Kuriozalna klasówka z muzyki dla 4-klasistów. Pytania zaskakują dorosłych

Ewa Podleśna-Ślusarczyk
Sprawdzian z muzyki budzi śmiech przez łzy. "Jaki jest cel opanowania takiego materiału?" – pyta rozgoryczona mama. Dziecko w 4. klasie szkoły podstawowej musi znać odpowiedzi na pytania, które nawet dorosłym sprawią trudność. Okazuje się, że to nie jest odrębny przypadek i rodzice z innych miejscowości mają podobne odczucia.
Klasówka z muzyki. Test pokazuje, jak źle działa system. Fot. Tomasz Fritz / Agencja Gazeta

To jak nazywały się siostry Chopina?


Zadawanie prac domowych, które nic nie wnoszą do edukacji dziecka, jest czymś powszechnie stosowanym. Robienie sprawdzianów z podchwytliwymi pytaniami, uczenie zbyt ogólnikowe, albo wręcz przeciwnie zbyt szczegółowe, także jest jednym z najczęstszych błędów popełnianych przez pedagogów. Jednak dawno nie widzieliśmy równie zaskakującego testu w 4. klasie szkoły podstawowej i to z muzyki. Od razu informujemy, że nie jest to szkoła muzyczna i że jej patronem nie jest Fryderyk Chopin. W Gdańsku jednak uznano, że warto wiedzieć na jego temat wszystko i słowo wszystko nie jest wcale nadużyciem.


Uczniowie bowiem w czasie zajęć muzycznych, zamiast teoretycznie i praktycznie uczyć się o muzyce z wykorzystaniem instrumentów, zakuwają, w myśl zasady „zakuć-zdać-zapomnieć”. Zajęcia, które zazwyczaj nie nastręczają dzieciom problemów i są ulubionym przedmiotem w szkole, w gdańskiej podstawówce niekoniecznie są lubiane. Bo jak lubić przedmiot, na którym wymagane są takie informacje, jak:

• Jak nazywały się siostry Chopina?
• Jak nazywał się jego pierwszy nauczyciel?
• Gdzie jeździł na wakacje?
• Do jakiej szkoły chodził w wieku 16 lat?
• Co opisywał w listach do rodziców?
• Jak się podpisywał?
• Gdzie powstały koncerty e-mol i f-mol?
• W jakim teatrze Chopin dał swój ostatni koncert i jakie utwory zagrał?
• Jak nazywa się cmentarz, na którym go pochowano?

Ważna jest liczebność wojsk, a nie daty


Czy to naprawdę wiedza niezbędna dzieciom? Czy właśnie takie działania nie mają na celu wpojenia przekonania, że nawet muzyka jest kolejnym powodem do nudy, stresu i bezsensu? Nie tylko rodzice z Gdańska mają takie spostrzeżenia. Monikę, mamę trzech córek uczących się w Warszawie, także niepokoi sposób nauczania w szkole.

– Córki uczyły się do klasówki z historii. W książce nie było w ogóle informacji o dwóch pierwszych rozbiorach, tylko o trzecim była wzmianka. Dzieci uczyły się cały weekend, ja im tłumaczyłam, dopowiadałam, jak doszło do rozbiorów, co się działo, bo nie umiały powiązać faktów. Na sprawdzianie zaś padły tak szczegółowe pytania, że moje córki, choć znały zarys historii i umiały więcej niż przeciętny uczeń z ich klasy, nie były w stanie odpowiedzieć na pytania. Okazuje się, że nie jest ważne, w jakim roku był rozbiór i jak do tego doszło, tylko najważniejsza jest liczebność wojsk. Robią z dzieci idiotów, przez nadmiar zbędnych informacji dziecko nie skupia się na najważniejszych, by mieć szeroki zakres wiedzy, tylko zakuwa dane, które i tak zapomni. Na poszerzanie wiedzy nie mają po prostu czasu – opowiada w rozmowie z Mama:du.pl

Czy rodzice mają wpływ na to jak uczone są dzieci? Niestety nadal jest z tym nie najlepiej, stąd wiele osób w miarę możliwości finansowych ucieka do szkół prywatnych, gdzie mają wpływ na to, jak organizowane są zajęcia, a pedagodzy stawiają na zupełnie inne wartości niż w instytucjach państwowych. Jest to jednak rozwiązanie dla nielicznych. Rodzice i uczniowie muszą więc radzić sobie w takich warunkach, jakie zastali w placówce i pozostaje im tylko walczyć wszelkimi siłami z systemem.

– Wygląda na to, że nauczyciele wciąż najbardziej lubią udowadniać dzieciom, czego one nie potrafią, ewentualnie wmuszać w nie nieprzydatne i niepotrzebne treści, bez skupienia się na inspirowaniu, rozwoju i przekazywaniu istoty rzeczy – martwi się mama dziewczynki z gdańskiej podstawówki. I to jest właśnie nadal jeden z największych problemów w szkole.