"Mówili, że odmówić mężowi to grzech". Kobiety na wsi nie chcą być fabryką do produkcji dzieci

Katarzyna Chudzik
Kobiety z mazowieckiej wsi opowiedziały dwóm dziennikarkom, co myślą o fundamentalnych dla naszej płci sprawach. I te rozmowy pokazały, że wszystkie myślimy – w gruncie rzeczy – podobnie. Przepaść między wielkomiejskimi feministkami, a kobietami, które żyją i pracują na wsi, często jest wyimaginowana.
Życie na wsi różni się od miejskiego. Poglądy – niekoniecznie Agencja Gazeta
"Zdarzają się sytuacje, których kobieta znosić nie powinna"
Piotrowska mieszka 123 km od Warszawy. Prosi dziennikarki, żeby Jarosławowi Kaczyńskiemu wspomniały od niej o kobietach. – Żeby się nie mieszał. Swojej baby nie ma, więc innym życie uprzykrza – mówi.

To, że państwo i Kościół wtrąca się w osobiste wybory kobiet, jest dla niej nieprawdopodobne. Kiedy na naukach przedmałżeńskich jej córka usłyszała, że powinna mieć "tyle dzieci, ile się da", bo najwyżej odda je do adopcji, Piotrowska się wściekła i księdzu nagadała. Bo kobieta nie jest "fabryką do produkcji dzieci". A niektórzy członkowie Kościoła traktują je przecież jak zwierzęta.


– Kiedyś było jeszcze gorzej. U spowiedzi mówili, że odmówić mężowi to grzech; że jak przyjdzie, to mu się należy i już (...). Nie popieram aborcji ani rozwodów, ale zdarzają się sytuacje, których kobieta znosić nie powinna. Jak jest piekło w rodzinie, trzeba wybrać mniejsze zło, bo nie jest w życiu tak, że tylko białe i czarne. Więc niech Kaczyński i jemu pokrewni się od kobiet odp…, no nie powiem tak dosadnie... – kwituje kobieta.

"Utemperowałabym połowę z tych facetów"
Kalina mieszka 65 kilometrów od Warszawy. Wie, że kobietom w wieku jej mamy feminizm kojarzy się źle.

– Ale podejście się zmienia, u nas również. Przecież i na wsi, jak mężczyzna będzie próbował młodą kobietę zniewolić, ona na ślub kościelny nie będzie patrzyła, tylko zadba o siebie. To też zależy od wychowania, miejsce zamieszkania mniej się liczy – twierdzi.

Czuje się wartościowa, jest magistrem po 2 kierunkach studiów i specjalizacji. – Pracuję wśród lekarzy, osób z autorytetem, które lubią pokazać, że są kimś. Utemperowałabym połowę z nich! – mówi.

Twierdzi, że "faceci z tytułami, profesorowie" bywają bezczelni i testują kobiety. – Mnie też kiedyś zaczepili, ja dwudziestolatka, oni po 35-40, takie chłopy wyszkolone. "A ty, Kalina, jesteś ze wsi?", pytali. Mówię, że tak, że ze wsi. I oni dalej z uśmieszkami: "A doiłaś kiedyś krowę, Kalina?".

Mówię – pewnie, że doiłam. Od razu było widać, że próbują mnie paskudnie ośmieszyć. Niechby taki profesor spróbował mnie jeszcze raz tą krową obrazić! Ja domu rodzinnego wstydzić się nie będę. Co jest w tym hańbiącego, że doiłam? Jeśli ty nie masz z tym problemu, to inni nie są w stanie cię zranić – mówi.

"Żeby w dzisiejszych czasach dawać się zniewolić?"
Danusia mieszka 66 kilometrów pod Warszawą i skończyła zawodówkę razem z 30 koleżankami. Nie chciały od razu po podstawówce pracować w polu i wychodzić za mąż. Miały inne ambicje.

Zakochała się – to prawda. Wielka miłość zakończyła się jednak rozwodem po 7 latach. – Jak słyszę, że nadal niektóre kobiety boją się odchodzić od mężów, to nie rozumiem. Szczególnie jak mąż jest pijak i nierób. Żeby w dzisiejszych czasach dawać się tak zniewolić? Można przecież wystąpić do sądu o alimenty, dzieciaka wysłać do przedszkola, a samej pójść do pracy – na co kobiecie facet? – pyta.

Owszem, brakuje jej mężczyzny na co dzień, chciałaby się czasem przytulić. – Dziecko, dopóki małe, to się przytula, ale potem idzie w świat i kobieta zostaje samotna. Jeśli nie znajdzie sobie zajęcia – książka, ogród albo coś innego – jest lęk. Jednak u mnie potrzeba bycia niezależną jest większa jak ten lęk – mówi.

Jej zdaniem dopóki kobieta ma okres, to jest młoda. Nie musi mieć męża, choć dobrze by było, żeby urodziła dziecko. – Teraz już nam chłopy do tego niepotrzebne, przecież do banku nasienia można pójść. Dzisiaj kobieta ma prawo wyboru, nie jest uzależniona od opinii rodziców, środowiska czy męża, o ile sama ma szacunek dla siebie – tłumaczy.

Obawia się, że feminizm polega często na tym, że facet "idzie pod sklep z piwem, podczas gdy ty zasuwasz". – A my po prostu nie chciałyśmy już być niewolnicami, chciałyśmy mieć prawo do głosu, stanowienia o sobie i wiedzy – mówi.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"