"System oceniania to życie między kijem a marchewką". Powstała pierwsza szkoła bez ocen

Ewa Bukowiecka-Janik
Rok szkolny dobiega końca. Dla jednej z krakowskich szkół był to czas próby. We wrześniu ubiegłego roku wystartowała pierwsza szkoła, w której nie stawia się ocen. Czy bez kar i nagród rzeczywiście można się obejść w szkolnej rzeczywistości? Pierwsze doświadczenia Katolickiego Liceum Montessori w Krakowie wskazują na to, że tak.
W Krakowie powstała pierwsza szkoła bez ocen. fot. Daniel Adamski / AG
Szkoła bez sprawdzianów
Dzień w szkole zaczyna się o 8 rano. Wcześniej organizowana jest wspólna, nieobowiązkowa modlitwa. Do godziny 9 lub 10 trwają lekcje. Są jednak krótsze, około 20-minutowe. Kamil Cyganik, polonista z krakowskiego liceum, nazwał je prezentacjami. - Wówczas nauczyciele wprowadzają uczniów w temat, omawiają poszczególne zagadnienia i zostawiają ich z zadaniami do wykonania – opowiada nauczyciel w rozmowie z Mamadu.pl.

Bo w krakowskiej szkole zamiast sprawdzianów jest lista zadań, które każdy z uczniów powinien zaliczyć. Bez oceny. Przy każdym zadaniu wskazane jest, jaką umiejętność nabędzie uczeń po rozwiązaniu zadania. Ponadto, szkoła funkcjonuje w systemie trymestralnym – co trzy miesiące uczniowie rozliczani są z tego, czy udało im się wypełnić wszystkie zadania. Zasady jej działania szkół Montessori wymyśliła na przełomie XIX i XX Maria Montessori, włoska lekarka. Jej mottem było zdanie, które kiedyś usłyszała od pewnego dziecka: "Pomóż mi zrobić to samemu".


Po krótkich lekcjach nadchodzi czas samodzielnej pracy nad zadaniami. Każdy z uczniów może zaplanować swoją naukę. Nie trzeba codziennie pochylać się nad polskim i matematyką. Nie trzeba "na już" nauczyć się konkretnej partii materiału. Uczniowie sami decydują, czego uczą się danego dnia. Najważniejsze jest to, by zadania z każdego przedmiotu na koniec trymestru były zaliczone.

"Normalne" lekcje prowadzone są m. in. z języków, wychowania fizycznego oraz wiedzy o społeczeństwie.

"Naszym zadaniem jest uczyć, nie przyłapywać na niewiedzy"
Według Kamila Cyganika, metody zastosowane w szkole pozwalają młodzieży nauczyć się samodzielnego planowania pracy oraz dają szansę, by polubić naukę. - Wiedza ma szansę zostać w głowach naszych uczniów na długo, ponieważ sami decydują, czym w danym momencie się zajmują. Sam nie pamiętam nic z tego, czego się uczyłem w szkole na sprawdziany. Wiedza przyswajana na chwilę, po to by dostać konkretny stopień, ulatuje zaraz po osiągnięciu zamierzonego celu. Nasi uczniowie mają szansę uczyć się w swoim tempie, bez presji, o wiele efektywniej. Warto pamiętać, że mózg uczy s się dobrze, gdy są spełnione określone warunki. Bardzo ważnym jest brak stresu. A główną przyczyną stresu w szkołach, narzędziem, które ten stres wywołuje, są oceny – mówi Kamil Cyganik.

Do testów, które również są tylko na zaliczenie, nie na ocenę, uczniowie mogą podchodzić, gdy sami uznają, że są gotowi. W każdej chwili mogą skorzystać z konsultacji z nauczycielem, a po każdym wykonanym zadaniu dostają informację zwrotną, nad czym warto byłoby popracować więcej. - Nie oceniamy, tylko informujemy. Naszym zadaniem jest uczyć, a nie przyłapywać na niewiedzy. System oceniania to życie między kijem a marchewką. Uczy unikania kar i zdobywania wiedzy tylko dla imponującej nagrody. To kiepska motywacja. Zupełnie inaczej w motywowaniu do pracy sprawdza się wolność wyboru. Wtedy uczeń nie czuje się wykonawcą poleceń, lecz uczestnikiem. Jest ogromna różnica między poleceniem "rozwiąż te trzy zadania", a poleceniem "masz tu sześć zadań, wybierz z nich trzy i rozwiąż" – komentuje polonista.

"Ocena roczna nam przeszkadza"
O ile w ciągu roku szkolnego można obejść się bez ocen, o tyle świadectwo wymaga wystawienia konkretnego stopnia. - Choć nie rujnuje to naszych starań, to jednak nam przeszkadza. Ocenę końcową musimy wystawić. Miesiąc przed zakończeniem roku konsultujemy się z uczniami. Proponują stopień, jaki uważają za słuszny, my również sugerujemy konkretną ocenę i rozmawiamy o tym. Jeśli nasze opinie są podobne, często przychylam się do propozycji ucznia – mówi Kamil Cyganik.

Jego zdaniem oceny są wyjątkowo nieobiektywne. Nie uwzględniają pracy, jaką uczeń włożył w naukę, zaangażowania, ani słabszych okresów. - Osiągnęliśmy w tym roku sytuację, w której uczniowie nie myśleli o ocenie końcowej, lecz po prostu się uczyli – dodaje nauczyciel.

Od września w systemie bez ocen uczyło się 58 dzieci z drugiej i trzeciej klasy gimnazjum, pierwszej klasy liceum oraz siódmej klasy podstawówki. "Uczę się sam dla siebie i wiem, po co ta nauka jest. W poprzedniej szkole było zwykłe zaliczanie ocen", "Jest zupełnie inaczej, uczymy się tego, co nas interesuje" - to opinie niektórych uczniów.

Kamil Cyganik pytany o efekty wyjaśnia, że jeszcze wiele pracy przed kadrą. - Wiemy, że musimy dawać uczniom mocniejszą informację zwrotną pod koniec trymestru. Obserwujemy, co się dzieje i będziemy udoskonalać nasze metody. Jednak po pierwszym roku jesteśmy przekonani, że rezygnacja z ocen to dobry kierunek. Kiedy uczymy nasze dzieci jeździć na rowerze, czy pływać, nie oceniamy ich. Po prostu dajemy im wskazówki, co i jak. Wtedy uczą się z ochotą i potrafią wykorzystywać swoje umiejętności. W szkole powinno być tak samo.