Młodzież znalazła nowy sposób na odurzanie, wystarczą słuchawki i przycisk "play"

Wiktoria Dróżka
Reklamuje się go pod hasłem: "Poczuj smak niesamowitych doznań". Co jest celem? Pobudzenie półkul mózgowych do takiego stanu, aby przeżyć np. omamy słuchowe, wzrokowe, strach, podniecenie. – Leżę, a wydaje mi się, że uciekam przed kimś, robiąc fikołki – chwali się jeden z użytkowników. Polscy uczniowie eksperymentują z e-dźwiękami, podają je do uszu, zamiast do nosa czy pod język jak inny rodzaj narkotyku. Nikt chyba jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo są niebezpieczne. Wirtualny narkotyk (lub e-narkotyk) to rodzaj materiału dźwiękowego, obsługiwany przez specjalnie do tego stworzony I-Doser.
Prawo autorskie: mettus / 123RF Zdjęcie Seryjne
W tym niepokojącym zjawisku pojawia się pytanie: skąd pomysł? Samo zjawisko zostało odkryte już w 1839 r. przez niemieckiego fizyka i meteorologa Heinricha Wilhelma Dove’a. W głowie słuchacza pojawia się pulsujący ton o narastającym i opadającym natężeniu, który w efekcie wywołuje stan przypominający odurzenie.

Świat sam się kręci
– Leżę ze słuchawkami na uszach już od godziny i czekam na odlot – pisze w sieci nastolatek. Po "zażyciu" dawki tych dźwięków można zabijać, przebijać głową sufit, skakać z mostu, dotykać pająków. Adrenalina gwarantowana. Jedna dawka to plik dźwięku, wybór jest spory. Można wybrać lżejszy lub mocniejszy efekt. Coś, co zadziała jako LSD albo jak haszysz.


Polska młodzież taki e-narkotykowy odlot może sobie zaserwować za kwotę naprawdę małą – 2 zł (plus VAT), w USA w internetowych sklepach dawka I-doser kosztuje od 4 do 199 dolarów.

Eksperyment z dźwiękami

Serwisy internetowe, które oferują e-narkotyki, zaczęły poszukiwać digital dealerów do rozprowadzania produktów. Poza dawkami, które miałyby wywoływać stany jak po zażyciu narkotyków, pojawiły się też dosy mające poprawiać skuteczność w grach komputerowych, imitować orgazm, wywoływać sny.

Skutki ćpania dźwięków
Jako pierwsza w Polsce skutki działania na mózg i-dosingu zbadała Daria Izdebska – psycholożka z Uniwersytetu Jabiellońskiego. W 2016 roku obroniła pracę magisterską na temat wpływu i-dosingu na poziom pobudzenia u ludzi.

– Część z tych, którzy słuchali i-dosa, zasnęła. Mówili później, że wpadli w stan snu na jawie. Wybudzili się bez obiecanej energii. Ogólna dezaktywacja – mówi psycholog. – Zrobiłam pierwszy krok, ale ktoś powinien pójść dalej – dodaje.

Co na to inni?
– Falowania dźwięku, buczenia, świdrowania podawane są w bardzo niskiej i zmiennej częstotliwości – mówi o dosach prof. Anna Preis z Zakładu Akustyki Środowiska UAM. – Takie dźwięki mogą wprowadzać organy w rezonans, wywoływać u ludzi objawy podobne do choroby lokomocyjnej. Poza tym, słuchając tego typu dźwięków, można sobie zafundować permanentne szmery w uszach. Na razie nie ma na to żadnego leku, a szmery z czasem mogą stać się nie do zniesienia. Ich nieustające towarzystwo prowadzi do wycieńczenia psychicznego – uprzedza prof. Preis.

Młodzi są głodni emocji i przeżyć, stąd pytanie: czy takich? Jeśli tak ma wyglądać nowoczesna forma podróży w głąb siebie, mamy poważne powody do niepokoju o losy świata.

Źródło: Newsweek