MEN zrobiło rodziców w balona? Za "bezpłatne podręczniki" trzeba jednak płacić
Wszyscy uczniowie klas I-VIII szkoły podstawowej oraz uczniowie gimnazjów w okresie przejściowym otrzymują bezpłatne podręczniki i ćwiczenia finansowane z budżetu państwa. Książki, których zakup finansuje Ministerstwo Edukacji Narodowej, z założenia mają służyć przez kilka lat – uczniowie kończący daną klasę powinni je przekazać kolejnemu rocznikowi. Tu zaczynają się schody. Jeśli uczeń uszkodzi podręcznik lub nie zwróci go w terminie, jego rodzice będą musieli za niego zapłacić. Chociaż wydaje się to oczywiste, niektórzy rodzice nie kryją oburzenia.
Darmowe podręczniki miały być sposobem MEN na odciążenie rodziców i zmniejszenie wydatków związanych z edukacją dziecka. Pojawiają się jednak głosy, że ta "darmowość" kończy się wraz z zakończeniem roku szkolnego i wypisywaniem świadectw. Uczniowie, którzy zniszczą lub zgubią książki, muszą za nie zapłacić. Chociaż na początku września rodzice byli informowani o konieczności uiszczenia opłaty w razie uszkodzenia lub nieoddania książki, część z nich zarzuca ministerstwu oszustwo.
Zgodnie z informacjami umieszczonymi na stronie MEN, szkoła ma prawo żądać od rodziców ucznia zwrotu kosztów podręcznika. W przypadku podręczników dla klas I-III kwota zwrotu nie powinna przekraczać 4,34 zł za podręcznik do klasy I, 4,21 zł do klasy II i 2,35 zł do klasy III.
W przypadku książek dla starszych roczników jest nieco inaczej. Najpierw nauczyciele wybierają podręczniki i określają liczbę potrzebnych egzemplarzy, następnie dyrekcja składa wniosek o dotację do ministerstwa. Pod koniec roku uczniowie są zobowiązani oddać książkę do szkolnej biblioteki, tak samo, jak w przypadku podręczników do klas I-III. Jeśli pracownik szkoły uzna, że książka została zniszczona, może poprosić rodziców ucznia o zwrot kosztów. Różnica polega na tym, że kwota zwrotu książek zakupionych w ramach dotacji nie jest odgórnie narzucona przez ministerstwo – określa ją dyrekcja szkoły. Informacje o ewentualnych kosztach powinny się znajdować w regulaminach.
"Miały być bezpłatne podręczniki, a zdziera się z rodziców"
Mimo to niektórzy rodzice są zaskoczeni koniecznością uiszczania opłaty za zniszczone książki. – Ja rozumiem, że jakby były zalane, pogniecione czy popisane, to trzeba odkupić. Ale one miały trochę zagięte rogi, od kartkowania. Jak oni mają używać tych książek? – mówi w rozmowie z serwisem Money.pl ojciec ucznia VII klasy. W jednej z mrągowskich podstawówek, szkole, do której chodzi jego syn, aż 25 uczniów musiało zapłacić za podręczniki.
– Stan książek podobno oceniała bibliotekarka. Ja mam zapłacić 50 zł. Tu już nie chodzi o te pieniądze, ale o zasadę. Podręczniki miały być darmowe, a szuka się pretekstu, żeby z rodziców zedrze – dodaje oburzony ojciec.
Są jednak szkoły, w których rodzice nie musieli płacić za zniszczenia, choć, jak wynika z relacji jednej z uczennic VII klasy, niektóre podręczniki nie nadawały się już do użytku.
W jednej kwestii oburzenie rodziców jest całkowicie zrozumiałe: muszą płacić nawet za te podręczniki, które nie będą już wykorzystywane przez kolejne roczniki. Książki trafią do kosza, pieniądze – do budżetu szkoły. Tłumaczenie, że w ten sposób uczniowie mają się nauczyć odpowiedzialności, wydaje się co najmniej nie na miejscu. W końcu to nie oni płacą za zniszczenia, a ich rodzice. Być może dyrektorzy szkół chcą w ten sposób zwrócić rodzicom uwagę, by częściej zaglądali do uczniowskich zeszytów?
Źródło: Money.pl