"Wolałem cię inną". Eksperyment Stanfordzki odpowiedzią na to, co zjada celebrytki

Katarzyna Chudzik
O ile każdy z nas kiedyś usłyszał negatywny komentarz na temat swojego wyglądu, o tyle gwiazdom zdarza się to nagminnie. Najpierw piszemy im "schudłabyś", miesiąc później: "same kości". A potem wracamy do własnych zajęć, zapominając nawet, że taki komentarz kiedyś z naszej klawiatury się napisał.
Celebrytki chudną, tyją, zmieniają kolory włosów. To my często jesteśmy za to poniekąd odpowiedzialni Instagram.com/dodaqueen
Wersja numer 1:
Wolałem cię w ciemnych włosach!
Wyglądasz jak menel, nie chciałabyś czasem ubrać się bardziej kobieco?
Konturówką wyjechałaś poza usta. Jakieś kompleksy?
Teraz to wyglądasz jak każda.

Wersja numer 2:
Wróć do blondu, brąz cię postarza!
Jesteś tak wyzywająca, że od razu widać, że w głowie nie masz zbyt wiele.
Dlaczego się nie malujesz? Nie, żebym się czepiał, ale nie masz zbyt wyrazistej oprawy oczu i trochę nos ci się świeci.
Na siłę próbujesz być taka alternatywna?

I finalne: Na twoim miejscu nie jadłabym tyle frytek, metabolizm już chyba nie ten, co?
Albo: Facet nie pies, na kości nie poleci. Nakarmiłbym cię.


Eksperyment Stanfordzki a internet
Już w 1971 roku, dzięki eksperymentowi Philipa Zimbardo okazało się, że zwyczajni ludzie, kiedy tylko stają się anonimowi i mogą traktować innych przedmiotowo, mają skłonności do niebywałego okrucieństwa.

W świecie internetu odbywa się to w białych rękawiczkach: niektórzy – owszem – piszą, że "rzygają jak na ciebie patrzą" i informują, że dla nich jesteś "śmieciem, nie człowiekiem", większość jednak specjalizuje się w szpileczkach i wyrażaniu swoim zawodem daną osobą (np. jej fryzurą, z jakichś powodów uznając, że ich zdanie jest w tej kwestii ważne).

A teraz wyobraź sobie, że dostajesz 1000 wiadomości dziennie, w których ktoś wyraża swoją negatywną opinię dotyczącą twojego wyglądu. Zaczynają się na ogół od "nie chciałbym cię urazić, ale... ". Nic dziwnego, że kobiety (bo to ich głównie sprawa dotyczy) takim komentarzom ulegają, albo im zapobiegają.

Zwłaszcza te, których instagramowych fanów mają nie kilka dziesiątek, lecz co najmniej kilkaset tysięcy.

Brak dystansu do siebie?
Nie dalej jak kilka dni temu fani internauci postanowili się "zaniepokoić" wagą Dody i Marty Wierzbickiej. Tym razem, ich zdaniem, zaniżoną. Zapomnieli jednak, że to oni sami przyczynili się do decyzji o odchudzaniu/ćwiczeniu/prowadzeniu zdrowego stylu życia tychże celebrytek.

I nie można tego zrzucić na ich "brak dystansu do siebie". Bo o ile jedna szpilka nie zaboli, o tyle tysiąc już z pewnością. Gdyby były anonimowe, być może nie zwróciłyby uwagi na swoje 2 nadprogramowe kilogramy. Że są osobami publicznymi (co jest dla mas glejtem na wtrącanie się do ich życia), to już zauważyły. Bo niejedno wprawne oko postanowiło je już skrytykować.

Dlatego zmieniają swój wygląd właśnie przez opinię innych – albo z obawy przed nią. I nie świadczy to o braku psychicznej siły; nie świadczy też o naginaniu się i byciu "nieprawdziwym".

Anoreksja Belli Thorne
Same narzekamy, jeśli mama zwróci nam publicznie uwagę, że źle wyglądamy w czerwonej sukience i lepiej nam było w krótszych włosach. W przypadku celebrytek skala sformułowania "publicznie" znacznie się jednak zwiększa.

To właśnie (między innymi) dzięki "niewinnym" komentarzom, na które gwiazdy narażone są non stop, wciąż dowiadujemy się o nowych zaburzeniach odżywiania. Niedawno dowiedzieliśmy, że na anoreksję cierpi Bella Thorne, uznawana za jedną z piękniejszych aktorek Hollywood. Kto by pomyślał, prawda?