Nauczycielka miała zabrać dzieci do planetarium. Rodzice wściekli się, gdy poznali prawdę

List do redakcji
W latach 90. i wczesnych latach 2000. wizyta w McDonaldzie była obowiązkowym punktem szkolnej wycieczki. Nikt nie widział w tym nic złego – McDonald był ikoną, miejscem kultowym. Wygląda na to, że wszystko się zmieniło. Do redakcji MamaDu list napisała pani Jola, która opisała nietypowe zachowanie nauczycielki podczas wycieczki szkolnej. Zamiast atrakcji i edukacji, dzieci przez trzy godziny jadły hamburgery...
Wycieczka szkolna do McDonalda - czy jeszcze ma rację bytu? fot. 123rf
"Dzieci z klasy 4. jednej ze szkół podstawowych w Bydgoszczy miały pojechać na wycieczkę edukacyjną do toruńskiego planetarium. Wizyta w planetarium miała być połączona z innymi atrakcjami. Plany jednak się zmieniły, a wychowawczyni nie wyjaśniła skąd nagła zmiana planów. Wiadomo jednak, że nauczycielka sama zmieniła plan wycieczki.

Zamiast do planetarium i wizyty na jarmarku bożonarodzeniowym, rano dzieci pojechały autobusem MZK do centrum Bydgoszczy i od godziny 10.00 do 13.00 przebywały w McDonaldzie, gdzie skonsumowały jakiś niewyszukany posiłek. Po trzech godzinach wróciły z wychowawczynią do szkoły.


Nauczycielka zaniedbała tak istotną sprawę, jak sprawdzenie, od której godziny jarmark jest otwarty. W efekcie cała podróż dzieci autobusem, gdy za oknem mróz, ograniczyła się do wizyty w McDonaldzie i powrotu do szkoły, a stamtąd do domu. Lekcji tego dnia nie było.

Moje pytanie brzmi – jaka jest wartość edukacyjna wycieczki 4-klasistów do McDonalda? Czyżby chodziło o pokazanie i przyzwyczajenie uczniów do perspektywy pracowania jako 'burger flipper'?

To jest skandal po prostu. Tego się w żaden sposób nie da usprawiedliwić ani wykazać edukacyjnych walorów wizyty w fast-foodzie. I nauczyciele jeszcze śmią strajkować, domagać się wyższej płacy, kiedy swoje obowiązki wobec dzieci kompletnie olewają i udają, że wycieczka ma sens? To absurd, którego nie może wytłumaczyć nawet chaos konsekwencji reformy Zalewskiej.

Pani nauczycielka może sama z własnymi dziećmi jeździć do McDonalda w swoim wolnym czasie, ale nie może wozić całej klasy i nie może kłamać, że będzie wizyta na jarmarku, jeżeli nawet nie zadała sobie trudu, żeby się dowiedzieć, w jakich godzinach jarmark jest czynny.

Nie rozumiem tego i nie akceptuję tego. Uważam, że wychowawczyni postąpiła dużo poniżej standardów pedagogicznych i nawet jeśli znalazła dla siebie jakieś usprawiedliwienie, to na pewno nie ma ono sensu w rozumieniu pedagogicznym. Ta pani nie nadaje się na wychowawczynię!

Edukacja w polskich szkołach podstawowych schodzi na psy, ale takie zagrywki są po prostu niedopuszczalne w publicznym systemie edukacyjnym. Zwłaszcza bez uzgodnienia z rodzicami i bez wytłumaczenia, czego dzieci się uczą prócz jedzenia 'junk food'”.

Jak jest w szkołach Waszych dzieci? Organizuje się wizyty w McDonaldzie? Piszcie w komentarzach!