Karygodny błąd przy in vitro w Szczecinie. 3 mln odszkodowania to i tak za mało

Katarzyna Grzelak
Hania ma 4 lata i cierpi na bardzo rzadki zespół Schinzela-Giediona, opóźnienie psychoruchowe i padaczkę lekooporną. Za wszystkie te wady genetyczne rodzice obwiniają fatalny błąd przy in vitro. Rodzice dziewczynki, których budżet pochłania kosztowne leczenie, chcą od szpitala zadośćuczynienia. Domagają się 3 mln złotych.
Hania, przez błąd przy in vitro, przyszła na świat z wieloma wadami genetycznymi Fot. Facebook/Przygody Hanki Firanki
Hanię zna cała Polska. Jej przypadek jest bezprecedensowy. Przyszła na świat w 2014 roku dzięki in vitro. Niestety w szpitalu, w którym wykonywano zabieg, doszło do fatalnej pomyłki. Nasieniem męża pacjentki zapłodniono komórkę jajową obcej kobiety, a nie matki. W wyniku błędu matka urodziła nie swoje dziecko.

Dziewczynka urodziła się chora, z licznymi wadami genetycznymi, bez szans na wyleczenie. Wymaga stałej całodobowej opieki, kosztownej rehabilitacji i specjalnej żywności. Hania już dwukrotnie trafiała do szpitala bliska śmierci. Opieka nad córką pochłania cały czas i cały budżet rodziny.


Rodzice postanowili więc wytoczyć proces cywilny szpitalowi Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Do tego szpitala przynależy Laboratorium Wspomaganego Rozrodu w Policach, w którym przeprowadzono feralny zabieg in vitro. Rodzina domaga się 3 mln złotych.

Winnych nie ma
– Zarówno szpital, jak i ubezpieczyciel negują podstawę do wypłaty odszkodowania. Szpital nie neguje faktu, że doszło do pomyłki, ale jednocześnie uważa, że jest to pomyłka niezawiniona przez szpital. Ich zdaniem procedury zostały zachowane. Naszym zdaniem były one nieprawidłowe – mówi w rozmowie z TVN 24 Mikołaj Fiodorow, pełnomocnik rodziny.

Rodzice są zrozpaczeni i zrezygnowani – już dwukrotnie chcieli znaleźć winnych, jednak sprawy umorzono. Po raz pierwszy we wrześniu 2016 roku, kiedy to prokuratura umorzyła sprawę karną i ponownie w grudniu 2017 roku, gdy sąd lekarski uniewinnił lekarza, który sprawował nadzór nad laboratorium.

Rodzice dziewczynki informują, że odwołali się od decyzji sądu lekarskiego. Niestety w październiku bieżącego roku sprawa się przedawni, a więc szanse na jej rozpatrzenie są nikłe.
Klinika zamknięta
Choć winnych nie znaleziono, placówkę zamknięto. I to już w 2015 roku, gdy tylko karygodny błąd przy in vitro wyszedł na jaw. A sprawa ujrzała światło dzienne, bo rodzicom wydało się podejrzane, że córka ma inną grupę krwi.

– Do podejrzeń skłoniła nas grupa krwi Hani. My z żoną mamy A Rh-, a Hania urodziła się z grupą A Rh+. Nie mogła mieć takiej grupy po nas – mówi pan Łukasz, tata dziewczynki. Badania DNA potwierdziły te obawy.

Po zamknięciu laboratorium, prof. Jacek Różalski z Okręgowej Izby Lekarskiej przyznał, że procedury stosowane w klinice były zbyt ogólne i że nie było wyraźnych przepisów dotyczących m.in. znakowania probówek z komórkami jajowymi. Tego dnia, kiedy doszło do fatalnej pomyłki, w klinice miała być tylko jedna laborantka.

Dziś władze szpitala nie komentują sprawy. Rodzice Hani wciąż mają nadzieję na ukaranie winnych.

Możesz pomóc
Rodzice Hani cały czas prowadzą też zbiórkę na leczenie i rehabilitację córeczki. Zbiórkę środków prowadzi Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "Kawałek Nieba". Przelewów można dokonywać tutaj:

Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374

Koniecznie z tytułem:
"517 pomoc w leczeniu Hani Malinowskiej"

Lub przez formularz na stronie fundacji: kawalek-nieba.pl
Źródło: tvn24.pl