Czujesz presję małżeństwa? Te słowa księdza niejednego sprowadzą na ziemię

Wiktoria Dróżka
Wszyscy rodzice chcą jak najlepiej dla swoich dzieci w kwestii życia zawodowego, osobistego, rodzinnego. Chcą, ale nie zawsze mogą. Są kwestie, na które w pewnym momencie życia, wpływu już nie mają. Pozostaje akceptacja, nawet jak to, co widzą, mocno boli.
Życie bez ślubu – to sprawa pary, nikogo więcej. Prawo autorskie: annajacek / 123RF Zdjęcie Seryjne
Odpowiada duchowny
Chyba pierwszy raz słyszę, jak osoba duchowna nie zmusza bezmyślnie do sakramentu. Na pytanie "Moje dziecko żyje bez ślubu, czy powinnam zmuszać je do małżeństwa?" odpowiada, że punktem wyjścia jest... wiara.




Matki pogubione jak córki
– Moja córka żyje na kocią łapę – słyszę od mamy Kingi, która od 5 lat jest stewardessą w jednych z najlepszych arabskich liniach lotniczych. O powrocie do Polski i do tradycyjnego życia nie myśli. Tam żyje wolnym związkiem, podróżami, nie ma planów czy marzeń o tradycyjnym ślubie i gromadce dzieci. W matce jest ból, nie może znieść tego, że jej córka jest konkubiną jakiegoś faceta. Nie tak chciała ją wychować.

Chcą wspierać, lecz nie wiedzą jak
Chciałyby dla swoich córek stabilnego życia u boku męża, który kochać będzie do końca życia. Modlą się o to, rozmawiają z córkami i życzą im tego przy każdych świętach. Te nawet, jeśli tego chcą, nie do końca przecież mają na to wpływ. Owszem decydują się na wspólne mieszkanie, życie, dzielenie ze sobą samochodu, wydatków, łóżka, stołu. W tych kwestiach to rzeczywiście decyzja córki (już kobiety). Czasem więcej nie mogą, zresztą to i tak dużo.

Matki też nie są w komfortowej sytuacji, nie wiedzą, czy rozmawiać, pytać, doradzać. Co właściwie powinny robić, gdy córka żyje w związku bez ślubu? Tak naprawdę każda sytuacja jest inna. Decyzja o niebraniu ślubu podejmowana jest z różnych powodów. Warto, żeby troszczące się mamy o tym wiedziały.

Czemu żyją w związku bez ślubu?
Czasem to zwykły lęk, niewłaściwy partner lub jego brak. W tej grupie są zarówno kobiety, które mocno chcą, nawet naciskają, ale nic z tego nie wychodzi. Druga grupa to kobiety, które w toku różnych przeżyć wykształciły w sobie pogląd, że małżeństwo nie jest dla nich. Matki mogą się doszukiwać, czyja to wina – ojca, który odszedł, koleżanek, które się rozwodzą, czy ich samych, ale to i tak nic nie da.

Są w luźnych związkach
Są też kobiety, które czekają na odpowiedź, szukają jej w sobie, w świecie, w rozmowach z innymi. Podróżują, medytują, biegają, awansują, edukują, kształcą się. Są dni, że same nie wiedzą, czego chcą. Gubią się w swoich wyborach. Najczęściej jest to wtedy, gdy świat krzyczy, jak bardzo małżeństwo jest do kitu, gdy kolejny raz zawiódł je facet, szef w pracy zgnoił, w drodze powrotnej do domu dowiedziały się, że koleżanka zdradza męża, a inna walczy z depresją po poronieniu. Wtedy odpuszczają, dzwonią do matek i mówią: – OK, moja samotność jest niefajna, moje luźne związki to być może grzech, ale zawsze lepsze to niż cierpienie z powodu nieszczęśliwej miłości i wymuszanie ślubu.

Czasem kobiety długo czekają na klęknięcie mężczyzny, ale ich czas, nadzieja i wizje bledną. I rodzi się myśl, że małżeństwa (szczęśliwego) nie może mieć każdy. Czują, że być może przespały moment na poznawanie, bo to chyba najlepiej łączyć się w pary na studiach. Wizja o idealnym scenariuszu – miłości, ślubie, dzieciach i wspólnym życiu na dobre i na złe gaśnie. Coś w rodzaju niedoścignionych marzeń.

Żyją bez ślubu, bo co innego mają zrobić?
Być może za daleko szły z ustępstwami? Chciały być dobre, ale wyszło, że są zbyt uległe i nie potrafiące stawiać granic. Tak to wygląda w przypadku kobiet, które żyją bez ślubu z chłopakiem, ale w głębi bardzo by go chciały.

Czują, że gdzieś, kiedyś popełniły błąd wychowawczy
Życie bez ślubu swojej córki, najtrudniej jest zaakceptować matkom, które próbowały wychować córkę na katoliczkę. Jest im wstyd przed innymi. – Mam córkę, która żyje bez ślubu, ma dziecko ze swoim partnerem i mieszkają z nami. Dziecko będą najpierw chrzcić, później mają wziąć ślub, ale ja ufam Bogu i wiem, że jest gdzieś moja wina w przekazywaniu Boga żywego i nie potrafiłam przekazać tych wartości, bo ja sama też ich tak otrzymałam, gdy miałam 27 lat – pisze Teresa w komentarzach na YouTubie. A może każdy ma swoją drogę i musi ją odnaleźć. Bez przymusu, rad, na własnych błędach uczmy się jaki jest sens życia i co daje nam szczęście. – Mamy ich gnębić z tego powodu? Moim zdaniem nie – mówi na koniec jezuita.