Przez reformę Zalewskiej uczniów czeka krwawa walka. "Są ofiarami systemu"

Wiktoria Dróżka
W większości miast zakończył się pierwszy etap rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych. Jak się okazuje, czerwony pasek na świadectwie nie gwarantuje przyjęcia do liceum – tysiące najlepszych uczniów walczą w naborze dodatkowym. Skąd te problemy?
Rekrutacja do liceów, rocznik 2017/2018. Fot. Krzysztof Koch / Agencja Gazeta
Chaos systemu edukacyjnego trwa dalej
W związku z likwidacją gimnazjów w części miast zmniejszono liczbę klas w liceach. Szkoły przygotowują się w ten sposób na dwa roczniki, które w przyszłym roku – w związku z reformą – będą ubiegać się o miejsca w ogólniakach.

W tym roku gimnazjaliści osiągnęli na egzaminach z przedmiotów ścisłych zaskakująco dobre wyniki. Tymczasem klasy o tych profilach są uznawane za najbardziej elitarne. W efekcie w najlepszych szkołach znacznie wzrósł próg, od którego uczeń mógł liczyć na przyjęcie.

– Z moimi wynikami rok temu dostałabym się do liceum, które wskazałam przy pierwszym etapie rekrutacji. W tym roku okazało się, że wszystkie szkoły, do których chciałam iść, miały wyższy próg niż przed rokiem – mówi w rozmowie z Gazetą Prawną Ala, gimnazjalistka z Warszawy.


Problem dotyczy większej liczby uczniów. Do żadnej z pięciu szkół nie dostała się też Ewa. Musiała przystąpić do rekrutacji uzupełniającej. Nic na to nie wskazywało. Miała czerwony pasek, średnią ocen na koniec roku 5,0, większość przedmiotów zdała na 85%.

Spokojnie, będzie dobrze?
Uczniów próbują uspokoić władze miasta. – W dodatkowej rekrutacji jakieś miejsca zawsze się znajdują – odpowiadają na niepokój rodziców. A co, jeżeli dziecko nie dostanie się do LO? Ma iść do szkoły branżowej lub technikum? To żadne pocieszenie dla uczniów, którzy liczyli na miejsca w najlepszych ogólniakach.

Po ogłoszeniu pierwszych wyników rekrutacji w samej Warszawie do liceów ogólnokształcących nie zakwalifikowało się 1582 uczniów. Dla porównania w 2017 roku w pierwszym etapie do liceów nie dostało się 1256 uczniów. W Gdyni do wybranej szkoły nie dostało się 74 uczniów, czyli ponad dwa razy więcej niż w roku szkolnym 2017/2018.

To konsekwencja ograniczenia liczby miejsc przez placówki, które postanowiły się przygotować na nadejście podwójnego rocznika w przyszłym roku. Miało być łatwiej, a walka się zaostrza. Rośnie też ambicja uczniów i w wielu miastach wzrasta liczba kandydatów do liceów ogólnokształcących.

Przez "dobrą zmianę" ucierpią najlepsi uczniowie? Skontaktowaliśmy się w tej sprawie ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego.

– To wszystko to przykre i bolesne konsekwencje reformy edukacji Anny Zalewskiej. Wszyscy pamiętamy jak pani minister mówiła, że dzieci nie odczują różnicy. Otóż nieprawda. To pierwsza grupa, która zderzyła się z nieprzemyślaną i chaotyczną decyzją rządu – mówiła w rozmowie dla MamaDu Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego.

– W tym roku jest trudniej. W kolejnym może być jeszcze trudniej. I mówimy tu o osobach z bardzo wysokimi wynikami, ubiegającymi się do najlepszych liceów. Najlepsi są ofiarami reformy – podkreśliła jeszcze rzeczniczka.
Źródło: gazetaprawna.pl