Masowe rezygnacje z religii. Są miasta, w których o Bogu nie chce słuchać ponad połowa uczniów

Ewa Bukowiecka-Janik
Rodzice martwią się, że ich dzieci muszą mierzyć się z nadmiarem prac domowych i przeładowanym programem, a nauczyciele walczą, by uczniowie nie zaniedbywali ich przedmiotu. Walczą również katecheci. Czy lekcje religii w środku planu dnia to sposób na zatrzymanie "wiernych"?
W łodzi uczniowie masowo rezygnują z lekcji religii Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
O sporych powodach do zmartwień katechetów napisał "Dziennik Łódzki". W Łodzi na ponad 60 tysięcy uczniów szkół miejskich na religię chodzi raptem 27,2 tys. Spadek wierzących uczniów jest naprawdę gwałtowny – jak pisze "Dziennik Łódzki", 3 lata temu uczniów uczęszczających na religię było dwa razy więcej.

Tendencja widoczna jest głównie w dużych miastach, jednak i w mniejszych miejscowościach można zauważyć różnicę. Podobnie jest z wiekiem uczniów – to przede wszystkim starsi rezygnują, jednak w szkołach podstawowych dzieci wierzących również jest coraz mniej.


Co na to Archidiecezja Łódzka? W rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim" okazało się, że nie pomaga ani umieszczanie religii na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej, ani zbijanie dwóch lekcji w jeden blok.

Co ciekawe, ksiądz Paweł Kłys, rzecznik Archidiecezji Łódzkiej zauważył, że dzieci często kończą późno lekcje, a jeszcze zapisane są na zajęcia dodatkowe i dlatego "urwać się" z ostatniej religii jest łatwiej. Ponadto są też dzieci dojeżdżające do szkoły z okolicznych wsi – religia na początku to "dobry pretekst", by się spóźnić...

– Szczególnie układanie dwóch godzin religii w jeden blok może skłaniać do rezygnacji, jeśli np. trwa on w godz. 14.00-15.35. Przecież uczniowie są też zapisani na zajęcia pozalekcyjne: z języków obcych, sportowe... Z kolei katecheza na "zerówce" sprawia, że uczniowie, zwłaszcza dojeżdżający do Łodzi, lub z drugiego końca miasta, mogą mieć problemy z dotarciem na czas do szkoły – mówił w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim" ksiądz Paweł Kłys.

Jak wiadomo, rodzice dzieci, które nie chodzą na religię, woleliby, by lekcje te, z racji faktu, że są nieobowiązkowe, w planie pojawiały się właśnie na początku lub na końcu. Zwyczajnie – z szacunku do czasu tych, którzy nie chcą w nich uczestniczyć.

Czy wmontowanie lekcji religii w środek planu dnia to zatem zabieg celowy, utrudniający rezygnację? W końcu świetlice w podstawówkach są przepełnione ze względu na dwa dodatkowe roczniki (klasy siódme i ósme). Podobna sytuacja jest w bibliotekach szkolnych, w których uczniowie również spędzają tak zwane okienka. Skoro nie można w spokoju odrabiać lekcji z innych przedmiotów, to po co kombinować...

Czy to sposób na zatrzymanie wiernych? Oby nie – rodzice byliby wściekli, a do Kościoła pod przymusem trudno się przekonać.
Źródło: "Dziennik Łódzki"