Wydawnictwo strzela sobie w stopę. Skandaliczna reklama książki zagraża kobietom

Katarzyna Chudzik
Na przystankach autobusowych pojawiła się reklama, która nie powinna była pojawić się nawet w głowach jej pomysłodawców. To reklama dostępnej w popularnych księgarniach książki Araminty Hall "Okrutne pragnienie".
Reklama, która wisi na przystankach, szkodzi kobietom. Nikt się tym jednak nie przejmuje Archiwum prywatne
"Powiedziała NIE, ale to jeszcze nie znaczy, że odmawia. W końcu na tym polega ta gra..." – napisano na plakacie. Zapomniano jeszcze dopisać, że "zawsze się trochę gwałci".
Archiwum prywatne
Historia "miłosna"
Z opisu dystrybutora na stronie wydawnictwa W.A.B możemy dowiedzieć się, o czym książka traktuje.

"Związek Verity i Mike’a nie należał do konwencjonalnych. Verity ukształtowała Mike’a, mężczyzna pozostawał pod jej przemożnym wpływem. Kochankowie upodobali sobie swoistą grę, która często kończyła się namiętnym seksem.

To jednak już przeszłość. Verity planuje poślubić innego mężczyznę. Gdy Mike dostaje zaproszenie na ślub, traktuje je jak wstęp do kolejnej, bardziej wyrafinowanej rundy dawnej gry. Wierzy, że jeśli będzie bacznie obserwował ukochaną, dostrzeże wyczekany znak...


Mroczny, silnie oddziałujący na emocje thriller psychologiczny, który pozostaje w pamięci jeszcze długo po lekturze".

Umowa między partnerami a szerszy kontekst
Są ludzie, do których tego typu fabuła trafi. I mają do tego święte prawo – nikt nie sugeruje, żeby treści z książki cenzurować.

Problem stanowi to raczej dla tych, którzy są mimowolnymi odbiorcami reklamy, nie będąc nawet potencjalnymi czytelnikami "Okrutnego pragnienia". Dla tych, którzy wezmą sobie te słowa do serca i utwierdzą w swoich przekonaniach.

"Gra" między partnerami jest ich własną umową, kontekst ogólny bez dwóch zdań szkodzi sprawie. O tym, że "nie znaczy nie" mówi się od wielu lat, a mimo to kultura gwałtu ma się w Polsce doskonale. I nie są to przecież działania niszowe – firmy, które w Polsce rozpoznawane jest przez wszystkich i dysponują wielkimi pieniędzmi na swoją działalność, pozwala sobie na dalsze jej zakorzenianie.

Tymczasem nazwiska twórców reklamy – jak zwykle w takich sytuacjach – nie są podane do publicznej wiadomości. Pracowało nad tym wiele osób – hasło trzeba było przecież wymyślić, zaakceptować i wydrukować – odpowiedzialność więc jest rozmyta, tak jak w przypadku skandalicznej książki "Za hajs matki baluj", o której pisaliśmy ostatnio. I nikt się do tego nie poczuwa, choć przecież w każdej z tych firm pracują kobiety.

Wydawnictwo W.A.B. przesłało do naszej redakcji oświadczenie, którego treść umieszczamy poniżej.
Popełniliśmy błąd i przepraszamy. Fabuła thrillera opowiada o prywatnej grze kochanków, która wymyka się spod kontroli – bohater nie rozumie wspomnianego „nie”, bo traktuje je jako dalszą, bardziej zaawansowaną część gry. Przemoc wobec kobiet w tej książce nie jest przedstawiana jako akceptowalna. I taki był zamysł hasła, które jednak – bez kontekstu – faktycznie może być odczytane przemocowo. Jeszcze raz najmocniej przepraszamy. Nośniki zostaną zmienione w najszybszym możliwym terminie, będą to najprawdopodobniej 4 dni robocze. Zespół Wydawnictwo W.A.B.