Polacy lubią pijaków. Reakcja na płacz dziecka w PKP dobitnie tego dowodzi

Hanna Szczesiak
Czasem wystarczy kilkugodzinna podróż PKP z Warszawy do Katowic, żeby naszym oczom ukazał się dość smutny obraz polskiego społeczeństwa. Przynajmniej jego fragment. Tak było i tym razem – przekonałam się, że pijusów to my lubimy, ale dzieci (oczywiście cudze) to dla nas największa zmora.
Czy Polacy traktują gorzej dzieci niż alkoholików? Fot. Dawid Chalimoniuk / AG
Nie było to Pendolino a TLK, ostatni wagon, bezprzedziałowy. W wagonie kilkadziesiąt osób, w tym kilka rodzin z małymi dziećmi, kilka starszych osób i on – facet po sześćdziesiątce, zaróżowiony na twarzy pijaczyna, z 0,7 l czystej w tylnej kieszeni spodni i, a jakże, ważnym biletem. Zachowywał się niegroźnie, całkiem kulturalnie – żeby się napić, wychodził do toalety. Przy pierwszej, drugiej, trzeciej wizycie nie wzbudzał większego zainteresowania. Przy kolejnej wypił już tyle, by odważnie zacząć wygłaszać pijackie mądrości.

O prezydencie i jego żonie ("marionetka, co wziął za żonę Żydówę"), o złym konduktorze i "czerwonych" (konduktor jest "czerwony", bo pociąg ma opóźnienie), o patriotyzmie ("ja jestem patriotą, bo pije polską wódkę") i Bogu . Na wyzwiska i wulgaryzmy nikt nie reagował, ja też nie odezwałam się słowem – chyba ze strachu, że dostanę tą pustą butelką.


Gdy pijaczek zaczął przechadzać się po wagonie w skarpetach i z rozpiętą koszulą, wśród podróżujących zawrzało. Nie była to jednak wrzawa oburzonych i zbulwersowanych, wręcz przeciwnie. To starsze panie rechotały po cichu, z pobłażliwością, a starsi panowie kręcili głowami, również z uśmiechami na ustach. Gdy podszedł do rodziców z małym dzieckiem i zagadał (zionąc przy tym alkoholem), matka z radością wdała się pogawędkę.

Pijany facet z czerwoną gębą, który chwilę wcześniej rzucał soczystymi kur*ami, został niańką i pociągowym błaznem, ku wyraźnej uciesze części zgromadzonych. Trochę jak na urodzinach babci, gdy zagaduje do nas podchmielony wujek, a my uprzejmie odpowiadamy na nie zawsze jednoznaczne pytania i zaczepki.

Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i terapeutka uzależnień, przyznała w jednym z wywiadów, że polskie społeczeństwo jest dla mężczyzn niezwykle pobłażliwe. Pewne zachowanie kobietom "nie przystoją", ale gdy zauważamy je u mężczyzn – machamy na nie ręką. Bo "mężczyznom wiele się wybacza". Tak było i tym razem – gdyby to zataczająca się kobieta podeszła do rocznego dziecka i próbowała pogłaskać je po policzku, reakcja rodziców mogłaby być gwałtowniejsza. Na twarzach starszych pań malowałoby się raczej zażenowanie, nie uciecha.

To jednak tylko gdybanie – być może reakcja rodziców byłaby taka sama, niezależnie od płci pijanego współtowarzysza podróży czy pijanej współtowarzyszki. Do teraz zastanawia mnie coś innego – dlaczego W OGÓLE rodzice pozwolili, by obca osoba, cuchnąca alkoholem, zaczepiała ich dziecko?

Rodzice nie protestują, gdy pijany mężczyzna narusza przestrzeń osobistą ich dziecka. Starsze osoby, głównie kobiety, wpatrują się w niego jak w źrebię uczące się chodzić (to przez ten chwiejny krok) i śmieją się, słuchając wiązanki przekleństw. Wesoło było jednak przez chwilę. Gdy pijaczyna po raz nasty udał się na stronę, a jedno z dzieci przebywających w wagonie zaczęło płakać, miny zrzedły ucieszonym do tej pory współpasażerom.

Śmiechy ucichły, a zamiast nich pojawiło się charakterystyczne cmokanie i fuknięcia. "Czy to dziecko musi tak się drzeć?" – odezwała się w końcu jedna z dam. "Dlaczego ono tak piszczy" – dodała kolejna. Po cichu, niby pod nosem, ale na tyle głośno, żeby ich niezadowolenie zostało zauważone.

Wygląda na to, że my, Polacy, akceptujemy picie i tolerujemy pijaków, w przeciwieństwie do dzieci. Bo jak pijak wyzywa i zaczepia, potyka się o własne skarpety, a przy tym cuchnie na kilometr wódką – śmiejemy się i przyklaskujemy. Gdy zapłacze dziecko – naburmuszamy się i denerwujemy, że ktoś miał czelność zakłócić nasz spokój. A może nie mam racji?