.
To może niezbyt trafne porównanie, ale często dziewczynki w wieku gimnazjalno-licealnym mają w głowach wyobrażenie mężczyzny idealnego. Są w stanie na jednym wdechu wyrecytować, jaki powinien być ich przyszły mąż. Później życie weryfikuje oczekiwania i okazuje się, że poznawanie nowych osób nie polega na przykładaniu ich do wzoru i odrzucaniu, gdy nie pasują.
Potrzebna jest praca. Najczęściej nad sobą. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego skreślamy innych ze względu na narodowość, zawód, wykształcenie czy grubość portfela. Kilkukrotnie miałam okazję przekonać się, że "mgr" przed nazwiskiem nie gwarantuje, że rozmówca jest fajnym człowiekiem. Co z tego, że ma dyplom z dwóch kierunków, skoro nic mu się nie podoba, nic nie lubi, a ludzie, według niego, są nudni i beznadziejni. By rozładować frustracje, nakrzyczy na kelnerkę, zrobi na złość sąsiadowi i wygłosi mowę o tym, jak wszyscy wokół mają namieszane w głowach (historia prawdziwa).
Zarzuty do innych osób bardzo często wynikają z naszych kompleksów. Wielu z nas tego nie zauważa, bo wolimy szukać "winy" w partnerach. W przywołanych przeze mnie przykładach jedynym "problemem"/argumentem do zerwania czy obrażania jest wykonywany zawód. Pomijam sytuacje, w których chodzi, np. o odmienny światopogląd, wizję przyszłości czy poczucie humoru, bo to bardziej zaawansowany poziom.
Kilka banałów, o których łatwo zapominamy
Musimy sobie uświadomić, że dobry związek, intymność, bliskość i zaufanie, nie zależą od tego, jaką wykonujemy pracę. Jeżeli potrzebujemy podania, CV i kopii dyplomów z uczelni, by kogoś "zaakceptować" i uznać, że może być naszym partnerem, jeżeli wstydzimy się, że ktoś zarabia uczciwie, ale mniej niż pan z banku, to poszukajmy źródeł takiego myślenia. Bo tkwi ono na pewno w naszej głowie.
Bogdan Wojciszke w książce "Kochaj wystarczająco dobrze" tłumaczy, że "mit miłości romantycznej jest szkodliwy dlatego, że jest nierealny, bo konflikty są przecież nieuchronne w bliskich związkach". Dlatego oczekiwanie na księcia z bajki, miłości "jak w filmie" odbiera nam szansę na poznanie właściwej osoby.
– Nie istnieją żadne wiarygodne dowody na to, że są jakieś cechy, których kombinacja zaowocuje udanym związkiem. Nie ma żadnych danych, które świadczą o tym, że pan A z panią B stworzą małżeństwo doskonałe albo choćby małżeństwo wystarczająco dobre. [...] Jeśli cokolwiek działa w tej układance, to nie są to cechy psychiczne, ale socjodemograficzne. Większe szanse na powodzenie mają związki, w których ludzie pochodzą z podobnej klasy społecznej, z tej samej kultury, są tego samego wyznania, bo to oznacza większą szansę, że będą wyznawać podobne wartości i podobnie myśleć o ich realizacji. Tak naprawdę o tym, czy związek przetrwa, czy nie, czy będzie satysfakcjonujący, czy fatalny, decyduje nie to, jacy ludzie są, ale jak się zachowują – tłumaczy Bogdan Wojciszke w rozmowie z Agnieszką Jucewicz.
Chodzi zatem o reakcję na problemy, o strategie rozwiązywania konfliktów i radzenia sobie z komplikacjami. Mniej istotną kwestią jest czy po ewentualnej kłótni ktoś wróci do korporacyjnego biurka, na budowę czy przepracuje kilkugodzinny dyżur w szpitalu.
Praca jest ważną częścią naszego życia, nie powinna być jednak najważniejsza. Ocenianie drugiego człowieka tylko z perspektywy wykonywanego zawodu, jest płytkie i zwyczajnie głupie. Każdy z nas ma inną historię, doświadczenia, możliwości i umiejętności. I co najfajniejsze w życiu – każdy jest potrzebny i ważny.
Może cię zainteresować także: Oto, co może pomóc, gdy w związek wkradł się kryzys. Czasem wystarczą drobne zmiany