"Koleżanka po pracy zamiata w biurach". Protestujący nauczyciel szczerze o brutalnych realiach

Wiktoria Dróżka
Jedna z najbardziej wykształconych grup zawodowych w Polsce – nauczyciele. Ich zarobki wahają się od 1877 do 3317 zł brutto miesięcznie w zależności od stopnia awansu zawodowego. Marcin Korczyc nauczycielem jest od prawie 20 lat, ale chcąc zbudować dom dla swojej rodziny, wziął bezpłatny urlop od szkoły i wyjechał pracować jako dziennikarz w Dublinie. To głos człowieka, który uważa, że zbyt często pracuje z pasji do idei.
Marcin Korczyc jest nauczycielem z 20-letnim stażem. Archiwum własne
Marcin Korczyc ukończył filozofię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Był dyrektorem Publicznej Szkoły Podstawowej w Lubaszu, nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie, języka polskiego oraz angielskiego. Prowadzi także zajęcia dla przyszłych nauczycieli na studiach podyplomowych. Twierdzi, że uczy ich, jak nie uczyć.

Nauczyciel, który pokazuje twarz, by ujawnić poziom frustracji swojego środowiska. Jest jednym z głosów tysięcy pedagogów, którzy usilnie walczą. Marcin Korczyc protestuje, choć nie jest na zwolnieniu. – To może zabrzmi śmiesznie, ale mnie na zwolnienie obecnie zwyczajnie nie stać! – mówi w rozmowie. Czuje, że może więcej, ale nie chce robić tego kosztem dzieci. Młodzi nie powinni zostać sami w brutalnym systemie. Nie jest też tchórzem, aby chować się w pokoju nauczycielskim ze swoimi przemyśleniami.


Do walki o swoje aktywizuje wspólnie z grupą administratorów i moderatorów na popularnej grupie facebookowej: "Ja, nauczyciel!". Wyprowadzenie ludzi na ulicę to była główna idea jej założycieli. Założycieli grupy już nie ma z nami, choć wiem, że ciągle trzymają kciuki i są gdzieś obok. Dzisiaj myślę, że liczyli na więcej, na zasięg którego wtedy nie osiągnęliśmy. Energia opadła i zaczęła się mozolna praca i budowanie grupy na przyszłość. Na teraz! Zostaliśmy sami, bez wiary, ale dzięki pracy kilku osób dzisiaj jest nas obecnie ponad 20 tysięcy – nauczycieli z całego kraju, z miast, miasteczek i wsi.

Na fali strajków lekarzy, nauczyciele uwierzyli, że im również może się coś udać i wreszcie wywalczyć. Choć o sobie i swoich niskich zarobkach przypominają już od lat. W ich grupie zawodowej śmieszne pieniądze to nie kwestia dwóch, trzech pierwszych lat pracy, lecz melodia na długie lata zawodowego życia.

– Widzę nauczycieli, którzy nie chcą nic zmienić. Tak jest, że niektórzy mają 30 lat stażu i odbierają 2500 zł na rękę. Im odpowiada model pruski, przy tablicy, tzn. czują się w nim bezpiecznie. I jest im z tym "dobrze" – mówi Marcin. Mimo wiedzy i zaangażowania w pracę są "posłuszni", bo tak "wypada". Może w małym mieście lub na wsi bycie nauczycielem z taką pensją zawiera jakiś element prestiżu, ale w Warszawie, czy Poznaniu taka osoba jest "nikim", nie jest w stanie za to przeżyć.

Ludzie radzą sobie w różny sposób. Wiele nauczycielek ma komfort, bo zarabiają mężowie, inne prowadzą masowo korepetycje, w szkołach czasem się je straszy, że to nielegalne. – Ja wiem, ja nie powiem, ja nie doniosę przecież, ale musimy się zrozumieć, musimy współpracować, itp. W miastach jest łatwiej, bo możesz uczyć w szkołach wieczorowych. Znam takich nauczycieli, którzy pracują po 15-20 godzin w weekendy i spinają rachunki. Znam także nauczycielkę, która mieszka w sporym mieście, ma dwóch synów i aby jeden z nich mógł studiować, po pracy sprząta. Zamiata w biurach i mieszkaniach! – mówi Marcin.

Walczą i wierzą, choć rok temu fala strajków okazała się zbyt słaba, żeby pokonać opór rządu. Nie zmieniło się nic. A oni wierzą, że może uda się tym razem. Marcin Korczyc twierdzi, że nie jest to nawet kwestia wiary, raczej imperatywu. – W jakimś sensie nie czekam na zmiany. To ja jestem zmianą, każda z osób w tej grupie jest zmianą. Wierzę w to. Postrzeganie naszego zawodu musi się zmienić. Jego status materialny także – podkreśla.

Frustracja jednak rośnie, choć trudno to policzyć. – Jest problem z zebraniem danych. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kto był w pracy, a kto nie. Liczby podawane przez Ministerstwo Edukacji wydają się zupełnie niewiarygodne. Według nich w pierwszym dniu było tysiąc, w drugim tysiąc pięćset.

– Docierają do nas zupełnie inne liczby, ale nie zajmujemy się ich weryfikowaniem. Postawiliśmy sobie w grupie osób, które pracują na FB, że chcemy działać do skutku. Oczekujemy solidarnego współdziałania związków zawodowych, poważnej rozmowy i realnej zmiany. Jeśli nasz obecny protest nie pomoże, będziemy próbowali do skutku – podkreśla.

Pedagodzy w pokoju nauczycielskim rozmawiają, to jest jak rytuał oczyszczania z siebie frustracji. To jednak nie rozwiązuje problemu. Siłą są młodzi nauczyciele, którzy nie chcą niczego robić z przyzwyczajenia. Nie chcą stracić zapału. Nie chcą też dawać korepetycji po 8 godzinach lekcji, by móc jechać z rodziną na wakacje. Walczą o to, żeby poczuć się w tym zawodzie lepiej.

On i tysiące innych nauczycieli poczuli, że czara goryczy się przelała. – My mamy trudniej. Popatrzmy na inne grupy strajkujące. Lekarze mówią: "Nie wchodzimy na oddział" – szantaż na mocnej rzeczy, czyli na zdrowiu i życiu pacjentów. Takie problemy się zaraz załatwia i lekarze wracają do pracy. Policjanci to siła. A nauczyciele? – Im "nie wypada". Mamy ten element misji, musimy być siłaczami. To nie jest tak, że robimy siwy dym w internecie dla kasy. Kasa jest ważna. Główny cel to prestiż zawodu. Największy kapitał, jaki ma Polska to ludzie (młodzież). My, nauczyciele kształtujemy ten kapitał. Za psie pieniądze. Zarabiamy najgorzej w Europie.

Obecnie staje się to smutny zawód, przed którego wyborem przestrzega się młodych ludzi. Pozbawiony prestiżu, godnych zarobków i godnego życia. Wielka szkoda, bo to może być świetny pomysł na życie dla tych ludzi, którzy chcą kształcić w młodych ludziach coś więcej. Ale czy słowo misja w zawodzie nauczyciela i głodowe pensje muszą iść w parze? Zapytany, czy chciałby, żeby jego córka była nauczycielką, odpowiedział: – Chciałbym, ale nie w tym kraju. Starsza nie zostanie z pewnością, młodsza być może. To piękny zawód... – odpowiada Marcin.

Jego zdaniem najważniejsze, aby doprowadził do dyskusji o statusie zawodu nauczyciela w Polsce. Marcin Korczyc wierzy, że to się stanie, jeśli nie teraz, to już wkrótce. Zawsze są okoliczności, żeby porozmawiać o szkole, o edukacji o uczniach i nauczycielach. – Nie mamy wyjścia - prosiliśmy i czekaliśmy zbyt długo. Ten oddolny protest byłby zupełnie niepotrzebny, gdyby ponad siedemset tysięcy nauczycieli było traktowanych w naszym kraju poważnie, przez ostatnie trzydzieści lat – mówi.