Garść skorupek za grosze pierze lepiej niż niejeden proszek. Zobacz różnicę

Ewa Bukowiecka-Janik
W kwestii prania i odplamiania jestem najbardziej Beznadziejną Panią Domu, jaką znam. Nawet specjalne niemieckie mydełka w moich rękach stają się narzędziem zbrodni na garderobie. Jedynymi środkami, jakie wchodzą w grę są te, które SKUTECZNIE piorą same. Znalazłam taki wśród najtańszych!
Garść orzechów za kilkanaście groszy pierze lepiej niż niejeden proszek. fot. mamadu
Nie to żebym specjalnie szukała – orzechy piorące dostałam w prezencie z rekomendacją, że "zaj...ste, nic nie trzeba robić, a plamy znikają". Zdziwiłam się, bo wręczyła mi je przyjaciółka, która nigdy nie była fanką ekologicznych rozwiązań. Wręcz przeciwnie – dróg na skróty. A na moją minę pt. "kit mi wciskasz?!", dodała: "stara! Nawet ze świeżych malin!".

Tak czy inaczej, do testu podeszłam z dużą rezerwą. Choć nie ukrywam, że zachwyt Anki, która na co dzień raczej ma gdzieś dobro naszej planety, wzbudził we mnie zaufanie. Wiem, jaka jest. Wszelkie DIY, triki, w których trzeba się postarać, nie są dla niej. Lubi mieć od razu i dobrze. Ja też, więc postanowiłam przetestować te magiczne kasztany...


Czym są orzechy piorące?
To owoce rośliny rosnącej w Indiach i Nepalu. W ich skorupkach znajduje się saponina – naturalna substancja o właściwościach odtłuszczających i myjących. W kontakcie z wodą tworzy delikatną pianę. W skrócie – jest bio-detergentem, który rośnie na drzewie.

Co ciekawe, wywaru z łupin używano również na bóle stawów oraz choroby skóry. W ajurwedzie stosowany jest do wielu mieszanek ziołowych ze względu na swoje antystresowe działanie. Jednak o tym nie miałam okazji się przekonać.

Orzechy kupić można w sklepach internetowych. Nie jest to rzadko spotykany towar. Warto sprawdzać też sklepy z produktami ekologicznymi.

Jak używać orzechów piorących?
Potrzebny jest woreczek. Szczelny, bo orzechy się kruszą, i naturalny, by ich piorąca moc mogła się wydostać do wnętrza bębna. Najlepszy byłby lniany, ale sprawdzi się też z bawełny. Ja użyłam zwykłego kawałka białej tkaniny, z której zrobiłam mini-pakunek, zawiązując na szczycie sznurkiem. Sprawdzi się też skarpetka.
Orzechy do prania to bardzo skuteczny i ekonomiczny środek piorący.fot. mamadu
Do prania potrzebujemy kilka sztuk orzechów. Osobiście nie liczyłam, wzięłam garść. Nie zwracałam też uwagi, czy wybieram pokruszone, czy w całości – część było takich, część takich.

Orzechy w zawiązanym woreczku wrzuca się tak, jak kapsułkę, czyli na dno bębna. Na to ubrania. I tyle. Anka poleciła, bym użyła płynu do płukania, bo orzechy nie mają zapachu. Tak zrobiłam.

Pranie nr 1: kolory
Na pierwszy ogień przetestowałam pranie kolorowe z kategorii "codziennie", czyli nie żadne tam plamy, tylko znoszone koszulki. Jako że były to również ubrania mojego dziecka, które czasem tarza się w piasku, a czasem wysmaruje się lodem, mogłam widzieć różnicę – od samej wody kurz i lody nie zejdą.

Zadziałało. Pranie wyglądało tak, jakbym potraktowała je proszkiem. Koszulki były czyste i miękkie, tak jak powinny. Efekt bez różnicy.

Pranie nr 2: białe, bielsze...
Drugie pranie, jakie wstawiłam, było białe. Utrudnieniem było to, że prócz pościeli i koszulek w dość dobrym stanie dorzuciłam białe spodnie z tłustymi plamami po krewetkach, koszulę ze starymi plamami od podkładu i zżółknięte materiałowe wnętrza koszy. No i skarpetki – takie z brudno-szarymi "podeszwami".

Ułatwieniem zaś soda oczyszczona dosypana tam, gdzie normalnie wsypuje się proszek. Jak eko, to eko. Program na 3 godziny i temperatura 60 stopni.

Tym razem bardzo, oj bardzo się zdziwiłam. Pranie raziło czystością – jest "odblaskowo" białe. Wnętrza koszy zaprawione przez miesiące użytkowania – idealnie czyste. Skarpetki – jak nowe. Spodnie z plamami po krewetkach – z minimalnymi śladami. Nie sprały się tylko plamy od podkładu. Ale na to nawet nie liczyłam. Tak czy inaczej, jestem zachwycona!
Przed...fot. mamadu
... i po.fot. mamadu
Pranie nr 3: plamy stare i nowe
By upewnić się, że moc kasztanów jest naprawdę magiczna, wrzuciłam do pralki stertę ubrań z kategorii "może kiedyś to odplamię". Znalazły się w niej głównie założone raz albo dwa t-shirty upaprane jedzeniem. Czyli ciuchy, bez których można żyć, bo koszulka, jak każda inna, ale szkoda wyrzucić, bo nowa.

Użyłam poprzednio zużytych orzechów. Wynik był połowiczny, ale i tak jestem zadowolona. Sprały się plamy tłuste (!), świeże i owocowe. Zbladły też brzydkie zacieki niewiadomego pochodzenia. Nie zeszły plamy stare i ciemne, np. z czerwonego wina.

Podsumowanie
I teraz najlepsze. Za ten wygodny i skuteczny, choć osobliwy środek piorący, zapłacimy – uwaga – ok. 20 zł za kilogram. Jednak orzechy można wykorzystywać do trzech razy (jeśli nie pierzemy w wyższej temperaturze niż 60 stopni), więc można liczyć, że te 20 zł płacimy za 3 kg środka piorącego.

Duża garść orzechów waży ok. 50 g – sprawdziłam na wadze kuchennej. Kosztuje ona... 35 groszy! A to i tak za duża porcja na jedno pranie. Na opakowaniu piszą, że wystarczy 5-7 sztuk.

Dla porównania, 3 kg skutecznego proszku kosztuje ok. 90 zł, a wsypujemy go więcej niż 50 g.

Opłaca się również ze względu na to, że orzechów piorących można użyć w zmywarce do naczyń, zastąpić nimi szampon do włosów, szampon dla zwierząt (!), żel pod prysznic, a nawet środek na szkodniki, które zjadają nasze rośliny ogrodowe.

Ponadto bardziej doświadczeni niż ja piszą, że ugotowane skorupki w wodzie stworzą płyn uniwersalny do czyszczenia powierzchni płaskich. Tych zastosowań jeszcze nie sprawdziłam, jednak moje dotychczasowe doświadczenia bardzo mnie do tego zachęcają.

Oficjalnie: jestem fanką! I szukam miejsca, gdzie przechować 1 kg orzechów. Są lekkie, więc spodziewam się naprawdę dużej paczki...