"Narodowa apostazja". Irlandczycy zadecydowali w sprawie aborcji, a prawica się zagotowała

Alicja Cembrowska
Czy zgadzasz się na wprowadzenie 36. poprawki do konstytucji? Na to pytanie wczoraj odpowiadali Irlandczycy. Odpowiedź "tak" oznaczała usunięcie ósmej poprawki, zrównującej prawa płodu z prawami kobiety. Exit polle wskazują, że za legalizacją aborcji opowiedziało się 68 proc. głosujących, przeciwko było 32 proc. Na oficjalne wyniki musimy jednak poczekać do wieczora.
25 maja Irlandczycy głosowali w referendum, czy chcą zmian w prawie aborcyjnym Zrzut z ekranu/Twitter/Fiachra Ó Cionnaith
Europejski przełom
Niezależnie od wyników to historyczny moment – podkreślał jeszcze przed udaniem się do urn premier Irlandii Leo Varadkar. I to historyczny nie tylko dla katolickiej Irlandii, którą często nazywano ostatnim bastionem wiary w Europie, a w której prawo aborcyjne było jednym z najbardziej rygorystycznych na świecie. To ważny znak dla wszystkich krajów, przez które przetacza się aborcyjna dyskusja.

Pozycja Kościoła w Irlandii jest wciąż bardzo silna. Szacuje się, że 75 proc. obywateli tego kraju jest wyznania katolickiego. Warto zwrócić uwagę na frekwencję wczorajszego głosowania – głos oddało łącznie ponad 3,2 milionów osób, a tysiące Irlandczyków przyjechało do swojej ojczyzny specjalnie z tej okazji (w Irlandii nie można głosować za pośrednictwem poczty czy w ambasadach).


Trudne tematy, burzliwe debaty
Irlandczycy ponownie zaskoczyli swoją decyzją. Trzy lata temu, również w referendalnym głosowaniu, poparli równość małżeńską i opowiedzieli się za legalizacją małżeństw osób tej samej płci. W 2017 roku na premiera swojego kraju wybrali jawnie homoseksualnego Leo Varadkara. Wczoraj opowiedzieli się za dostępem do aborcji. Aktywiści pro-life i środowiska katolickie ogłosiły, że to "spektakularne akty narodowej apostazji", ale inni mówią raczej o spektakularnych przemianach społecznych.



Ósma Poprawka
Wprowadzone w 1983 r. prawo zakazywało aborcji w każdym wypadku. Za nielegalny zabieg można było dożywotnio trafić do więzienia. Od początku lat 90. rozpoczęto jednak kampanie, by prawo złagodzić. Był to efekt dwóch gwałtów na nastolatkach – w 1992 i 1997 roku Sąd Najwyższy uznał ich prawo do przerwania ciąży, ponieważ istniało ryzyko popełnienia przez dziewczynki samobójstwa. Dlatego już w 1992 r. prawo nieznacznie złagodzono i Irlandkom zezwolono na przeprowadzanie zabiegu za granicą. Tysiące kobiet korzysta z tej możliwości (w 2016 r. na zabieg do Anglii i Walii pojechało 3 265 kobiet).

Kolejną głośną sprawą, która wywołała społeczne poruszenie była śmierć Savity Halappanavar. W 2012 roku w szpitalu w Galway zmarła obywatelka Indii, której odmówiono aborcji, gdy roniła. Śmierć kobiety stała się początkiem debaty o konieczności zmian w prawie i w 2013 roku dopuszczono przerywania ciąży w sytuacji zagrożenia życia matki. Obniżono również karę z dożywotniego więzienia do lat 14. Zabieg może zostać jednak wykonany tylko w jednym z 25 wyznaczonych szpitali i powinien zostać o nim poinformowany minister zdrowia.

Premier i lekarz
Premier Leo Varadkar, z wykształcenia lekarz, a także szef rządu od 2017 roku, uznał, że prawo w Irlandii jest zbyt restrykcyjne – gdy obejmował stanowisko, zapowiedział, że rozpocznie prace nad liberalizacją prawa. Zyskał tym samym poparcie polityków lewicowych i liberalnych. Zmiany, za którymi głosowali wczoraj obywatele, miałyby zezwalać na aborcję do 12. tygodnia ciąży.

Kobiety, które mają poważne problemy ze zdrowiem, miałyby czas na podjęcie decyzji do 24. tygodnia – jednak po tym terminie zabieg będzie dopuszczony tylko w wypadku zagrożenia życia kobiety lub uszkodzenia płodu. Projekt zakłada również, że lekarze wciąż będą mogli nie wyrazić zgody na zabieg. Ci, którzy wczoraj zaznaczyli odpowiedź "nie", opowiedzieli się za tym, by aborcja była dozwolona tylko, kiedy zagrożone jest życie matki.

Upadek cywilizacji!
– Dziękuję wszystkim, którzy dziś zagłosowali. Demokracja w akcji. Wygląda na to, że jutro stworzymy historię – napisał na Twitterze Leo Varadkar. Podobnie zareagował irlandzki minister zdrowia Simon Harris. – Pójdziemy spać z nadzieją, że jutro obudzimy się w kraju, który jest bardziej współczującym, bardziej troskliwym i bardziej szanującym.

Na wyniki exit polli z mniejszym entuzjazmem zareagowały środowiska, które głosowały za niewprowadzaniem zmian. Nie da się ukryć, że referendum wzbudziło w całym kraju wiele emocji. Oba obozy organizowały happeningi, kampanie, spotkania, akcje w sieci, a irlandzkie media informowały, że w wielu parafiach księża wprost mówili wiernym, że ci, którzy zagłosują za liberalizacją, nie będą mogli przystępować do sakramentu Eucharystii. Podobne komentarze można przeczytać w polskich mediach. Decyzję Irlandczyków portal pch24.pl dosadnie nazwał "narodową apostazją", przywołał również opinie prezesa Instytutu Ordo Iuris, Jerzego Kwaśniewskiego.

– Mamy do czynienia z ostatecznym zatonięciem cywilizacji chrześcijańskiej w Irlandii i ostatecznym końcem nadziei, jakie można było wiązać z Europą Zachodnią na to, że podniesie się z gruzów i opowie po stronie cywilizacji łacińskiej a tym samym - cywilizacji życia. [...] Z jednej strony organizacje aborcyjne i środowiska LGBT przez lata atakowały małżeństwo, rodzinę, Kościół Katolicki i ludzkie życie, czyli wszystkie elementy tożsamości narodowej Irlandczyków. Z drugiej zaś obserwowaliśmy ogromne zaniedbania ze strony katolickiej większości, począwszy od hierarchów Kościoła, którzy tak naprawdę ocknęli się 2 tygodnie temu i zajęli (nie wszyscy zresztą) twarde stanowisko w sprawie ochrony życia dzieci poczętych.


Źródło: pch24.pl, polityka.pl, polskatimes.pl