Zawadzka wymienia teksty, których nie powiesz już dziecku. "To prosta droga na terapię"

Katarzyna Grzelak
Dorota Zawadzka, znana jako telewizyjna superniania, dla wielu rodziców jest prawdziwym guru w kwestii wychowania dzieci. Jednak po jej ostatnim wpisie na Facebooku, internauci nie zostawili na niej suchej nitki. Być może dlatego, że psycholog obnażyła smutną prawdę o zachowaniu wielu z nich.
Zmuszanie dziecka do jedzenia nigdy nie jest dobrym pomysłem Fot. nadine123 / 123RF
Dorota Zawadzka na swoim fanpage'u zgromadziła ponad 120 tys. fanów. W czasie wakacji,w ramach akcji Przytul Lato, odwiedza nadmorskie kurorty, gdzie prowadzi m.in. warsztaty poświęcone wychowaniu i bezpieczeństwu dzieci. Na Facebooku często dzieli się swoimi obserwacjami z wakacji. Tym razem opisała "rozmowy" rodziców z dziećmi.

– "Już dzwonię do pani doktor i trzeba będzie zrobić zastrzyk", "nie pójdziemy nad morze", "nie pójdziesz na basen”, "to wracamy do domu", "ale ty jesteś niedobra/y", "nic ci nie kupię", "widzisz? wszyscy na ciebie patrzą", "zobacz, wszyscy się z ciebie śmieją", "oszaleję z tobą" – wyliczała Zawadzka.


– Zapewne domyślacie się, kiedy słychać te wszystkie "świetne" skierowane do dzieci słowa. Tak, przy posiłkach! Bardzo proszę w imieniu dzieci – nie róbcie tak! – napisała Zawadzka.
W kolejce do terapeuty?
Tymi słowami wywołała prawdziwą lawinę. Pod postem pojawiło się blisko 400 komentarzy, a zaledwie niewielki procent z nich to słowa poparcia dla superniani. – To prawda, wciąż się to słyszy wkoło. To straszne. Dzieci są bardzo źle traktowane. – Nie tylko przy posiłkach. Cóż, dziś się dba o oto, aby za kilka lat terapeuci mieli co robić! – pisali komentujący.

Niestety, większość rodziców się oburzyła. Najwidoczniej Zawadzka nadepnęła im na odcisk. Niektórzy próbowali bronić takiego emocjonalnego szantażu, twierdząc, że sami w dzieciństwie byli tak "straszeni" i nie mają żadnej traumy.

Inni wprost przyznawali, że sami zwracają się w ten sposób do dzieci. A na swoje usprawiedliwienie podkreślali, że tu nie chodzi o straszenie, a o konsekwencję w działaniu. Jeden z czytelników zarzucił nawet Zawadzkiej, że według niej "dziecko nie musi ponosić jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje poczynania".

– A skąd wyciągnąłeś taki wniosek? Wręcz przeciwnie. Powinno (ponosić konsekwencje – przyp. red.). Jeśli nie chce jeść, to konsekwencją jest bycie głodnym, a nie odmowa pójścia nad morze. I niekupowanie zapiekanek, gofrów i drożdżówek... – odpowiedziała mu psycholog.

"Polecam poczytać o zaburzeniach odżywiania"
Dorota Zawadzka znalazła się pod prawdziwym ostrzałem. Najwidoczniej praktyka zastraszania dzieci, że jeśli nie zjedzą śniadania, obiadu, kotlecika, kiełbaski, to będą siedzieć w domu albo – co gorsza – wylądują w szpitalu – jest powszechna.

Jednak – jak słusznie podkreśla psycholog – karanie lub nagradzanie dzieci za jedzenie nigdy nie jest dobrym pomysłem. Dziecko od zawsze powinno uczyć się, że je wtedy, kiedy jest głodne, a nie że MUSI zjeść, bo nie dostanie nagrody, albo zostanie ukarane.

Wprowadzanie do żywienia systemu nagród i kar, to prosta droga do zaburzeń odżywiania. W ten sposób u dziecka wykształca się przekonanie, że jedzenie i emocje są ze sobą nierozerwalnie połączone.

Nie chce, niech nie je
Zawadzka zwróciła się do rodziców, obstających za takim zachowaniem, aby poczytali o zaburzeniach odżywiania i ich źródłach.

– To teraz to sobie porozwijaj... skąd trauma, depresje, obsesje, perfekcjonizm, kompleksy... – zwróciła się Zawadzka do jednej z czytelniczek.

– Na pewno od tego, że rodzice wymagają, by dziecko zjadło śniadanie. Poważnie? Chyba nie rozmawiamy o tym samym jednak... – odpisała kobieta.

– Od tego, że często stawiają nieustanne wymagania, szantażują, krzyczą, odbierają miłość – to często w pakiecie. Wymaganie, zmuszanie, by dziecko jadło, skoro nie lubi, nie chce, nie jest głodne... to niezbyt dobry pomysł... i ma poważne konsekwencje. Bagatelizowane przez dorosłych – odpowiedziała jej Zawadzka.

To jak mówić?
– Teraz to najlepiej nic nie mówić, bo wszystko, co się powie, to jest źle – napisała oburzona jedna z internautek. Ale to nie tak. Można mówić do dziecka, a nawet trzeba. Ale trzeba mówić mądrze.

– Rusz głową, pomyśl, jak chciałabyś, aby mówiono do ciebie w podobnych sytuacjach. To nie jest trudne, ale trzeba ciut się wysilić. Dla własnego dziecka chyba warto. Nie czekaj na gotowe rozwiązania, bo do twojego dziecka mogą nie pasować. Wymyśl coś własnego. To właśnie jest odpowiedzialne rodzicielstwo, a nie "chów" – zwrócił uwagę pan Piotr.

– Masz wyjaśnić, dlaczego tak ma być, dlaczego to ważne, by dziecko jadło posiłki. A nie szantażować... po prostu – podkreśliła Zawadzka.

Pamiętaj, że w wychowaniu – obok bezwarunkowej miłości – najważniejsza jest konsekwencja i cierpliwość. Powiedz dziecku, dlaczego powinno zjeść śniadanie (żeby nie było głodne na plaży, bo wtedy będziecie musieli wrócić do pensjonatu na drugie śniadanie). Pozwól mu samemu przekonać się o konsekwencjach niezjedzonego posiłku.

A straszenie lekarzami, szlabanami czy "złym panem policjantem" wyrzuć ze swojego słownika.