Coraz mniejsze szanse na dziecko. Wiele kobiet czuje się oszukanych przez rząd

Alicja Cembrowska
Na temat skuteczności naprotechnologii, czyli naturalnego sposobu planowania rodziny, brakuje wiarygodnych publikacji naukowych. Jednak od roku Marszałek województwa mazowieckiego, Adam Struzik, prowadzi pilotażowy program refundacji tej metody. Wydano 100 tys., a leczeniem objęto 43 pary. Dziecka doczekały się trzy (7 proc.). Pomimo tego, że efektywność naprotechnologii podważają eksperci, rząd PiS uważa, że to właściwa alternatywa dla in vitro, którego skuteczność w programie refundacyjnym wyniosła 43 proc.
Poparcie rządu dla tej metody leczenia niepłodności zaskakuje. Pixabay StockSnap
Obserwowanie ciała
Naprotechnologia to naturalna metoda prokreacji. Obejmuje obserwację śluzu, cyklu miesięcznego, badania hormonalne i polega na wskazaniu tych dni, które są najlepsze na poczęcie dziecka. W rozmowie z portalem edziecko.pl, dr n. med. Grzegorz Mrugacz, podkreśla, że oczywiście te metody są znane i stosowane, jednak nie można traktować ich jako alternatywę dla in vitro. Niestety w dwóch krajach europejskich obserwacja ciała stanowi właśnie taką alternatywę. Tymi krajami są Polska i Irlandia.

Anna Krawczak ze Stowarzyszenia "Nasz Bocian" w rozmowie z tym samym portalem dodaje, że naprotechnologia, czego nie ukrywa jej twórca, prof. Thomas Hilgers, jest propozycją ideologiczną, światopoglądową, związaną z problemem niepłodności w małżeństwie. Objęte Narodowy Programem Prokreacyjnym mogą być zatem tylko pary, które są po ślubie. Natomiast in vitro jest uznaną formą leczenia niepłodności o udowodnionej skuteczności.


Naprotechnologia jest nieskuteczna
Stowarzyszenie "Nasz Bocian" od ponad 15 lat wspiera pary, których dotyczy problem niepłodności. Z przytaczanych danych wynika, że roczny koszt leczenia naprotechnologią 43 par wyniosło 100 tys. złotych. W ciąże zaszły 3 kobiety. Zgodnie z wynikami na świecie skuteczność tej metody to 19 proc. W Polsce jest to 7 proc. Dlatego w opinii Agencji Oceny Technologii Medycznych naprotechnologia nie powinna być refundowana ze środków publicznych.

Podobne zdanie ma lekarz, prof. Krzysztof Łukaszuk, kierownik Klinik Leczenia Niepłodności INVICTA, który w rozmowie z Wirtualną Polską podkreślił, że "jak dotąd brakuje wiarygodnych, recenzowanych publikacji naukowych na temat skuteczności naprotechnologii. Z tego powodu nie jest to metoda rekomendowana przez międzynarodowe i polskie towarzystwa naukowe. Zapewne może ona bardzo wspomóc pary o niskiej świadomości własnej płodności - w zakresie wyznaczenia dni płodnych i wypracowania dobrych nawyków w okresie przygotowania do ciąży".

In vitro to jedyna szansa
Dla niektórych par in vitro to jedyna szansa, by doczekać się upragnionego dziecka. Ta metoda jest jednak wykluczona w naprotechnologii. Dopuszczalne natomiast są laparoskopia oraz zabiegi chirurgiczne, np. wielokrotne operacje na jajnikach, w efekcie których możliwość zajścia w ciążę się zmniejsza.

Dr Grzegorz Mrugacz tłumaczy, że naprotechnologia jest pomocna w usuwaniu pewnych czynników, które przeszkadzają w naturalnym poczęciu (usuwanie mięśniaków, zmiana stylu życia), jednak gdy to okaże się niewystarczające kliniki leczenia niepłodności proponują in vitro. - Metody stosowane w naprotechnologii nie zadziałają w przypadku kobiet, które nie posiadają lub mają trwale uszkodzone jajowody, jak również u mężczyzn z ekstremalnie słabym nasieniem. - dodaje. Wskazaniem do in vitro są również endometrioza, terapia onkologiczna, choroby genetyczne czy uszkodzenie jąder.

Leczenie naprotechnologią może trwać nawet dwa lata. W tym czasie obserwuje się organizm. Dla niektórych par taki czas oczekiwania to stanowczo za długo. Dzięki refundowanemu programowi in vitro urodziło się 8395 dzieci. Jednak w połowie 2016 roku rząd PiS wycofał się z tego pomysłu i zarekomendował naprotechnologię. Po tej metodzie leczenia na świat przyszło 3 dzieci.

Źródło: edziecko.pl, wp.pl