Odważna deklaracja Anny Korcz. "Pan Bóg nie obraził się za to, że tak myślę"

Hanna Szczesiak
Anna Korcz w lipcu skończy 50 lat. Jej najmłodszy syn, Jan, ma 8 lat. Już podczas "czarnego protestu" aktorka zadeklarowała, że nie zgadza się, aby o ciałach kobiet decydowali posłowie – jej zdaniem każda kobieta powinna mieć prawo wyboru. W jednym z ostatnich wywiadów aktorka poszła o krok dalej i przyznała, że ze względu na swój wiek i ryzyko wystąpienia wad genetycznych, w ostatniej ciąży zrobiła badania prenatalne. Dodała, że gdyby dowiedziała się, że jej dziecko urodzi się chore, usunęłaby ciążę.
Aktorka Anna Korcz szczerze o aborcji. screen Facebook/Anna Korcz
– Staram się żyć zgodnie z Dekalogiem. Wiem, że to, co mówię, kłóci się ze stanowiskiem Kościoła. Uważam jednak, że nikt nikomu nie dał prawa do unieszczęśliwiania drugiego człowieka – mówi aktorka w rozmowie z serwisem Niepłodni Razem.

– Narodziny chorego dziecka to tragedia. Sądzę, że unieszczęśliwiłoby ono nie tylko siebie, ale także mnie i całą rodzinę. Wiem, że wiele matek nie zgodzi się ze mną. Oczywiście mają prawo do swojej oceny, że są szczęśliwe z niepełnosprawnym dzieckiem. Ja to z całym szacunkiem przyjmuję. Pan Bóg nie obraził się na mnie za to, że tak myślę. Mam trójkę zdrowych dzieci, mam wszystko, o czym marzyłam – dodaje.


Deklaracja aktorki może wzbudzić emocje, w końcu niewiele osób publicznych otwarcie przyznaje się do popierania prawa kobiet do wyboru. Te, które to robią, często są linczowane przez fanów, polityków i media – wystarczy przypomnieć sobie reakcje na wypowiedź piosenkarki Natalii Przybysz o aborcji czy komentarze dotyczące działalności aktorki Mai Ostaszewskiej i jej obecności na "czarnych protestach".

Wygląda na to, że Anna Korcz liczy się z tym, że zabieranie głosu w sprawie aborcji wiąże się ryzykiem utraty fanów, a nawet propozycji zawodowych (aktor Maciej Stuhr przyznał, że odkąd nie kryje się ze swoimi poglądami politycznymi, dostaje mniej propozycji występów w filmach).

Źródło: Niepłodni Razem