Weszła na pasy i "zapomniała" o dziecku. Historia z przejścia dla pieszych otwiera oczy
Warszawa, przejście dla pieszych w pobliżu przystanku autobusowego. Kilka osób stoi przed pasami i czeka na zmianę światła na zielone. Gdy na horyzoncie pojawia się nadjeżdżający autobus, między oczekującymi przechodniami przeciska się matka z kilkuletnim dzieckiem. Szarpie malca za rękę, szybko się rozgląda i wchodzi na jezdnię. Przebiega na czerwonym, ciągnąc za sobą dziecko, byle tylko zdążyć na autobus. Tym razem się udało – nie przejeżdżał żaden samochód. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia.
Sytuacja, której byłam świadkiem, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. To nie był pierwszy raz, kiedy widziałam opiekuna przebiegającego na czerwonym świetle z małym dzieckiem pod pachą. W tym wypadku miasto, pora roku czy pora dnia nie mają znaczenia – mamie lub tacie (albo innemu opiekunowi) się spieszy, więc ciągnie za sobą dyszącego malucha, przecież zdąży. Przecież nie jedzie żaden samochód, a jeśli jedzie – jest daleko. Tacy rodzice to szczęściarze. Choć udało im się uniknąć zderzenia z nadjeżdżającym pojazdem, następnym razem (prawdopodobnie będzie następny), mogą nie mieć tyle szczęścia. Czy naprawdę warto się tak spieszyć? Za taką cenę?
Już w przedszkolu uczy się dzieci, jak bezpiecznie przechodzić przez ulicę. Zawsze w oznakowanym i wyznaczonym miejscu, zawsze po uprzednim rozejrzeniu się, czy z żadnej ze stron nie nadjeżdża jakiś pojazd. Jeśli przy przejściu jest sygnalizacja świetlna, czekamy na zielone światło. To podstawowe zasady, które zna niemal każdy kilkulatek. Szkoda, że dorośli o nich zapominają.
Dziecko, które widzi rodzica przebiegającego przez jezdnię mimo zakazu, w przyszłości samo nie będzie respektować znaków. Stanie się zagrożeniem dla siebie i dla innych. Czasem lepiej poczekać te piętnaście minut na kolejny autobus, niż narażać życie swoje dziecka. A gdyby dziecko się przewróciło? Gdyby zza zakrętu wyjechał samochód? Warto mieć to na uwadze.
Może cię zainteresować: Bezbłędna reakcja kierowcy autobusu. Dał nauczkę matce wpatrzonej w ekran telefonu