Ważne, że nie zrobiła aborcji – zostanie świętą. Tak Kościół wykorzystuje śmierć kobiety

Katarzyna Grzelak
Chiara Corbella Petrillo miała zaledwie 28 lat, gdy zmarła na raka. Nowotwór wykryto u niej kilka tygodni po tym, jak zaszła w ciążę. Nie zdecydowała się na leczenie, żeby – jak piszą o niej katolickie media – "uratować życie dziecka". Właśnie ruszył proces beatyfikacyjny, który ma wynieść matką na ołtarze. Ale czy słusznie?
Chiara Corbella Petrillo urodziła troje dzieci, dwoje z nich zmarło tuż po porodzie Prawo autorskie: loganban / 123RF Zdjęcie Seryjne
"Heroiczna matka", "bohaterska Włoszka", "odeszła w opinii świętości" – tak o Chiarze piszą media. "Świecka kobieta i matka rodziny, żona i mama o ogromnej wierze w Boga" – a tak mówi o niej dokument rozpoczynający proces beatyfikacyjny. Jednak najtrafniejszy moim zdaniem jest nagłówek mówiący o tym, że Chiara "oddała życie, by móc urodzić dziecko".

Pragnienie zostania matką było tak silne, że poświęciła dla niego życie. Pozostawiła po sobie dziecko, które nie będzie pamiętać swojej matki. Ale być może będzie mogło oglądać ją na świętych obrazkach. Tylko czy to wynagrodzi jego cierpienie?


Do trzech razy sztuka
Chiara urodziła trójkę dzieci. W czerwcu 2009 roku na świat przyszła Maria. Miała bezmózgowie, zmarła niespełna godzinę po porodzie. Rok później, również w czerwcu, urodził się Dawid. Chłopiec miał wiele poważnych wad genetycznych, m.in. nie miał nóg. Również zmarł tuż po narodzinach.

Rodzice – Chiara i Enrico – już w trakcie ciąży wiedzieli o wadach rozwojowych swoich dzieci. Wiedzieli, że nie będzie dane przeżyć im nawet jednego dnia. Jednak nie zdecydowali się na przerwanie żadnej z ciąż. Być może chcieli pożegnać się z dziećmi? Ochrzcić je na chwilę przed śmiercią? Powierzyć Bogu?

Myliłby się jednak ten, kto twierdzi, że skoro rodzinę dwukrotnie spotkała taka tragedia, to zdecydują się oni nie ryzykować. Powiedzą sobie – "trudno, taka jest wola Pana" i być może pomyślą o adopcji. W końcu tyle jest samotnych dzieci, które czekają na kochającą rodzinę.

Ale nie, Chiara i Enrico postanowili nie ustawać w swoich staraniach. Kilka miesięcy później kobieta znów była w ciąży. Zaledwie tydzień po tym, jak lekarze potwierdzili, że pod sercem nosi kolejne dziecko, wykryto u niej pierwsze oznaki choroby.

Zaczęło się niegroźnie
Wszystko zaczęło się od niegroźnie wyglądającej ranki na języku. Niestety, były to początki nowotworu jamy ustnej, który szybko się rozprzestrzenił, zaatakował narządy szyi i głowy. Lekarze zaproponowali kobiecie podjęcie leczenia. Przeprowadzono nawet jeden zabieg wycięcia guzka – bardzo bolesny dla pacjentki, ze względu na brak możliwości podania całkowitego znieczulenia.

Jednak na dalsze leczenie kobieta się nie zdecydowała. To właśnie zdecydowało o jej "bohaterstwie" i "świętości". Chemioterapia mogła bowiem zaszkodzić dziecku w jej łonie. A tym razem lekarze zapewnili ją, że ma szansę urodzić zdrowe dziecko.

Gdy lekarze zaproponowali jej przyspieszenie porodu na tyle, aby rak nie zdołał całkowicie zdewastować jej organizmu, także się nie zgodziła. Jej syn, mały Franciszek urodził się 30 maja 2011 roku. Na uratowanie życia matki było już za późno, kolejna operacja i terapia onkologiczna nie przyniosły rezultatów. Zmarła kilka dni po pierwszych urodzinach synka.

"Cena świętości"?
Powiecie być może, że Chiara Corbella Petrillo jest współczesną męczennicą i należy jej się miejsce w żywotach świętych. Że była "wierną Służebnicą Bożą", "oddaną żoną" i "wspaniałą matką". Ale ja widzę tu pewien dysonans.

Dlaczego po tragicznej śmierci Marii i Dawida nie przyszło Chiarze do głowy, że może powinna porzucić próby ponownego zajścia w ciążę? W końcu się udało – została matką. Ale jej syn pozostał bez matki. Czy w takim razie naprawdę możemy powiedzieć, że chodziło o "dobro dziecka"?

Chciała ochronić i ocalić życie syna – to zrozumiałe. Każda matka (a przynajmniej znacząca większość) też tego chce. Ale dlaczego musiała stać się męczennicą? Dlaczego odrzucała rady lekarzy i ich pomoc? Czy medycyna nie jest darem Bożym, dzięki któremu dziś mogłaby patrzeć, jak jej 7-letni syn biega z kolegami?

Chiara powinna walczyć do końca, ale nie o świętość, a o to, by być z dzieckiem. Odrzucić wszystkie banały o tym, że "cierpienie uszlachetnia" i zawalczyć o zdrowie. Dzisiejsza medycyna daje ogromne możliwości działania. A ciężarna kobieta, zmagająca się z nowotworem, nie jest skazana na śmierć. Może – a nawet musi! – podjąć leczenie.

Święta od aborcji?
Kościół, pisząc o Chiarze, wciąż podkreśla, jak "heroicznie nie zdecydowała się na tzw. aborcję". Stąd płynie prosty wniosek – że Chiara jest tylko kolejną kartą przetargową w walce z ruchami pro-choice, które chcą dać kobiecie wybór. Na przykład takiej, która ma już dwoje dzieci i staje przed wyborem – urodzić kolejne, które rozwija się w jej łonie, czy stracić je, ale ocalić siebie, czyli matkę tamtej dwójki.

Chiara nie jest sama. Kobiet, które przypłaciły życiem sprowadzenie na świat nowego życia są setki, a nawet tysiące. Niewiele z nich zostało świętymi, może Chiara będzie pierwsza. A jej synek wkrótce zostanie "kościelnym celebrytą". W końcu niewielu jest żyjących krewnych świętych.

Ale czy takie "boskie koneksje" wynagrodzą mu dzieciństwo bez matki?
Źródło: pch24.pl