Butelki po wódce w wózku dziecka to dopiero początek. Tak sąsiedzi mszczą się za "robienie na klatce graciarni"

Ewa Bukowiecka-Janik
Zagracanie klatki schodowej to odwieczny punkt zapalny w sąsiedzkich relacjach. Bez względu na to, co zostawiają na piętrach i półpiętrach nasi sąsiedzi, zawsze znajdzie się część, która "to rozumie" i część oburzona. Tym razem na sąsiedzkich forach zagrzmiało na hasło "wózek dziecięcy".
Czy na klatce schodowej można zostawić wózek dziecięcy? fot. pixabay
Jak pisze "Metro Warszawa", członkowie grupy na Facebooku dla mieszkańców Ursynowa żarliwie dyskutowali, czy można zostawić wózek dziecięcy na klatce schodowej. "Najgorzej, jak jedna z drugą postawią wózek w przejściu"; "Nie rozumiem robienia graciarni z korytarza"; "Straszne chamstwo i okazanie pogardy dla sąsiadów" – to tylko niektóre z opinii.

Teoretycznie racja – to, że klatka jest częścią wspólną, nie znaczy, że możemy z nią robić, co nam się podoba. Musi się podobać wszystkim. Czy to możliwe? Przyglądając się bliżej różnym sąsiedzkim konfliktom, łatwo stwierdzić, że raczej nie...


Wózek dziecięcy, podobnie, jak rower na klatce schodowej, może tarasować drogę w razie ucieczki podczas pożaru, czy innego niebezpieczeństwa. Poza tym w korytarzu nie można trzymać niczego, co zawiera elementy łatwopalne. Za to grozi mandat. To oczywiste.

Argumenty brzmią bardzo sensownie, jednak ich zastosowanie nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. I to nie przez bezmyślnych rodziców, którzy zostawiają wózki swoich dzieci na klatce, lecz przez realia życia w bloku.

Wózkarnia to nie wszystko
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto widział wózkarnię niezastawioną rowerami lub taką ilością innych wózków, że aby dostać się do swojego, najpierw trzeba wyprowadzić 10 innych. Co więcej – wózkarnię na parterze lub w piwnicy z jakimkolwiek podjazdem. Ten, kto widział i miał do niej dostęp – ten szczęściarz.

Tak, wózkarnia rozwiązuje sprawę, o ile jest taka, jak opisałam. Wózkarnia w piwnicy bez podjazdu jest mniej więcej tak samo pomocna, jak trzymanie wózka w domu. Tak czy siak, trzeba tachać po schodach wózek z dzieckiem. Wózkarnia ma tę przewagę, że to tylko kilka stopni. Mieszkanie, cóż – czasem to nawet i czwarte piętro. No ale dla kobiety niedługo po porodzie lub po cesarskim cięciu, jak to się mówi, jeden pies...

W przypadku zagraconej wózkarni matka z dzieckiem na rękach nie ma żadnych szans. Wyprowadzanie rowerów czy czegokolwiek, by dostać się do swojego wózka, jest po prostu niewykonalne.

Zatem do osób zbulwersowanych wózkami dziecięcymi na klatce, którzy mieszkają w bloku bez wózkarni lub z wózkarnią nieprzystosowaną do użytku dla rodziców – oto powód, dla którego wasza klatka jest "zagracona".

Cztery piętra bez windy
Powód numer dwa: brak windy. Jeśli w bloku jest winda, można trzymać wózek w domu. Jasne, w mieszkaniu może być mało miejsca, ale ostatecznie coś się zawsze wymyśli. Pakujemy dziecko do wózka w domu, wjeżdżamy do windy i po problemie.

Ale w naszym kraju, również w stolicy (wiem, byłam, mieszkałam) istnieje masa bloków, w których nie ma windy. Trzeba biec po schodach. Z dzieckiem na rękach – w porządku. Z dzieckiem i wózkiem...? Do wszystkich zbulwersowanych – proszę spróbować.

Jak słusznie zauważyła w dyskusji na Facebooku jedna z mam, takie okoliczności powodują, że matki są uwięzione w mieszkaniu. Nie dość, że są same z dzieckiem przez 10, nawet kilkanaście godzin na dobę, to jeszcze miałyby nie móc wyjść z domu, bo ktoś z sąsiadów ma problem z wyminięciem wózka? Serio...?

Zemsta za wózek
Sama byłam w takiej sytuacji i wiem, co mówię. Jednak mnie za swój upór w niebyciu więźniem czterech ścian spotkała sąsiedzka zemsta. Zresztą nie tylko mnie, a kilka mam z mojej klatki.

Kiedy urodził się mój syn, mieszkaliśmy na czwartym piętrze w bloku bez windy z zagraconą wózkarnią. Spółdzielnia, informowana o problemie, wydawała polecenia usunięcia z niej rowerów za pomocą wywieszania kartek z groźbami, których nigdy nie realizowała.

Zatem trzymaliśmy wózek na samym dole na klatce schodowej, a na półpiętrach mijałam wózki innych rodzin.

Któregoś dnia, gdy wyszłam z bloku z synem na rękach, na dole wózka nie było. Wystraszyłam się i natychmiast wyszłam na zewnątrz. Okazało się, że ktoś wystawił go na dwór. Zdarzyło się to jeszcze kilka razy, jednak wózek lądował, a to przy piaskownicy, a to pod śmietnikiem. Niema groźba: "zabierz ten wózek, bo w końcu zniknie". Chyba nie muszę wspominać, że nowy wózek w najtańszej wersji kosztuje minimum 1000 zł, prawda?

Po tych incydentach trochę ostrzej postanowiliśmy załatwić sprawę ze spółdzielnią. Oczywiście nic się nie zmieniło poza tym, że zarządca bloku jakoś ułaskawił zbulwersowanych sąsiadów – wózek stał tam, gdzie dotąd go zostawiałam, za to sąsiedzi zaczęli zostawiać w nim "prezenty".

Np. dwie butelki po "małpkach" w miejscu, gdzie mój 4-miesięczny za chwilę kładł głowę. Po kolejnych butelkach po piwie w koszyku i pustej flaszce w gondoli postanowiłam wychodzić z dzieckiem na dwór w chuście. Wózek trzymaliśmy w wynajętym specjalnie do tego celu garażu oddalonym jakieś 500 m od naszego bloku. I tak szczęście, że dość blisko.

Inni rodzice z klatki podzielali moje doświadczenia. Jedna para nawet kupiła stary samochód za grosze, postawiła go na stałe na parkingu przed blokiem i tam trzymała wózek...

Wiem, że moje doświadczenia to nie wyjątek. Na jednym z forów widziałam ogłoszenie rodziców, że ktoś ukradł z klatki wózek ich 4-miesięcznego dziecka. W komentarzach pojawiły się głosy z gatunku "dobrze im tak"...

Wiem też, że są rodzice, którzy z lenistwa czy bezmyślności zostawiają wózki na klatce schodowej. Jednak zanim rozpędzicie się w obelgach i wymądrzaniu się co należy zrobić z wózkiem, który tak bardzo przeszkadza na klatce, zainteresujcie się, jakie warunki do przechowywania wózków są w waszym bloku i co możecie zrobić, by pomóc sąsiadkom, dla których wózek bywa jednym środkiem transportu.

Bo grożenie palcem i wypisywanie agresywnych komentarzy z pewnością niczego nie zmieni na lepsze.