Dzieci "złośliwie" hałasują na placu zabaw? Takiej zemsty sąsiadki nikt się nie spodziewał
Zbyt głośno odbijająca się piłka, hałas i krzyki bawiących się na podwórku dzieci – takie zgłoszenia co kilka dni otrzymują policjanci z Nowego Sącza. Na komendę telefonują te same osoby – Anna i Teresa Ł., mieszkanki jednego z osiedli, które są w nieustannym sporze z sąsiadami.
Teresa Ł. i jej córka Anna zatruwają życie osiedla od kilku lat. Niejednokrotnie zgłaszały policji, że dzieci sąsiadów "celowo i złośliwie" uderzają piłką w metalowe ogrodzenie. Kiedy nie było ogrodzenia, problemem był metalowy garaż. Każde zgłoszenie musiał sprawdzić dzielnicowy.
Ale na telefonach się nie kończy. 39-letnia Anna filmuje innych mieszkańców, w tym bawiące się i hałasujące dzieci, a nagrania przekazuje policji jako "materiał dowodowy". W ubiegłym roku policja skierowała sprawę do sądu rodzinnego, który miał zająć się tematem "demoralizacji młodzieży".
Sąd wysyła kuratora
– Demoralizacja naszego 6-letniego syna miała polegać na tym, że zdaniem sąsiadki kopał celowo piłką w metalowe ogrodzenie. My mieliśmy go do tego namawiać – mówi Joanna Smoleń, mieszkanka osiedla.
Gdy sprawa znalazła się w sądzie, u sąsiadów rodziny Ł. pojawił się kurator. Dzieci bardzo przeżywały te wizytacje, szczególnie, że sąsiadka wcześniej groziła im m.in., że zostaną zabrane z rodzin i trafią do poprawczaka.
– Sąd jednoznacznie odrzucił wszystkie przesłanki stwierdzając, że o żadnej demoralizacji nie może być mowy. Analizując wszystkie okoliczności ta sprawa pewnie w ogólnie nie powinna była trafić do sądu – mówi Dariusz Rams, prezes Sądu Rejonowego w Nowym Sączu.
Nagrywa z ukrycia
Walka Anny Ł. z pozostałymi mieszkańcami osiedla trwa od lat. Pierwsze nagrania grających w piłkę dzieci powstały już w 2013 roku. Jednak obsesja kobiety poszła znacznie dalej, z czasem zaczęła nagrywać sąsiadów nawet przez wizjer w drzwiach.
– Jak ja i moja rodzina przechodzimy koło drzwi tych pań, to mijamy je szerokim łukiem. Byłe tylko niczego nie dotknąć. Dla tej pani ruszona wycieraczka pod drzwiami jest oznaką naruszenia jej terytorium. Możliwe, że teraz też stoją pod drzwiami, nagrywają naszą rozmowę i trafi ona na policję – mówił Jacek Pieronkiewicz w rozmowie z "Uwagą".
Inna z sąsiadek opowiada, że Anna Ł. powiadomiła policję, gdy wyszła na spacer z psem bez smyczy. – Mój pies jest chory i nie może chodzić na smyczy, bo się dusi. Mam na to odpowiednie zaświadczenia od weterynarza – podkreśla.
Mieszkańcy osiedla powoli tracą nadzieję, że ta absurdalna sytuacja kiedyś się skończy. Choć Sąd Rejonowy w Nowym Sączu uznał, że kobiety są winne złośliwego niepokojenia sąsiadów i składania nieprawdziwych zgłoszeń, to nic się nie zmieniło. Dzieci nadal boją się wychodzić na podwórko.
Źródło: Uwaga TVNMoże cię zainteresować: Zabawa 6-latka i 4-latka w piaskownicy wymknęła się spod kontroli. Interweniowała policja