O tym się głośno nie mówi. Kobiety, które nie kochają swoich dzieci, przerywają milczenie

Wiktoria Dróżka
"Miałam gdzieś swoje dziecko", "Najgorzej jest na początku", "Nie czułam, że to moje dziecko", "U mnie żadnej chemii". Wiem, te opisy wstrząsają. Taki stan jest obecnie dość "powszechny", wiele kobiet (w Polsce to problem co ósmej kobiety) przechodzi przez to i nie jest to od nich zależne. Co może zrobić depresja z kobietą i z jej miłością do dziecka? O tym jak jest ciężko, wiedzą tylko one. Czego potrzebują? Co czują? O czym marzą? Co im może przynieść nadzieję i ulgę? Te kobiety znalazły w sobie odwagę i bez ogródek zaczęły o tym mówić. Gdzie? W grupie wsparcia kobiet na Facebooku, który (jak widać) przestaje być tylko wirtualną sferą marzeń i iluzji. Odkrywamy coś więcej. Prawdę?
Depresja poporodowa - przyczyny. pixabay.com
Wołanie o pomoc wśród tych, którzy to rozumieją
Od tego się zaczęło, od krótkiego, ale dramatycznego wpisu rozwinęła się rozmowa, refleksja, może nawet interwencja. – #depresja. Czy są tu mamy, które nie umiały kochać swojego nowo narodzonego dziecka? – napisała Karolina. Wyobraziłam sobie jej ból i smutek. Pomyślałam też, że nie może pozostać sama. Na szczęście nie została.

– Noworodek przez kilka pierwszych tygodni pięknie pachnie, a zapach jego skóry powoduje wyrzut dopaminy, która poprawia samopoczucie. Tak że polecam wąchać bobasa. Może chociaż trochę pomoże – napisała jedna z mam, która przechodziła przez to samo.


W tej historii jest też dziecko, które czeka na przytulenie, miłość i zupełnie nie wie, o co chodzi. Też potrzebuje pomocy.

To mija?
– Ja. Obecnie już kocham najbardziej na świecie, ale nie kochałam i twierdziłam, że nie moje – pisze jedna z mam. Chcą wierzyć, że miłość przychodzi z czasem. Nie czują silnej więzi zaraz po urodzeniu, nie przytulają z niepohamowaną czułością, nie patrzą z utęsknieniem, nie okrywają różowym kocykiem, nie robią zdjęć malutkich stóp. Mają dość. Są jak automaty, nastawione na wykonanie podstawowych czynności, jakby zamarzła ich empatia i uczucia.

Iwona pisze – Karolina, powoli. Czasem trzeba trochę poczekać. Poznać się, polubić. Miłość przychodzi z czasem. Spokojnie. – Brzmi jak rozsądna miłość rodząca się do obcego człowieka. Dla jasności, kobiety cierpiące na depresję poporodową nie tyle nie potrafią i nie chcą kochać, co czują się bezsilne. Bardzo często myślą, że nie dadzą sobie rady, przerasta je nowa sytuacja, z dnia na dzień jest im coraz trudniej i gorzej. Karmią, przewijają, dbają, ale bardziej dlatego, że muszą, nie zaś dlatego, że chcą.

– Robię wszystko mechanicznie. Nie potrafię jej kochać – pisze Karolina. Szczególnie, gdy krzyczy. Na szczęście jeśli depresja poporodowa, jak każda inna poważna choroba, jest leczona jest nadzieja na poprawę.

Baby blues czy depresja poporodowa
W miłości też nie chodzi tylko o emocje, wzruszanie się na widok dziecka, słodkie uśmiechanie i kołysanie. Dowodów na miłość nie trzeba szukać, problem jest gdzie indziej. Często to wina hormonów, które po porodzie szaleją. Tak naprawdę już od momentu zapłodnienia w organizmie kobiety zachodzą zmiany hormonalne. Podczas ciąży łożysko produkuje duże ilości progesteronu, który między innymi wpływa na poprawę nastroju. Potem następuje gwałtowny spadek, który doprowadza do zmian emocjonalnych. To wtedy jest ryzyko pojawienia się "baby blues" i depresji poporodowej.

Rozdrażnienie, nadwrażliwość, wahania nastroju, niska samoocena i napady płaczu – specjaliści uspakajają, że większość z tych objawów znika zazwyczaj w ciągu kilku pierwszych tygodni po porodzie. Psychologowie mówią: zrozum siebie, daj sobie czas i przyzwolenie na przeżywanie emocji. Ale w chaosie i natłoku macierzyńskich obowiązków trudno o unikaniu stresu.

Wszyscy powinni to zrozumieć
Po porodzie samoocena kobiet spada, czują się mniej atrakcyjne, niewyspane, zmęczone. Na taki stan wpływ ma m.in. niski poziom estrogenu, który powoduje problemy ze snem, przemęczenie, brak koncentracji, bóle głowy i stawów, spadek libido czy wzmożone wypadanie włosów.

Powstaje kontrast cierpienia matki i nowego życia noworodka. Depresja do ciepła rodzinnego gniazda na tym etapie jakby "nie pasuje". Staje się to zrozumiałe dopiero wtedy, gdy dowiadujemy się, jakie katorgi hormonalne, cielesne, psychiczne i relacyjne przechodzi matka w czasie połogu. Wtedy wydaje się trudne do uwierzenia, że depresja albo syndrom baby blues nie wystąpił. Heroiczny gest i złoty medal dla kobiety, która przeszła przez ten czas "gładko", bez większych kryzysów.

Przez cierpienie do miłości
Ta miłość do dziecka wystrzela jak z kosmosu, ale nie zawsze. – Miłość przychodzi z czasem. Kiedy dokładnie? Trudno powiedzieć. Ja musiałam przywyknąć do takiego dziwnego uczucia, że męża kocham całym sercem, ale tak nie wiem – rozsądkiem, a dziecko – bezwarunkowo, to serio inne uczucie niż taka miłość do "obcej " dorosłej osoby. Ja się nie spodziewałam, że to jest takie dziwne. Ze środka – tłumaczy Julia.

O czym jeszcze nie wiemy? Syndrom baby blues i depresja poporodowa to nie to samo. Depresja poporodowa trwa zwykle znacznie dłużej, objawy manifestują się znacznie silniej, a obniżony nastrój kobiety wymaga zazwyczaj leczenia farmakologicznego lub/i psychologicznego.

Jeśli stan smutku i przygnębienia nasila się, przeradza się w coś głębszego i utrzymuje się ponad miesiąc, niezwłocznie należy zgłosić się do specjalisty (psychiatry i psychologa). Dziewczyny na grupie podpowiadają Karolinie – Nie bój się prosić o pomoc. Marsz do psychologa najpierw, potem zobaczysz. Poproś bliskich o pomoc.

Dopytują, wspierają, dzielą się własnymi bardzo trudnymi historiami, dają Karolinie najważniejsze, czyli akceptację i wskazówki. Przechodziły przez to samo, czuły to na własnej skórze i wiedzą najlepiej, czego potrzebuje kobieta, która cierpi na chorobę naszych czasów.

Karolina to zauważa, docenia i dziękuje. – Dziękuję wam wszystkim. Dużo mi to pomaga. Wiem na pewno, że nie mogę być teraz sama i stale ktoś musi przy mnie być. Patrzeć mi na ręce. Potrzebuję tego. Ale również potrzebuję, aby po wykonaniu moich obowiązków tj. przewinięciu i karmieniu, ktoś przejął po mnie zajmowanie się dzieckiem, ponieważ nie jestem w stanie na razie patrzeć na dziecko z ekscytacją i uśmiechem. Mam nadzieję, że nie potrwa to długo i nie odbije się to mocno na niej.

Czytam wpisy dalej, ciągle ich przybywa i nie mogę przestać się oderwać. Pada tu tyle ważnych słów, dziewczyny opisują swoje stany tuż po porodzie. Odkrywają prawdziwe oblicze bycia mamą 24 godziny na dobę. Nie ukrywają, że nie było łatwo. W tych słowach jest dużo krzyczącego cierpienia. Ich macierzyństwo jest inne od obrazu kolorowych wózków, słodkich min i kocyków niemowlęcych z pluszowym tłoczeniem, które widzę na Instagramowch relacjach. Te dziewczyny są jak ciocia dobra rada, przyjaciółka od serca, dobra sąsiadka i psycholożka na infolinii wsparcia.

Nie padają tu najbardziej znienawidzone, durne zdania w stylu: jakoś to będzie, będzie dobrze, wstań i zrób coś. Sporo tu przemyśleń o tym, czym macierzyństwo jest naprawdę. Nie ma tu nudnych, słodkich, bajkowych opisów, tu czytam o życiu, zmierzaniu się z bezsilnością, raną po cesarskim cięciu, burzą hormonów, gonitwą myśli, rozsypaniem dawnego świata, oczekiwaniami do nieba i samotnością, gdy mąż jest w pracy.

Może i tym dziewczynom byłoby łatwiej, gdyby świat otwarcie mówił o tym, jak życie po porodzie wygląda. To rola mediów, lekarzy, ludzi znanych, wszystkich tych, którzy są widoczni i słyszani. – Ja bardzo chciałam dziecka i długo się staraliśmy, ale kiedy córka się urodziła, chciałam cofnąć czas, myślałam, że będzie tak pięknie, jak w reklamach/filmach, a dopadła mnie rzeczywistość – pisze Monika.
Chce o tym mówić! Próbuję
Karolina jest w trakcie depresji poporodowej, ale szuka pomocy, zrozumienia i zdecydowała się na rozmowę ze mną.

Jaka byłaś przed porodem?

Przed porodem byłam wielką optymistką. Całą ciążę starałam się przejść z głową w górze. Nawet gdy źle się czułam, a siedziałam wśród innych ciężarnych koleżanek, nie narzekałam. Aż same się dziwiły. Miałam bardzo dużo optymizmu do porodu, jak i po. Tak mi się wtedy przynajmniej wydawało.

Kiedy pojawił się tak silny smutek?

Silny smutek pojawił się w drugą dobę po porodzie, gdy moje dziecko już nie chwytało tak super brodawki do karmienia, a każde przystawienie do piersi było jednym wielkim wrzaskiem, nie zwykłym płaczem. Nie pomagało to, że na oddziale były co chwilę inne położne i pielęgniarki, każda mówiła co innego. Może to się zaczęło wtedy, gdy położono mi dziecko po porodzie na piersi, a ja już wtedy nie poczułam nic szczególnego.

Jaki miałaś obraz macierzyństwa, gdy zaszłaś w ciążę? Było to spełnienie marzeń czy raczej wyzwanie, którego się bałaś? Jakie były wtedy myśli?

W ciążę zaszłam świadomie. Złożyło się na to kilka aspektów. Towarzystwo, które powoli albo zaczynało myśleć o macierzyństwie, albo już było w ciąży. Praca, której nienawidziłam oraz wiek i staż związku, który książkowo mówił, że już powinno się mieć dzieci. Uważałam, że będę dobrą matką, bo jestem osobą poukładaną i zorganizowaną. A może to właśnie doprowadziło mnie do takiego stanu? Bo przy niemowlęciu ciężko o regularność.

Czy czułaś jakiś niepokój jeszcze w czasie ciąży?

Nie czułam nic. Dziecko urodziło się w 38. tydzień ciąży, więc było to dla mnie dodatkowym zaskoczeniem i stresem nie po mojej myśli. Z jednej strony się cieszyłam, że to już, a z drugiej myślałam "Dlaczego to tak wcześnie?". Jednak ciągle miałam dobry nastrój.

Piszesz na grupie do dziewczyn o poczuciu winy: "Nie dam rady jej karmić piersią. Jestem złą matką?". Czemu tak uważasz?

Całą ciążę uważałam, że nie będę karmić piersią. Miałam swoje zasady. Żadnego spania z dzieckiem. Żadnej uległości itp. Po porodzie stwierdziłam (gdy dziecko spało pierwszą dobę jak aniołek), że chociaż mu w ten sposób wynagrodzę moje twarde zasady i podam swoje mleko, czyli to, co najlepsze.

Czy dzisiaj masz nadzieję, że ten trudny czas minie i że ta miłość do dziecka się w końcu narodzi?

Mam nadzieję, że za jakiś czas uda mi się, choć w 80 proc. wrócić do starego życia, bo jeżeli nie, to będzie to dla mnie ogromny cios i nie wiem, czy będę umiała żyć innym życiem, czy to będzie tylko wegetacja.

Co myślisz (w kontekście siebie) o zdaniu: "Kochać siebie, by móc kochać innych"?

Właśnie chyba za bardzo kocham siebie i męża, żeby umieć podzielić się tą miłością z kimś innym... To jest okropne. Nie sądziłam, że jestem taką egoistką. A może teraz tak myślę?

Czy czujesz, że coś jest w stanie ci pomóc?

Myślę, że może psycholog albo inny terapeuta by mi pomógł. Zastanawiam się, czy odsunięcie od siebie całej tej nowej sytuacji i wchodzenie od nowa, powoli, nie dałoby mi większego komfortu psychicznego, tak abym mogła w swojej głowie porobić "notatki".

Dlaczego masz wątpliwości co do tego, aby udać się do psychologa? Napisałaś: "Przyjaciółka zaproponowała mi wizytę u psychologa w przyszły piątek. Iść?". Jest w tobie pewna wątpliwość i obawa.

Nie wiem czy rozmowa z psychologiem coś mi da. To będzie pewnie gadanie "uwierz w siebie". A ja potrzebuję pomocy fizycznej.

Nie oceniajmy, a doceniajmy
Kobietom, które dotknęła depresja poporodowa i dzielą się swoimi historiami, wcale nie było łatwo przyznać się do tego. Nie było im też łatwo mówić o tym, że nie kochały dziecka, że się bały i nie dawały sobie rady z niczym, ale mówienie o tym, co przeszły, być może pomoże innym. To takie podanie pomocnej dłoni. I to jest najcenniejsze.