Inwigilacja uczniów w lubelskiej podstawówce. Dyrektorka przeglądała im telefony

Hanna Szczesiak
Dyrektorka przekonuje, że zorganizowała "warsztaty", a przeglądanie zawartości telefonów dzieci i usuwanie zdjęć było jedynym sposobem rozwiązania problemu wykorzystywania wizerunku nauczycieli w sieci. Rodzice są oburzeni jej działaniami i mówią wprost, że naruszyła prawo dzieci do prywatności.
Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 51 w Lublinie przeglądała zawartość telefonów uczniów. Prawo autorskie: dotshock / 123RF Zdjęcie Seryjne
"Nie chcieliśmy, by to przybrało formę cyberprzemocy"
W piątek, 9 marca, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 51 przy ul. Bursztynowej weszła do kilku klas i nakazała dzieciom wyjąć telefony komórkowe i pokazać zapisane zdjęcia – informuje "Kurier Lubelski".

– Potem pani pedagog z każdym uczniem wychodziła do innej sali i tam dzieci przeglądały przy niej zawartość smartfonów – relacjonuje jeden z rodziców. – Córka mówiła, że niektórzy uczniowie płakali. Jakim prawem ktoś zagląda do czyjegoś telefonu? – pyta inny w rozmowie z redakcją "Kuriera Lubelskiego".


Rodzice przypuszczają, że "nalot" ma związek z pojawiającymi się w sieci memami z nauczycielami, jednak Marianna Olszańska, dyrektorka szkoły, nie potwierdza jednoznacznie tych informacji.

– Zareagowaliśmy w ten sposób na informacje, że uczniowie robią zdjęcia nauczycielom. Przecież tu chodzi o ochronę wizerunku. Nie chcieliśmy, żeby przybrało to formę cyberprzemocy w internecie. Dla mnie to były warsztaty – tłumaczy. Zapewnia również, że przeglądane były wyłącznie zdjęcia zrobione na terenie szkoły, nie osobiste zdjęcia uczniów – w końcu statut szkoły zabrania korzystania z telefonów w czasie lekcji.

Rodzice są oburzeni postawą dyrektorki. W rozmowie z "Kurierem Lubelskim" przyznają, że to, co dyrekcja nazywa "warsztatami", było "nalotem". Ich zdaniem dyrekcja powinna zawiadomić ich o problemie, a w nawet wezwać policję. Olszańska odpiera te argumenty, tłumacząc, że nie chciała, aby uczniowie mieli większe problemy. Nie chciała również niepokoić rodziców w godzinach pracy.

– Zależało nam, żeby sprawę załatwić przed weekendem, bo te zdjęcia mogły być nieodpowiednio wykorzystane w internecie. Mieliśmy wzywać wszystkich rodziców w godzinach pracy? Mieliśmy dzwonić na policję, żeby uczniowie mieli większe problemy? Chyba lepiej, że załatwiliśmy to we własnym gronie – wyjaśnia dyrektorka i nie ukrywa, że reakcja rodziców ją zaskoczyła. Jej zdaniem rodzice dają przyzwolenie na łamanie przepisów, zamiast wspierać działania szkoły w walce z cyberprzemocą.

Czy nauczyciel ma prawo przeglądać telefon ucznia?
Zgodnie z przepisami, jeśli statut szkoły zabrania korzystania z telefonów komórkowych w czasie lekcji, uczeń nie ma prawa fotografować czy nagrywać nauczyciela. Wykorzystywanie wizerunku nauczycieli i tworzenie prześmiewczych memów było bezprawne, jednak czy zabieranie uczniom telefonów, przeglądanie ich prywatnych zdjęć (tłumaczenie, że przeglądane były wyłącznie zdjęcia zrobione na terenie szkoły, jest absurdalne) i rekwirowanie nie jest pogwałceniem praw?

W prawie oświatowym nie ma przepisu, który można by jednoznacznie odnieść do sytuacji w SP nr 51 – takie kwestie reguluje statut szkoły. Zgodnie z informacjami umieszczonymi na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich nauczyciel może nakazać uczniowi wyłączenie telefonu lub umieszczenie go w widocznym miejscu na czas trwania lekcji, jednak nie może go zarekwirować. Zakaz korzystania z telefonów może być środkiem wychowawczym tylko wtedy, gdy rodzice uczniów wyrażą na to zgodę. Jednak nawet jeśli telefon zostanie zarekwirowany, zgodnie ze statutem i wolą rodziców, przeglądanie jego zawartości przez osoby trzecie stanowi naruszenie prawa do prywatności ucznia i jest niezgodne z prawem.

Chociaż pedagog szkolna przeglądała i usuwała zdjęcia w obecności dzieci, takie działanie jest naruszeniem prawa do prywatności. Oburzenie rodziców jest zrozumiałe – owszem, uczniowie nie powinni wykorzystywać wizerunku nauczycieli, jednak w zaistniałej sytuacji dyrekcja powinna poszukać innego rozwiązania problemu. Rodzice nazywają działania dyrektorki "nalotem" i mają sporo racji – gdyby dyrekcja szkoły porozmawiała z dziećmi i ich rodzicami o problemie, wyjaśniła, czym jest cyberprzemoc i dlaczego nie należy zamieszczać w sieci obraźliwych treści, mogłaby nazwać przeprowadzoną akcję "warsztatami". W zaistniałej sytuacji trudno mówić o przeprowadzeniu warsztatów.

Nie wiadomo, jak potoczy się sprawa i czy rodzice zgłoszą skargę do kuratorium. Czy według was nauczyciele i pedagodzy mają prawo do przeglądania zwartości telefonów uczniów?
Źródło: Kurier Lubelski, Rzecznik Praw Obywatelskich