"Tak powstają getta dla bogatych". Jedna tabliczka podzieliła mieszkańców Ursynowa

Katarzyna Grzelak
Prawdziwą burzę w sieci wywołało zdjęcie z placu zabaw na warszawskim Ursynowie. Poszło o tabliczkę z nietypowym "ostrzeżeniem". – Przecież dzieci i tak nie przeczytają. A jak przeczytają, to nie zrozumieją. Ja też nie rozumiem – komentują internauci.
Plac zabaw Fot. Brisbane City Counci/123rf.com
Autorem zdjęcia jest Wojciech Staszewski, który zamieścił je na facebookowym profilu Obywatele Ursynowa. Na fotografii widać plac zabaw, a na nim tabliczkę z napisem "Plac zabaw wyłącznie dla dzieci mieszkańców SMB Imielin". I właśnie ta tabliczka stała się powodem awantury.

– Dla mnie słabe. Co myślicie? My wtargnęliśmy w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa – gotowi przyjąć każdą odpowiedzialność prawną – napisał pod zdjęciem pan Wojtek.

I się zaczęło. Pod postem błyskawicznie rozgorzała dyskusja, czy spółdzielnia miała prawo ustawić takie "ostrzeżenie", czy to nie przekroczenie granic i czy taki zakaz w ogóle ma sens?


"Od małego segregacja"
Wielu okolicznych mieszkańców, szczególnie rodziców małych dzieci, jest oburzonych. Zgodnie twierdzą, że plac zabaw powinien być dostępny dla wszystkich dzieci.

– Będąc na spacerze zaliczamy różne place i co, teraz mam tłumaczyć dziecku, że "tu nie możesz, bo to nie nasza spółdzielnia"? Zaraz będzie wymóg, żeby dzieci na placach miały zakładane przekazane od spółdzielni specjalne identyfikatory – oburza się pani Agnieszka.

– To jest przykre, od małego selekcja. Może jeszcze niech wchodzą tylko rodowici warszawiacy, to plac szybciej zardzewieje niż ktokolwiek wejdzie – pisze z kolei pani Paulina. A Hanna dodaje – I tak od najmłodszych lat uczymy dzieci segregacji. Trzeba by jeszcze dołączyć jakiś odpowiedni obrazek dla dzieci, które nie potrafią czytać.

– Widziałam takie tabliczki na wielu placach zabaw należących do różnych wspólnot mieszkaniowych. Bardzo przykre i głupie – napisała Julia.

Natychmiast głos podnieśli też ci, których ustawienie tabliczki wcale nie dziwi, wręcz przeciwnie. – Panie Wojciechu, proszę podać kod do furtki na pana zamkniętym osiedlu – zwróciła się pani Beata do autora posta.
"Getta dla bogatych"
A jak plac zabaw znajduje się na terenie zamkniętego patio lub prywatnego ogrodu, to też uważacie za słuszne wtargnąć? – zapytała autora Magda. – Jak na terenie zamkniętym to logiczne, że "z ulicy" sobie człowiek nie wejdzie – odpowiedziała Wioletta.

– Tak, bardzo logiczne, ale niesprawiedliwe, że mieszkańcy z tych zamkniętych osiedli mogą do nas przyjść, a my do nich już nie. Nie chciałabym tak żyć. Nie bez powodu nazywają zamknięte osiedla gettem dla bogatych – podsumowała dyskusję pani Beata i podkreśliła, że winna tej sytuacji jest moda na zamknięte osiedla”.

– Te podziały zaczęły się, gdy deweloperzy zaczęli budować zamknięte osiedla. To oni nam zafundowali ten problem. Tłumaczą się, że takie są potrzeby mieszkańców – zauważa dalej pani Beata. I rzeczywiście, trudno jej nie przyznać racji.

Podczas kiedy mieszkańcy tzw. strzeżonych osiedli odgradzają się od innych mieszkańców miasta, uznając to, co za furtką za "swoją własność prywatną", mieszkańcy "otwartych" spółdzielni mieszkaniowych próbują się jakoś "bronić". Tabliczka z zakazem ma być próbą właśnie takiej "obrony własności" – twierdzą spółdzielnie.

Spróbujcie wprowadzić dzieci na plac zabaw w osiedlu zamkniętym obok SMB Imielin. Parkują auta, wyrzucają u nas śmieci, ich psy srają na nasze trawniki. Ale u nich czysto, zakazy i zamknięte dla obcych. Taka prawda – irytuje się Roma.

"Kolega przyprowadza kolegę"
Mieszkańcy "gett dla bogatych" próbowali się nieśmiało bronić, że przecież na "ich place zabaw" też przychodzą okoliczne dzieci, w końcu zawsze "kolega przyprowadzi jakiegoś kolegę". Ale nadal brzmi to tak, jakby trzeba było mieć zaproszenie. W końcu nikt z ulicy, bez kodu do furtki albo klucza, nie wejdzie na teren zamkniętego osiedla.

Spółdzielnia SMB Imielin podkreśla, że w przypadku spółdzielczych placów zabaw – tak samo jak na zamkniętych osiedlach – koszty ich utrzymania i modernizacji ponoszą mieszkańcy, a nie – jak sądzą niektórzy – miasto.

– Tablice były odpowiedzią na zapotrzebowanie mieszkańców Imielina, członków Spółdzielni, którzy ponoszą koszty utrzymania (estetyka, bezpieczeństwo – coroczne kontrole i przeglądy, następnie naprawy, uzupełnienia, wymiana urządzeń) placów zabaw. Tekst wzbudzający po 6 latach (tabliczki stoją od 2012 roku – przyp. red.) tyle emocji były niejako gorącą odpowiedzią (reakcją) na grodzące się nagminnie po sąsiedzku osiedla, wspólnoty mieszkaniowe (z placami zabaw w środku) – tłumaczy spółdzielnia.

Dziś podobne "ostrzeżenia", jak to na ursynowskim placu, nie są niczym zaskakującym. Niektóre z otwartych spółdzielni mieszkaniowych zdecydowały się nawet na ogrodzenie należących do nich placów zabaw. Wejść na ich teren mogą tylko mieszkańcy, którzy mają klucz.

Czy takie odgradzanie szkodzi dzieciom? Powstały już badania nt. negatywnego wpływu zamkniętych osiedli na rozwój całego społeczeństwa, a więc nie może pozostać bez wpływu także na dzieci. Ważne, żeby zachować zdrowy rozsądek i nie próbować "segregować" dzieci na lepsze i gorsze. W końcu "wszystkie dzieci nasze są".