Odmówili wysłania karetki do dziecka ze 40-stopniową gorączką. Wyjaśnienie depozytora zaskakuje

Wiktoria Dróżka
W nocy około godziny 3:30 do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Wolsztynie zadzwonił zdenerwowany mężczyzna prosząc o pomoc. Jego partnerka była sama w domu, w miejscowości, w której mieszkała od kilku dni, a ich sześciomiesięczna córka gorączkowała. Pogotowie nie przyjechało. Dziecko wraz z matką do szpitala zawiozła policja...
Pogotowie w Wolsztynie nie przyjechało do chorego dziecka. TVN24/screen
Kartka nie przyjechała do chorego dziecka
– Córka miała tego dnia szczepienie. O północy dostała gorączki. O godzinie 3:00 w nocy miała 40 stopni gorączki – mówi Jacquline Szluter, mama półrocznej Mii. Dlaczego pogotowie nie przyjechało? Dlaczego dyspozytor odmówił pomocy? Pytań w tej sprawie jest naprawdę dużo.

Nie była w stanie sama dowieźć dziecka do szpitala, a dyspozytor odmówił, przysłania karetki. Zawieźli ją policjanci. – Będę im wdzięczna do końca życia – mówi mama dziewczynki. Przełożony dyspozytora twierdzi jednak, że jego decyzja była słuszna.


Kobieta nie miała auta, by pojechać do lekarza. A w ten sposób kazał im dostać się do szpitala dyspozytor numeru alarmowego 112. Dlatego jej partner, przebywający wtedy za granicą zadzwonił bezpośrednio do szpitala. I usłyszał to samo: "Może sama pojechać z dzieckiem do szpitala".

Dziecko uratowała policja
Ojciec dziecka o sprawie powiadomił policję. A dyżurny zdecydował się wysłać na miejsce funkcjonariuszy z posterunku policji w Przemęcie. Próbowali przekonać, że w tej sytuacji pomoc jest pilna. – Jeden z policjantów zadzwonił na linię alarmową 112, tłumacząc zastaną sytuację i potrzebę udzielenia pomocy dziecku. Niestety, w przedstawionej przez policjanta sytuacji nie znaleziono podstaw do zadysponowania na miejsce karetki pogotowia – tłumaczył Wojciech Adamczyk z wolsztyńskiej policji.

W tej sytuacji policjanci postanowili sami zadziałać. Po uzyskaniu zgody dyżurnego zawieźli radiowozem kobietę z dzieckiem do wolsztyńskiego szpitala. – Bardzo im dziękuję, do końca życia będę im wdzięczna, że mi pomogli – mówi Jacqueline Szluter. Mała Mia w szpitalu spędziła cztery dni.

– Jakbym miała czym dojechać, to bym nie dzwoniła na numer alarmowy. A po to się dzwoni, gdy się potrzebuje pomocy... Gdyby coś jej się stało, to ja byłabym odpowiedzialna. To ja poniosłabym karę... – mówi mama dziewczynki. Przełożony broni dyspozytora Zdaniem Jakuba Bonawentury Wakuluka, kierownika dyspozytorni medycznej w Poznaniu, według niego błąd nie został popełniony.

– Poza prawie 40-stopniową gorączką nie było żadnych innych dodatkowych informacji wskazujących na zagrożenie życia dziecka – podkreśla. Jak mówi, dziecko było przytomne i wydolne krążeniowo i oddechowo. – Dlatego dyspozytor stał na stanowisku, że dziecko powinno trafić do szpitala transportem własnym – kończy.

Sprawą zajęła się Prokuratura
Materiały dotyczące tego zdarzenia wpłynęły już do Prokuratury Rejonowej w Wolsztynie, która zajmie się tą sprawą. – Śledztwo będzie prowadzone z artykułu 160 kodeksu karnego, czyli narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – powiedział we wtorek rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Michał Smętkowski.

Jak dodał: "Na razie postępowanie jest na bardzo wstępnym etapie". – Do tej pory otrzymaliśmy informacje z policji, musimy zebrać odpowiednie dokumenty, przesłuchać świadków. Dopiero po zebraniu odpowiedniego materiału będziemy mogli mówić o ewentualnych zarzutach – znaczył prokurator.

Komentarze internautów mówią same za siebie, wśród nich są głosy środowiska medycznego. "Dyscyplinarka i tyle", "To ja, stara pielęgniarka, się pytam, dla kogo jest pogotowie ratunkowe, jak nie dla malutkich dzieci, u których czasami minuty decydują o ich życiu?", "Nie pierwszy raz się o tym słyszymy".

"Z 40-stopniową gorączką dziecka nie wolno przewozić, tylko wezwać pogotowie a w tym czasie dyspozytor powinien pouczyć rodziców jak postępować do czasu przyjazdu karetki. Moja córka, gdy była, mała też dostała wysokiej gorączki, więc zadzwoniłam po pomoc i w trakcie czekania na pogotowie pouczali co robić".
Źródło: TVN24