Tych zabawek rodzice nienawidzą. 9 cech najgorszych zabawek na świecie

Katarzyna Grzelak
Babcie, dziadkowie, bliższe i dalsze ciocie – każdy chce się wykazać w rozpieszczaniu maluchów. W każdym domu jest przynajmniej jedno takie pudło albo szuflada, a może cała szafa wypełniona po brzegi nietrafionymi prezentami dla dzieci. Wśród nich królują zabawki-koszmarki, które nawet tych najbardziej cierpliwych potrafią doprowadzić do białej gorączki.
Wybór zabawki dla dziecka to niełatwa decyzja fot. pixabay.com/StockSnap
1. Sama się włącza? To cudownie – kilkumiesięczne dziecko nie przekręci przecież włącznika, ani nie trafi w guziczek, ale za to szybko zorientuje się, że wystarczy zabawką rzucić, potrząsnąć, albo w nią uderzyć, żeby zaczęła grać. A że raz czy dwa w ciągu dnia – albo nocy – włączy się zupełnie sama, bo akurat "coś się przestawiło"? Żaden problem. Przecież i tak nie spałaś, bo co dwie godziny wstajesz do dziecka.

2. I nie da się jej wyłączyć. Bo po co? Wszystkie dzieci – i rodzice! – uwielbiają muzykę. Szczególnie te fałszujące, skrzeczące dźwięki, imitujące "Panie Janie". Ale "wesołe piosenki" to i tak nie najgorsze, co może cię spotkać. Kojarzysz tę piękną dużą koparkę, którą synek dostał od cioci Ani? O tak, ten dźwięk przesypywanego gruzu, który od piątej rano wgryza ci się w mózg, to lepsze niż remont u sąsiada z góry.


3. Albo mówi. To akurat ogromny plus, bo na chwilę możesz przestać powtarzać "gdzie jest mama – tu jest mama" i po prostu się wyłączyć. Chyba, że zirytowana błędami, jakie popełnia wasz "edukacyjny" stoliczek, w końcu postanowisz wyrzucić go z okna i wrócić do słodkiej zabawy w akuku. Wszystko to, aby dziecko nie powtarzało, że "jestem szczęśliwom pszczółkom" albo "kózka robi hau hau". A wierzcie, że to się zdarza.

4. Zostańmy przy hałasach i minutą ciszy uczcijmy wszystkie gitary, perkusje, bębenki i cymbałki, które swój krótki, acz głośny żywot zakończyły na dnie szafy pod wielką stertą starych ciuchów. Oczywiście byłoby cudownie, gdyby moje dziecko zostało światową gwiazdą muzyki, ale niech zacznie trenować w garażu znajomych. Najlepiej oddalonym o kilka kilometrów od mojego mieszkania.

5. Czas na książeczki. Nareszcie coś cichego! Chyba, że to akurat leksykon dinozaurów "Z PRAWDZIWYMI ODGŁOSAMI". Ale jeśli sądzicie, że książka dla dzieci zawsze jest dobrym wyborem, to najpierw zajrzyjcie do środka. Te koszmarne grafiki, wycięte i nałożone na siebie w paincie, gdzie drzewo jest mniejsze od psa, pies jest równie zielony jak trawa, a dziecko pyta, "czemu kotek ma zniknięte łapki". A te rymy w środku? Bez ładu, składu i sensu. Proszę, nie zmuszajcie rodziców do wymyślania własnych tekstów.

6. W kategorii "ciche i miłe" prym wiodą pluszaki. Co tam, że praktycznie 90 proc. dzieci w ogóle się nimi nie bawi, więc tylko zajmują miejsce na półce i zbierają kurz. O ile są to misie, pieski i króliczki, które nie przypominają wypchanych zdeformowanych zwierzątek, to łatwo je odkurzyć i podarować kolejnym znajomym, gdy na świecie pojawi się ich maleństwo. Trzeba tylko pamiętać, co od kogo dostaliśmy. I nie ucinać metek!

7. Ile właściwie Julcia ma lat? Babcie nie są do końca pewne, więc wiadomo, że lepiej kupić zabawkę "na wyrost". Przecież wnusia zaraz podrośnie, a puzzle się nie przeterminują. No pewnie, tylko te pierwsze godziny, a raczej dni, kiedy mała Julka będzie bardzo, bardzo chciała ułożyć obrazek, będę dla rodziców prawdziwą próbą nerwów. A dla dziecka ogromnym źródłem frustracji. A roczniak obdarowany ciastoliną? Będzie zachwycony. Rodzice już mniej, bo ile można powtarzać "nie jedz tego" i "nie wgniataj w dywan”. Złota zasada kupowania prezentów? Niech będą dopasowane do wieku dziecka!

8. W waszym M3 ledwo mieszczą się wszystkie łóżka i ubrania, a ukochany wujek postanowił sprezentować dzieciom bardzo dużą kuchnię? Wspaniale! Na pewno zmieści się w łazience, albo w sypialni, albo w przedpokoju, jak tylko pozbędziecie się szafki na buty i wieszaka. W najgorszym wypadku zawsze można wziąć kredyt i zmienić mieszkanie.

9. Hit hitów – zabawki Made in China. "To chyba taka popularna firma"? Nie babciu, to nie firma. To znak, że tę zabawkę lepiej sprawdzić ze wszystkich stron, przed podaniem jej dziecku. I nie chodzi o to, że rozpadnie się po dwóch dniach – bo jeśli dopisze nam szczęście, podziała i pół roku – ale o to, że może być niebezpieczna! Małe odpadające elementy, toksyczne materiały i ostre krawędzie – proszę zachować ostrożność!