Nazwał 3-latkę łamagą, ojciec nie zareagował. Dlatego wtrącam się "między dzieci"

Ewa Bukowiecka-Janik
Piaskownica rządzi się swoimi prawami. Plac zabaw też. To miejsca dla dzieci, w których rodzice nie powinni mieć za dużo do gadania. Pilnować porządku trzeba – wiadomo, ale bez przesady. Dzieci potrafią dogadywać, poza tym zabawa z rówieśnikami bez nadzoru dorosłych to najlepsza lekcja życia. Jednak, czy każda z tych lekcji wyjdzie dziecku na dobre?
Czy w konflikty między dziećmi powinni wtrącać się rodzice? fot. pixabay.com
Całkiem niedawno moja przyjaciółka wybrała się ze swoją trzyletnią córką na plac zabaw. Jest z tych matek, co ja – które siedzą i z dystansu obserwują, nie chodzą za dzieckiem na każdą huśtawkę.

W pewnym momencie, kiedy mała wspinała się na zjeżdżalnię, podbiegł do niej chłopiec, na oko pięcioletni, który wyprzedził ją na drabince z okrzykiem: "z drogi łamago!". Nie dziwię się mojej znajomej, że wstała i zwróciła chłopcu uwagę, by liczył się ze słowami.

Całej sytuacji przyglądał się jego ojciec, który albo myślami był gdzie indziej, albo nie przeszkadza mu, że jego syn obraża innych – po prostu nie zareagował. Znajoma odpuściła, jednak nie jest tajemnicą, że dziecięce konflikty czasem kończą się wezwaniem policji do... wrzeszczących na siebie rodziców.


Taka sytuacja miała miejsce w ostatnich dniach w Chełmie, a opisał ją portal trojmiasto.pl. "(...) zaczęło się od tego, że tata jednej dziewczynki nakrzyczał na drugą. Ta poskarżyła się rodzicom, w to wmieszała się jeszcze sąsiadka. Wspólnie naskoczyli na ojca, który nakrzyczał, a ten wezwał policję, ponieważ uznał, że mu grożono", pisze w liście do redakcji portalu trojmiasto.pl pani Anna.

Dalej w artykule pojawia się odpowiedź na pytanie: Czy tak powinniśmy reagować na konflikty między dziećmi? Według dwóch zapytanych o zdanie ekspertek, oczywiście, że nie. Z resztą nie trzeba być psychologiem, by wywnioskować, że w Chełmie raczej poszło o to, co mówią i w jaki sposób dorośli.

Jednak w artykule prof. Hanna Brycz z Zakładu Psychologii Społecznej Uniwersytetu Gdańskiego stwierdza, że "wkraczamy do akcji, gdy sytuacja ewidentnie grozi zdrowiu fizycznemu lub psychicznemu" oraz: "Podejmowanie przez dziecko samodzielnych decyzji w interakcjach społecznych uczy je rozwiązywania konfliktów. To bardzo ważna umiejętność. Warto też, by rodzic pamiętał o tym, że nieraz porażki uczą więcej niż sukcesy".

Trudno się nie zgodzić. Jednak nie mam pojęcia, czy nazwanie trzylatki łamagą stwarza zagrożenie dla jej zdrowia psychicznego i mimo to zachowałabym się tak samo jak moja przyjaciółka. Nie chcę, by moje dziecko było wyzywane, traktowane z pogardą i agresją.

Z tego samego powodu interweniowałam któregoś razu w piaskownicy, kiedy starszy od mojego trzyletniego syna chłopiec próbował go tak zbajerować, żeby ten oddał mu auto. Proponował wymiany, wmawiał, że tak musi być, nawet wzbudzał poczucie winy.

Przez pierwsze 10 minut nie reagowałam, a mój syn trzymał się dzielnie w postawie, że nie odda. Dopiero gdy zauważyłam, że chłopak nie odpuści i zaczyna skutecznie owijać sobie moje dziecko wokół palca, wtrąciłam się.

Podobnie zachowałam się, gdy starszy kolega najpierw namawiał moje dziecko na wspólną zabawę, a potem, kiedy jego mama pozwoliła mu pooglądać bajki w smartfonie, odsunął go ręką i stwierdził: "musisz stąd iść, bo będę oglądał coś, czego ty nie możesz".

Nie wspominając o sytuacji, w której gdyby nie moja interwencja dziewczynka puszczona samopas kopnęłaby (celowo) moje dziecko w głowę, tak by spadło z wysokiej drabinki.

I bądź tu mądry... Nie boję się uczyć syna samodzielności, ale nie chciałabym, by w żadnej z tych sytuacji moje dziecko zostało samo, bez wsparcia, kogoś kto jest silniejszy i stanie w jego obronie.

Jak czułby się mój syn, gdyby wiedział, że byłam blisko i nic nie zrobiłam, a jemu w tym czasie działa się krzywda? Czy jest jakaś granica, po której przekroczeniu będziemy wychowywać małe kaleki społeczne, które nie będą umiały zawalczyć o swoje dobro?

A może właśnie jest odwrotnie – stając w obronie dzieci dajemy im przykład, jak się stawiać. Dodajemy otuchy, odwagi i pokazujemy jak nie powinno być? Póki co, będę się trzymała tej ostatniej wersji.
Źródło: dziecko.trojmiasto.pl