Weszła na pasy i "zapomniała" o dziecku. Historia z przejścia dla pieszych otwiera oczy

Hanna Szczesiak
Warszawa, przejście dla pieszych w pobliżu przystanku autobusowego. Kilka osób stoi przed pasami i czeka na zmianę światła na zielone. Gdy na horyzoncie pojawia się nadjeżdżający autobus, między oczekującymi przechodniami przeciska się matka z kilkuletnim dzieckiem. Szarpie malca za rękę, szybko się rozgląda i wchodzi na jezdnię. Przebiega na czerwonym, ciągnąc za sobą dziecko, byle tylko zdążyć na autobus. Tym razem się udało – nie przejeżdżał żaden samochód. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia.
Rodzic z dzieckiem na przejściu dla pieszych. Prawo autorskie: pavsie / 123RF Zdjęcie Seryjne
Jakiś czas temu Marcin Prokop opublikował na Instagramie zdjęcie rodziców przechodzących z wózkiem przez ulicę Marszałkowską, jedną z głównych ulic Warszawy. Para, zamiast przejść przejściem podziemnym, weszła na jezdnię i przechodziła w niedozwolonym miejscu między przejeżdżającymi pojazdami. Chociaż taki widok to rzadkość (i skrajna nieodpowiedzialność), wielu opiekunów naraża dzieci na niebezpieczeństwo w podobny sposób – przechodzą z nimi przez ulicę na czerwonym świetle i nie myślą o konsekwencjach.

Sytuacja, której byłam świadkiem, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. To nie był pierwszy raz, kiedy widziałam opiekuna przebiegającego na czerwonym świetle z małym dzieckiem pod pachą. W tym wypadku miasto, pora roku czy pora dnia nie mają znaczenia – mamie lub tacie (albo innemu opiekunowi) się spieszy, więc ciągnie za sobą dyszącego malucha, przecież zdąży. Przecież nie jedzie żaden samochód, a jeśli jedzie – jest daleko. Tacy rodzice to szczęściarze. Choć udało im się uniknąć zderzenia z nadjeżdżającym pojazdem, następnym razem (prawdopodobnie będzie następny), mogą nie mieć tyle szczęścia. Czy naprawdę warto się tak spieszyć? Za taką cenę?


Już w przedszkolu uczy się dzieci, jak bezpiecznie przechodzić przez ulicę. Zawsze w oznakowanym i wyznaczonym miejscu, zawsze po uprzednim rozejrzeniu się, czy z żadnej ze stron nie nadjeżdża jakiś pojazd. Jeśli przy przejściu jest sygnalizacja świetlna, czekamy na zielone światło. To podstawowe zasady, które zna niemal każdy kilkulatek. Szkoda, że dorośli o nich zapominają.

Dziecko, które widzi rodzica przebiegającego przez jezdnię mimo zakazu, w przyszłości samo nie będzie respektować znaków. Stanie się zagrożeniem dla siebie i dla innych. Czasem lepiej poczekać te piętnaście minut na kolejny autobus, niż narażać życie swoje dziecka. A gdyby dziecko się przewróciło? Gdyby zza zakrętu wyjechał samochód? Warto mieć to na uwadze.