Ideał, który "łechcze" ego rodziców? Grzeczne dziecko dla rodziców, a smutne dla siebie. Nie wszyscy tak chcą

Wiktoria Dróżka
Tak bardzo zależy nam – rodzicom na tym, aby nasze dzieci były grzeczne. W szybkim, bezrefleksyjnym rozumieniu, oznacza to (być może) mniej problemów wychowawczych. Sytuacja idealna wcale nie jest. Grzeczne to niekoniecznie szczęśliwe dziecko. Okazuje się, że to mniej zaradne, gorzej radzące sobie już na poziomie życia przedszkolnego. Jest też bardzo często wystraszone dziecko, które nie prosi o pomoc, obawiając się, że zostanie skrytykowane. Bawi się mniej, cieszy się mniej, płacze też mniej. To nie koniec. Tak wychowywane dziecko ma też trudności z komunikowaniem. Nie powie opiekunowi, czego potrzebuje, czego jemu brakuje, co je dzisiaj cieszy. Dlatego warto spytać o to, dlaczego tak bardzo głównie rodzicom zależy, żeby nasze dzieci były grzeczne? Czy rzeczywiście o to chodzi we właściwym wychowywaniu?
Prawo autorskie: djedzura / 123RF Zdjęcie Seryjne
Stare wzorce już nieaktualne
Już dawno został zakotwiczony obraz posłusznego dziecka – podporządkowanego, posłusznego, niesprawiającego kłopotów i rodzica stojącego na piedestale – stanowczego, konsekwentnego, dominującego. Dorośli bardzo łatwo wpadają w taką pułapkę i za pomocą mechanizmów pasywno-agresywnych odtwarzają kulturowy wzorzec.

Grzeczne dziecko czy idealne?
Gdzieś w świadomości funkcjonuje taki skrót myślowy – grzeczne dziecko to dobre dziecko. To dziecko, które nie podpadnie – w przedszkolu, w szkole, na urodzinach u babci, na spotkaniu ze znajomymi, w kościele. Potrafi, mimo krótkiego życia dostosowywać się do kulturowych norm. Grzeczne dziecko nie odmówi, podziękuje, przeprosi. Nie odważy się na spontaniczny okrzyk, nie beknie, nie pobrudzi się. Taki ideał łechcze ego rodziców, babci, cioci, dziadka.


Niestety, dochodzę coraz częściej do wniosku, że grzeczne dziecko to w rzeczywistości dziecko bardzo zastraszone, pełne lęku i napięcia.

Wspaniale na pokaz, a jak naprawdę?
Grzeczne dziecko wychowywane jest w systemie nagród i kar oraz miłości warunkowej. "Kocham, ale gdy jesteś posłuszny" – myśli najczęściej rodzic. Od dzieciństwa walczy o akceptację. Jego ciało, psychika i dusza właśnie jej chce najbardziej. Pochwały, które pojawiają się, po dobrze wykonanym zadaniu dają poczucie bezpieczeństwa, przekonują o wartości i w dużej mierze odzierają z własnej siły i radości odkrywania siebie takiego, jakim jest. I wtedy rodzi się pytanie o tożsamość. Czy w takich warunkach ma szansę się ukształtować?

A co, gdy dziecku grzecznemu do granic możliwości, coś nie wyjdzie. Na słowa: "Źle", "Jak ty się zachowujesz", chowają się, głęboko w sobie. Wgniecione w ziemię, wystawione na pośmiewisko i ocenę innych – tak właśnie się czują.

Po takich komunikatach dziecko szybko uwierzy, że coś z nim jest nie tak. Odczuje też, że istnieje przeszkoda, która dzieli go od możliwości doświadczenia miłości.

Są dwie strony medalu
Grzeczne dziecko to także druga strona medalu – pełni lęku rodzice, bojący się o to, co ktoś o nich pomyśli, jeśli tylko okaże się, że ich dziecko wcale nie przestrzega zasad grzeczności. Co pomyśli ciocia, dziadek, pani w sklepie? – przeważa nad tym, co czuje dziecko.

I pytanie najważniejsze w temacie grzecznych dzieci, czy podporządkowanie go sobie sprawi, że rodzic będzie czułym, empatycznym, przekonanym o swojej wartości człowiekiem?

Dobro dzieci i moje najważniejsze
– Piszę o tym, ponieważ to spojrzenia innych to część mojej rzeczywistości. Przeżywam te zmagania – na spacerze, w domu, w kawiarni, na obiedzie u rodziców. Większość osób, które spotykam, uważa, że moje dziecko powinno być ciche, grzeczne i przykładne. Dają mi też do zrozumienia, że powinnam szybko coś zrobić, gdy moje dziecko krzyczy lub piszczy w miejscu publicznym. Wynieść, uciszyć i nie wiem, co jeszcze – dzieli się na forum jedna z mam.

– W którymś momencie postanowiłam, że mimo naleciałości kulturowych, będę tworzyć azyl dla mnie i mojego dziecka. I że będę wspierać w tym innych rodziców i ich dzieci. To moja osobista "misja", która mnie prowadzi i czyni mnie osobą wolniejszą i szczęśliwą – dodaje z odwagą.

Jak to zmienić, ulepszyć?
Wyznanie Agnieszki Stein – mamy, psycholożki i terapeutki rodzin, może dać wiele do myślenia. – Moje dziecko jest prawie zawsze najbrudniejsze i najgłośniej wrzeszczy. Z radości, a czasem z wściekłości. Moje dziecko kąpie się w błocie i biega koło fontanny. I kręci się wokoło metalowych rur w wagonach metra. (…) Wybrałam uwalnianie się od rodzicielskich i cywilizacyjnych lęków. Wierzę, że mogę moje wychowanie oprzeć bardziej na miłości niż strachu. Czuję się czasem mamą na przekór tradycji. Czytam artykuły, z których dowiaduję się, że jestem wyrodną matką. Taką, która zdecydowanie bardziej kocha, niż wymaga. A ponieważ tak się złożyło, że oprócz bycia mamą zawodowo zajmuję się dziećmi i rodzicami, staram się ich odciążyć od tego właśnie strachu i stresu, z jakim związane jest rodzicielstwo, które widzę dookoła mnie. Bo tak się jakoś dziwnie składa, że ci rodzice, którym najbardziej zależy, żeby ich dzieci „właściwie” się zachowywały i sprawiały jak najmniej kłopotów, najbardziej się w swoich relacjach z dziećmi męczą – napisała jakiś czas temu Agnieszka.

Staraj się zrozumieć
A jeśli miałaby się znaleźć jedna uniwersalna porada dla rodziców, to jaka by ona była? Agnieszka Stein podkreśla, aby starać się spojrzeć głębiej niż tylko na zachowanie dziecka i jego ewentualną zgodność z zasadami. – Ludzie są ważniejsi niż zasady. Potrzeby wszystkich członków rodziny są ważniejsze niż zasady. Każda rodzina jest inna i może potrzebować czegoś innego. Nie bój się więc próbować na różne sposoby i popełniać błędy. Ale zawsze staraj się patrzeć głębiej niż tylko na to, czy dziecko poddało się i zachowało w pożądany sposób – podkreśla.