30-latka obnaża prawdę o wielu polskich rodzinach. List córki do rodziców daje do myślenia

Wiktoria Dróżka
– Nie miało to nic wspólnego z miłością – pisze autorka listu. Anna ma 30 lat i postanowiła opisać to jak wygląda życie w domu, w którym rodzice już się nie kochają. Chciała poczuć ulgę, zaalarmować światu, że to koniec. Ból, z którym żyła mocno ją "zdeformował". Ten list to jej pożegnanie ze smutkiem, który zaszczepili w nią. I chyba przez długi czas nawet o tym nie wiedzieli. Oto jej historia.
List do rodziców, dla rozpoczęcia nowego życia. Prawo autorskie: rafaelbenari / 123RF Zdjęcie Seryjne
Ciągłe napięcie
Do dziś pamiętam to napięcie w moim ciele, gdy w domu zbliża się fala złości, buntu, żalu i niezadowolenia rodziców. Bałam się, że to przeze mnie, dlatego zawsze starałam się być super cicha. Udawałam wtedy, że grzecznie śpię w łóżku, ale wcale tak nie było. Czasem wchodziłam do pokoju i prosiłam: “Nie kłóćcie się” – to nie działało. Bałam się, że dojdzie do kłótni, wymiany zdań, nienawiści w oczach, czasem też agresji w czynach i niepewności, jak nasze życie będzie wyglądało za chwilę. Z siostrą szukałyśmy “bezpiecznego konta” do zabawy, trochę takiej kryjówki przed tym, co złe i niechciane. Gdy tata wracał mocno po północy, fochy i “ciche dni” mamy stały się normą. Była spakowana walizka, gdy z siostrą miałyśmy po 5 lat, były kłótnie o pieniądze, o podział obowiązków, o alkohol, o wszystko. Było źle, ale z siostrą chciałyśmy zatrzymać tatę, pomimo wszystko. W myślach nienawidziłam pani, która w pewnym momencie pojawiła się w życiu taty. Nie znałam jej, nie widziałam, ale w myślach rysowałam sobie jej zdzirowatą twarz i zachowanie.


Patrz pod nogi!
Kiedy rodzice się kłócili, myślałam o tym, co myślą o nas sąsiedzi. Burzył się mój porządek, wizja rodziny, czułam zamęt, niepokój i wstyd. Po tych kłótniach, rano do szkoły zawsze wychodziłam z pochyloną głową. Pamiętam moją wycofaną, niepewną postawę, myśli rezygnacyjne i ciągłe patrzenie pod nogi za każdym krokiem, aby się nie wywrócić (jak rodzice).

Po co budować dom?
Zupełnie nie wiem po co, ale rodzice wybudowali dom. Myśleli, że to coś zmieni. Nowe mury, nowa historia, świeża nadzieja na przyszłość. To był tylko budynek, w środku nic się nie zmieniło. Byłam wściekła, że są tak niedorośli, a nie wykonali żadnej pracy przede wszystkim nad sobą. Często krążą po mojej głowie słowa piosenki Wilków: "po co budować dom, w którym nie zamieszka miłość".

Kłótnie o wszystko
Lawina niepowodzeń ciągnęła się latami, odkąd pamiętam. Gdy osiągnęłam pełnoletność i poszłam na studia, zmieniła się tylko forma kłótni. Zamiast awantur były ciche dni, depresja taty, niedługo potem również mamy, ogólny smutek, brak zrozumienia i wsparcia.

Siedzę za nich na kozetce
Do dziś zastanawiam się, co rodzice mogli zmienić. Wiem, że na początku połączyła ich miłość, ale chyba nie do końca rozumieli słowa “na dobre i na złe”. Szkoda, bo dzisiaj to ja mam problem z utrzymaniem związku i z zaufaniem. W środku mam lęk i tak naprawdę nie wiem, czym związek jest. Wiem raczej, czym nie jest. Mam 30 lat i chodzę na terapię, bo chcę nauczyć się, wyrażania miłości i życia w związku.

Małżeństwo dla odważniaków
Czy zdarza mi się wątpić w sens miłości i małżeństwa? W głębokie uczucie wierzę bardzo, gorzej w jego trwałość. Nie przekonują mnie słodkie zdjęcia ślubne par, czułe gesty na pokaz, szczęście po roku trwania związku. Ogarnia mnie pusty śmiech, gdy wszystko to widzę na Facebooku. Czekam na relację tych par po 10 latach, chciałbym wtedy zobaczyć dowody ich szczęścia i szacunku do siebie. Jeśli chodzi o małżeństwo, w nim się nie wiedzę w ogóle. Traktuję je jako instytucję, więzienie. Kojarzy mi się ze zranieniem, rozwodem i ogromnym bólem. Takie przeciwieństwo bezpieczeństwa. To dla mnie deklaracja, po której wszystko się zmienia, również osoba, którą wybierasz. Chciałabym myśleć inaczej, lecz chyba nie potrafię.

Żadna decyzja nie jest dobra
Minęło 5 lat od rozstania rodziców. Jak jest? Inaczej. Mniej krzyku. Oczywiście, nie ma dobrego czasu na rozwód rodziców. To zawsze jedno z najtrudniejszych przeżyć w życiu każdego człowieka, na liście jest zaraz po żałobie. Ja byłam na drugim roku studiów, gdy moi rodzice podjęli wreszcie dojrzałą decyzję i się rozwiedli. Bolało niewyobrażalnie, trochę jakby runęła tobie przeszłość, jakkolwiek ciężka by ona była.

Nie będę idealizować
Nie łudzę się, mój związek też będzie miał problemy, bo takie jest życie. Nikt nie jest idealny. Nauczyłam się mimo wszystko, czegoś bardzo ważnego – życia w zgodzie z sobą i rozmowy z sobą i partnerem. Zajęło mi to 5 lat, na kozetce u psychoterapeuty. Otrzymałam “nalepkę” syndrom DDD - dorosłe dziecko z rodziny dysfunkcyjnej. Nie było łatwo zaufać terapeucie, oddać mu kontrolę nad chaosem, który we mnie tkwił od 25 lat, ale poddałam się i dziś mogę powiedzieć, że zyskałam wolność.

Tak na koniec
Droga mamo i drogi tato, dużo was to kosztowało, tak naprawdę prawie całe życie, ale była to dla mnie najtrudniejsza i najbardziej pouczająca lekcja życia. Nauczyliście mnie jak nie miażdżyć “z miłości”.