Sadowska opisała scenę z Okęcia. Kilka osób ze wstydu zapadnie się pod ziemię

Ewa Podleśna-Ślusarczyk
"Co się z nami stało?" – pyta dziennikarka. Historia, którą opisała, niestety nie dotyczy tylko jej. Wiele matek mogłoby się podpisać pod tymi słowami. Niestety właśnie wyszło na jaw, jak ludzie rzeczywiście postrzegają kobiety z dziećmi w przestrzeni publicznej i jakie okazują im zrozumienie.
Jak traktowana jest matka z dziećmi na warszawskim lotnisku? Beata Sadowska opisuje scenę z Okęcia. Zrzut z Facebooka/Beata Sadowska
Kto ma władzę, ten może robić co chce?
Po pierwsze Beata Sadowska ma pod górkę, bo wychowuje dwójkę małych dzieci. Po drugie lubi z nimi podróżować, licząc się z trudnościami, ale i wierząc w zrozumienie ludzi. Według wielu powinna siedzieć z nimi w domu, bo przecież nie ma sensu ich ciągać po świecie. Najlepsza matka to taka, co siedzi w domu i gotuje dzieciom i mężowi obiadki. Każda, która idzie pod prąd i wbrew stereotypom, czyli żyje jak normalna kobieta w XXI wieku, a nie kuchta z ubiegłego wieku, szybko dostaje po łapach. Zamiast zrozumienia – prztyczek w nos. Zamiast pomocy – pokazanie gdzie jej miejsce.


Zaczęło się od obsługi lotniska. Pracownicy, zamiast okazać pomoc matce z dwójką dzieci, bez względu na to, czy jest kimś znanym, czy nie okazali się bezduszni. Konkretnie jedna z pracownic, która postanowiła okazać wyższość i utrzeć nosa innej kobiecie. Po co? Może miała zły dzień, a może po prostu pokazała, kto ma władzę?

Naprawdę się zastanawiam, co się z nami stało. Dlaczego tak trudno o zwykłe ludzkie odruchy, podanie ręki?
Lecę z dziećmi wizzair.com do Bergamo. Ja, dwulatek, czterolatek, 2 walizki na kółkach, plecak i torba z pieluchami. To wszystko to bagaż podręczny. Podręczny okazał się również Kosma, który wstał o czwartej rano, teraz jest do mnie przyklejony i ryczy mi na szyi. Ogłoszenie, że zapraszają do odprawy rodziców z dziećmi. Dotarabaniłam się, ale -okazało się — do złej taśmy. Pan z Wizzair do koleżanki:
– Może wpuścić tą panią z dziećmi?
Koleżanka (stojąca pół metra ode mnie pani Monika, jak się później okazało)
–Niech pani idzie do kolejki.
Ja: Ale, jak Pani widzi, jestem z dwójką małych dzieci, a właśnie był komunikat, że zapraszacie pasażerów z małymi dziećmi.
Pani, mogąc pokazać odrobinę władzy, uważała, że powinnam z całym majdanem minąć wszystkich pasażerów w jedną stronę, a potem z powrotem, żeby ponownie się przy niej pojawić (przypominam: stałam od niej 1/2 metra), tyle że przy „jej” taśmie.
Na szczęście pojawiła się druga koleżanka, która powiedziała: Ja panią wpuszczę.
Życząc pani Monice więcej empatii, poprosiłam o jej nazwisko. Nie może mi podać. Ok, to cokolwiek do reklamacji. Odpowiedź: Monika z tego lotu.
Tak więc droga Pani Moniko z lotu WIZZAIR WAW-Bergamo W6 1431, mam nadzieję, że kiedyś — jeśli będzie Pani miała dzieci (bo nie wierzę, że matka zrobiłaby to matce), spotka Pani na swojej drodze wyłącznie przyjaznych ludzi.
Mam nadzieję, że kiedyś zamiast zaciśniętych ust, pojawi się u Pani chociaż cień uśmiechu.
Mam nadzieję, że kiedyś nie będzie Pani czuła potrzeby pokazywania tej odrobiny władzy, zwłaszcza matce z dwójką maluchów.
Mam nadzieję, że ktoś (szef? koleżanka, która zareagowała po ludzku?) wytłumaczy Pani, że zwykły ludzki odruch znaczy dużo więcej niż rozstawianie ludzi po kątach.
Obiecuję, że świat (w tym nawet ci okropni pasażerowie z bachorami) wydadzą się Pani przynajmniej ok
– napisała Beata Sadowska na swoim profilu w mediach społecznościowych.

"A sam nie zejdzie?"
Niestety, choć już początek podróży był trudny, dalej wcale nie jest lepiej. Nikt nie ma ochoty pomagać kobiecie starającej się dostać wraz z innymi pasażerami do samolotu. Nie ma rękawa, wiec nie jest to łatwe, trzeba dojechać autobusem. Każdy pasażer musi zająć się swoim bagażem podręcznym. Dla matki podróżującej z dwójką małych i, co gorsza, zasypiających dzieci, torbami podręcznymi, plecakiem oraz pilnującą dokumentów i biletów, jest to nie lada wyzwanie. No i oczywiście znikąd pomocy.

Idzie kolejny pan z Wizzair. Znoszę dwie walizki i resztę toreb, Tyś schodzi sam, proszę pana, czy mógłby znieść dwulatka.
– A sam nie zejdzie? (słyszę w odpowiedzi)
Ten pan chyba był na tym samym szkoleniu co tamta Pani. Ale, widząc moją minę, jednak znosi Kosia.
Żaden z facetów mijających mnie na schodach, nie zapytał, czy pomóc. Ż-A-D-E-N! Pomogła młoda dziewczyna i wzięła walizkę. Uff. Autobus. No ale z autobusu wysiada się do samolotu, więc każdy leci na łeb na szyję. Przepuścić kobietę z tobołami i dziećmi? Ale po co, jeszcze zajmie nam miejsce? Jeszcze tylko schody do samolotu. Z autobusu wysiadam przedostatnia. Kiedy biorę zasypiającego Kosia na ręce, dwie walizki do jednej łapy, plecak i torbę na ramię, z kolejki do samolotu wychodzi starsze małżeństwo. Biorą ode mnie po walizce. Jakie to smutne. Włosi, nie Polacy. Uśmiechnięci pytają, które mam miejsca w samolocie. Zaniosą. Kochani! Oni, nie rośli, zdrowi, młodzi mężczyźni, którzy podróżują solo, z kobietami albo kumplami i którzy mijają nas jak powietrze.
Dobrze, że mam dwóch synów. Wychowam ich inaczej
– czytamy w dalszej części opowieści.

Komentarze chyba są najgorsze
Teoretycznie kobiety powinny wykazać się empatią i zrozumieniem. Teoretycznie, bo jak się czyta komentarze pod tekstem, to trzeba przyznać, że wstyd, że kobieta kobiecie wilkiem.

"Dwójka dzieci, dwie walizki, plecak i torba. To ile ma Pani rąk?? Może następnym razem zainwestować w bagaż do luku, a nie czekać, aż inni ludzie będą targać Twoje bagaże, bo może to Panią zaskoczy, ale każdy ma swoje własne problemy, zmęczenie, kurtki, szaliki, torebki, kanapki, paszporty, bilety i właśnie bagaże".

"No jasne, żądać od ludzi, którzy są w pracy, żeby odwalali robotę za paniusię, która nabrała manatków i jeszcze oburzona, że nikt jej na rękach nie nosi. Od braku empatii gorsza jest tylko wszechobecna roszczeniowość polskich matek".

"Ludzie nie chcą pomagać, bo matki wszem i wobec wiecznie trąbią o tym, jakie to są biedne i poszkodowane przez społeczeństwo i jak to nikt ich nie wspiera i nie szanuje. Roszczą sobie prawo do tego, żeby ich dzieci darły się w miejscach publicznych wniebogłosy i uprzykrzały innym życie. Każdy ma już tego po dziurki w nosie".

Trudno nawet to skomentować, jaką nienawiścią pałają do siebie kobiety, jak nie potrafią się wspierać i pomagać w trudnych sytuacjach. Owszem, każdy ma swoje życie i swoje problemy, niemniej jednak czy naprawdę tak wiele kosztuje nas odrobina życzliwości i zrozumienia? I chyba najcelniej podsumowała to jednak z internautek: "Straszne rzeczy wypisujecie Kobiety. Brak życzliwości międzyludzkiej. To, jaki jest świat od nas zależy, od tego, jak wychowujemy dzieci. Z Waszych wpisów kiepsko widzę przyszłość. Wcześniej czy później każda osoba potrzebuje pomocy czy życzliwości".