Szymek nie mógł dostać się do pociągu. Ta historia obnaża tragiczny poziom empatii w Polsce
Szymek jest chłopcem z niepełnosprawnością – jeździ na wózku inwalidzkim, nie chodzi i nie siedzi. Od 10 lat trzeba go wozić raz na kwartał na badania do Berlina. Zazwyczaj jego mama jedzie tam samochodem, ale taka podróż trwa 8 godzin. Pociągiem – tylko 5 i pół.
Polska–Berlin
Początkowo pani Alicja próbowała kupić sobie i synkowi bilet do Berlina przez internet; okazało się jednak, że nie można było wśród dostępnych opcji wybrać taryfy zniżkowej dla osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Poszła więc do centrum obsługi klienta ICC.
Tam kasjerka poinformowała ją, że są jeszcze bilety w promocyjnej taryfie, ale ich koszt wynosi 630 złotych. – Przełknęłam ślinę i pytam, czy to na pewno jest najkorzystniejsza oferta, bo mój przejazd z synem jest objęty zniżką. Nie wiem teraz dokładnie jaką, ale czy nie będzie taniej, jeśli kupimy bilety poza promocją? Pani popatrzyła w stronę koleżanki i spytała: "Krysiu, na 78% nie będzie taniej?" No nie, to będzie najkorzystniejsza oferta – pisze pani Alicja. Dopytywaniem kasjerka była wyraźnie znudzona i przekonywała, że przedstawiła klientce najbardziej przyjazną finansowo opcję.
Pani Alicja z bólem serca kupiła bilety za 630 zł i uzyskała informację w sprawie pomocy asystenta, który miałby wnieść wózek z 28-kilogramowym dzieckiem na pokład pociągu. Miała się z ową asystą skontaktować najpóźniej do 48 godzin przed planowanym wyjazdem.
Po przyjeździe do domu zadzwoniła pod wskazany numer asysty i tknięta przeczuciem, zapytała ponownie o koszt biletów; nie chciało jej się wierzyć, że kosztowały aż 630 zł. Miała rację – poinformowano ją, że powinna była zapłacić 31 złotych (na odcinku krajowym) i 19 Euro (na odcinku niemieckim). Dowiedziała się jednak, że zakupione wcześniej bilety są bezzwrotne i nie podlegają wymianie.
Jako że nie uzyskała pomocy od żadnej z osób, która "zawiaduje tą niefrasobliwą obsługą", zakupiła tańszy bilet i poprosiła o formularz reklamacyjny na bilet zakupiony wcześniej.
Asysta dla niepełnosprawnych
W międzyczasie – żeby zorganizować asystę – kasjerka wypełniła formularz opisujący ograniczenia jej syna.
Po godzinie do pani Alicji zadzwonił telefon z infolinii ICC. Okazało się, że cały formularz na nic: w trakcie rozmowy, kiedy "okazało się", że Szymek nie będzie w stanie sam zejść z wózka i – nawet podtrzymywany przez obsługę – wejść po schodkach, pani poinformowała panią Alicję, że pomoc nie może zostać udzielona. Według przepisów drużyna nie może podnosić osoby będącej na wózku i wnosić jej do pociągu. I basta.
– Zostawiłam otwarte zlecenie na pomoc przy wsiadaniu z nadzieją, że być może drużyna będzie na tyle empatyczna i po prostu pomoże mi wnieść młodego na pokład – pisze pani Alicja.
Potem jeszcze zerknęła na warunki reklamacji swojego pierwszego biletu. Okazało się, że żeby ją złożyć, trzeba mieć zaświadczenie o rezygnacji z biletu. Kasjerka jednak niczego takiego jej nie wręczyła – poinformowała ją, że "na te bilety nie trzeba takiego formularza, bo one są bezzwrotne", a w akcie łaski zaoferowała jedynie pieczątkę i podpis. Sprawa nie została jeszcze rozstrzygnięta.
Wyjazd z Polski
Na dworcu pani Alicja była pół godziny przed czasem. Asystenci podróży się co prawda pojawili, ale nie na wiele się przydali. Razem musieli przejść naokoło dworca, nie działała bowiem żadna winda ani schody. Po przejściu pod dwoma szlabanami doszli na peron.
– Pociąg podjeżdża, otwierają się drzwi do naszego wagonu, z którego wyskakuje chwatki konduktor i zanim się obejrzałam łapie za wózek i wnosi go razem ze mną do pociągu. W tym momencie drużyna już była w tunelu, nawet nie zdążyłam im podziękować... Ani zapytać, czy pomogą. Dlatego umawiać się trzeba koniecznie 48 h wcześniej, bo taki jest ruch w interesie, a zakres pomocy to asysta w przejściu pod szlabanem – komentuje pani Alicja.
W drodze do Berlina zobaczyła w toalecie...rampę do wysokościowych peronów. – Czyli jest rampa, jest w pociągu ukryta, nikt nie wie, że tam jest, nikt o tym nie informuje, nikt z tego nie korzysta, bo nie wie, pani w kasie nie wiedziała, pani na infolinii też, drużyna o tym nie wiedziała, konduktor powiedział, że sprawdzi, czy działa...– pisze mama Szymka.
Po przekroczeniu granicy zapytała niemieckiego konduktora, czy będzie mogła skorzystać z tej rampy, wysiadając w Berlinie. Uzyskała jednak inną pomoc – kiedy dojechali do Berlina, pod drzwi podjechał łazik marsjański prowadzony przez starszego pana w czerwonym berecie.
- Achtung! Machen Sie frei platz, langsam, langsam. Młody już na platformie hydraulicznej zjeżdża w dół. Można? Można! Nie miałam okazji podziękować panu konduktorowi, podziękowałam panu od platformy. Jednak można zadzwonić z pociągu, wysłać taką pomoc bez 48-godzinnego zapasu – pisze pani Alicja.
Ostatnim miłym akcentem była obsługa w niemieckiej kasie – tam kasjerka od razu poinformowała mamę Szymka, że jako opiekun jedzie za darmo, a Szymon ma ulgowy bilet jak każde dziecko. Potem zaś – niepytana – zorientowała się, że może sprzedać jej jeszcze tańszy bilet. Zwróciła gotówkę, zainkasowała niższą sumę i zapytała o dodatkowe życzenia.
Powiedziała, że pomoc w asyście może zagwarantować tylko po stronie niemieckiej, ale może napisać adnotację do Gdańska. – Pomyślałam, fajnie by było, tylko czy ktoś przeczyta maila po niemiecku albo angielsku, czy wystarczą 48 h, aby to przetłumaczyć i zorganizować... Podziękowałam uprzejmie, jakoś sobie poradzę – pisze pani Alicja.
Powrót do Polski
W Berlinie asysta odbyła się sprawnie, w Gdańsku niestety wciąż nie. – Łapię fotelik, aby go wynieść, kładę na peronie, wracam po Szymka, a tu gwizd, świst i drzwi zamknęły się przed moim nosem! Panika, krzyczę, ktoś inny też krzyczy. Pociąg stanął, konduktorka biegnie do nas i krzyczy. Dziecko w pociągu, nikogo z obiecanej pomocy nie ma, a pani konduktor podbiega i przeprasza, i mówi, że tam jest winda... Winda z peronu do tunelu, ale najpierw trzeba wysiąść.
Ochrona była, ale na drugim końcu peronu. Spotkaliśmy się po wejściu do tunelu. Zapytałam, czy to nie oni mieli nam pomóc? Pani w mundurze straży ochrony kolei odpowiedziała, że nie i że są tu przypadkowo... – pisze mama Szymka.
"Gdzie my żyjemy?"
– Gdzie my żyjemy? (...) Zasłanianie się programem "Dostępność +" nie pomaga w praktycznym zastosowaniu tego, co powinno już działać, tego, co już jest dostępne. Jest obsługa — która nie potrafi sprzedać właściwego biletu, pomoc — która nie pomaga, rampa — o której istnieniu nikt nie wie, infolinia — która coś weryfikuje, ale po fakcie i w końcu konduktor — który zapomina, straż ochrony kolei — która przypadkiem włóczy się po peronie... W sumie wszystko jest, ale od czapy i nie działa – kwituje pani Alicja.
I przywołuje słowa posłanki Krynickiej (PiS). – Te strzelnice, Obrona Terytorialna, te ławeczki, to wszystko jest też dla osób niepełnosprawnych – powiedziała niedawno pani, która wsławia się w Sejmie brakiem empatii.
Szymek więc nie może wysiąść z pociągu, może jednak skorzystać ze strzelnicy. Brawo Polsko!
Może cię zainteresować także: "Polskie piekiełko" niepełnosprawnych matek. "Lekarz udawał, że mnie nie widzi"