Brak pracy domowej? To możliwe! Pierwsza taka szkoła w Warszawie, pełna pozytywnych zmian

Magdalena Woźniak
Przemierzam w deszczu całą Warszawę, by dotrzeć do szkoły na Ursynowie. Potem małą chwilę krążę między blokami, gdy w końcu wyłania się zza nich sylwetka budynku. Szkoła Podstawowa nr 323 im. Polskich Olimpijczyków. Od początku września uczniowie pracują w niej według nowatorskiego programu. Bez prac domowych, z wykorzystaniem autorskich metod dyrektorki, z naciskiem na jak najbardziej efektywne wykorzystanie czasu w szkole. Tutaj dziecko odgrywa najważniejszą rolę, a słowo edukacja pisze się przez duże "E".
Wioletta Krzyżanowska – dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 323 im. Polskich Olimpijczyków Fot. Maciej Stanik
Lekcja inna niż wszystkie
Obsługa sekretariatu prosi nas o chwilę cierpliwości. Dyrektorka szkoły, Wioletta Krzyżanowska ma spotkanie z jednym z rodziców. Po kilku minutach wychodzi ze swojego gabinetu. Jest uśmiechniętą filigranową kobietą. Zdecydowanie ściska nam dłonie przy powitaniu. Mówi szybko, idzie szybko, wskazuje drogę do jednej z sal. Od razu widać, że to osoba, która nie lubi marnować czasu.
Z zewnątrz szkoła nie różni się od innych tego rodzaju placówek.Fot. Maciej Stanik
Bierzemy udział w zajęciach dzieci w klasie trzeciej. Moją uwagę zwraca ustawienie ławek, jest niestandardowe. Uczniowie zwróceni są do siebie, nie do nauczyciela. Dyrektorka tłumaczy, że ustawienie ławek w klasach jest absolutnie swobodne. Jedynym kryterium jest to, by uczniowie widzieli siebie wzajemnie, a nauczyciel był raczej krążącym między nimi doradcą, niż głównym aktorem skupiającym ich uwagę.


Dzieci witają się z nami, chóralnym – Dzień dobry! Następnie nauczycielka konkretnie opisuje, co będą robić na rozpoczynających się zajęciach. Chce razem z dziećmi przeczytać instrukcję eksperymentu z użyciem drożdży, który przygotowała. W tym celu sięga po kubek, w którym jest konkretna liczba drewnianych patyczków. Na każdym z nich wypisane jest imię dziecka. Wywołanie ucznia do udzielenia odpowiedzi polega na wyciągnięciu konkretnego patyczka z imieniem, wskazanie tym samym ucznia. Wykorzystany patyczek nauczycielka odkłada w inne miejsce, tak, by imiona dzieci się nie powtarzały. Ten prosty zabieg umożliwia odpowiedź każdemu dziecku, jednocześnie nie pomijając tych, którzy z różnych względów nie mają odwagi by podnieść rękę w górę.

Po tym jak nauczycielka razem z dziećmi przeczytała instrukcję eksperymentu, prosi je o podniesienie tzw. światełek. Są to kartoniki w kształcie koła, w trzech różnych kolorach. Zielonym kolorem dzieci sygnalizują, że wszystko jest zrozumiałe. Pomarańczowym, że jest jeszcze coś, co wymaga wyjaśnienia. Czerwony kolor to znak dla nauczyciela, że dziecko nie zrozumiało polecenia lub potrzebuje jego pomocy. Dzieci w końcu przystępują do eksperymentu, słychać cichy pomruk. Klasa liczy sobie ok. 25 osób. W klasach 1-3 ta liczba nie może zostać przekroczona. Pani dyrektor mówi, że w klasach starszaków ta liczba jest odrobinę większa, ale nigdy nie przekracza 30 osób.
Metoda losowa przy odpowiedzi umożliwia aktywność wszystkim dzieciom uczestniczącym w zajęciach.Fot. Maciej Stanik
Rozporządzenie o innowacjach pedagogicznych
Kiedy dzieciaki przesypują drożdże do plastikowych butelek, pytam dyrektorkę, skąd pomysł na tak daleko idące zmiany – Potrzeba zmian narastała we mnie od długiego czasu, sama jestem matką i z doświadczenia rodzica widziałam, że obecny system ma braki. Równolegle nikt nie ma pomysłu jak je wypełnić. W oświacie pracuję od ponad 20 lat, więc wiem, jakim zmianom edukacja ulega. Były one dla mnie niesatysfakcjonujące, dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce – mówi.

Rodzice podchodzili do nowych pomysłów dyrekcji z dużym dystansem. Ich podejście zmieniło się dopiero w momencie, w którym uświadomili sobie, jak realny wpływ będą miały te zmiany na ich dzieci. Po trwającym dwa miesiące okresie pilotażu, na wniosek rodziców przeprowadzona została ankieta. Pytania dotyczyły ogólnych wrażeń, rodzice odpowiadali na pytania dotyczące tego, co było w porządku, a co według nich mogłoby ulec zmianie lub poprawie.

W efekcie dyrekcja otrzymała ponad 200 ankiet, których wynik był jednoznaczny – rodzice byli bardzo zadowoleni z wprowadzonych zmian. Jednocześnie tylko 20 ankietowanych wyraziło swój całkowity sprzeciw wobec zmian. Wioletta Krzyżanowska mówi –To był przełom, zaczęłam spotykać się z głosami: Super, że ktoś w taki sposób zajmuje się moim dzieckiem. Dziękuję.

– System, który wprowadziliśmy to mój autorski pomysł – mówi dyrektorka. Pytam, jak udało się przeforsować te kwestie w kuratorium. – Istnieje odpowiednie rozporządzenie o innowacjach pedagogicznych. Możemy podejmować nowatorskie działania jako nauczyciele. Innowację zgłosiliśmy do kuratorium dopiero po czasie pilotażu i po uzyskaniu akceptacji rodziców. Równolegle system zaczął już funkcjonować od nowego roku szkolnego.

Głównymi założeniami programu Budzącej się szkoły jest wydobywanie tego, co jest w porządku i poprawa tego, co może być jeszcze lepsze. – Zarządzam szkołą od 10 lat, wiedziałam co należałoby zmienić, a co jest naszymi atutami. To co było najważniejsze, to zmiana podejścia do całego procesu lekcyjnego. Dużo łatwiej byłoby postarać się o dofinansowanie, zakupić nowe komputery, wyposażyć salę. Tylko że w takich procesach gubi się podmiot, którym jest dziecko i najważniejsza umiejętność, którą musi opanować - uczenie się.

– Wprowadzenie zmian o tak szerokim zakresie, wymagało ciężkiej pracy. O wielu rzeczach dużo łatwiej mówić niż wprowadzić je do codziennego funkcjonowania. A to nie są skomplikowane rozwiązania! Na przykład przekazanie tematu i celu lekcji w prostych, zrozumiałych dla dziecka słowach. Lub wykorzystanie pochwały zamiast nagany. Zależy nam na tym, żeby dziecko po powrocie do domu powiedziało: wiesz, dzisiaj nauczyłem się o drożdżach. A nie tylko – spędziłem czas na zabawie z kolegą, było w porządku – wyjaśnia Wioletta Krzyżanowska.

Nauczyciele zwracają szczególną uwagę na kontrolę przebiegu lekcji. Wykorzystują w tym celu drobne techniki, takie jak: wyznaczanie dzieciom określonego czasu na wykonanie zadania. To umożliwia skondensowanie wiedzy, wykorzystanie czasu w 100 proc. W konsekwencji, do lamusa odchodzą standardowe prace domowe.
Dzieci w skupieniu realizowały eksperyment z drożdżami, współpracując między sobą w parach.Fot. Maciej Stanik
Praca domowa nie wpływa korzystnie na funkcjonowanie dziecka
– Prace domowe, według naszych założeń, zostają zadawane tylko w dwóch przypadkach. Pierwszym - kiedy dziecko samo zgłosi potrzebę wykonania pewnej pracy w domu. Drugim - kiedy to rodzic poprosi nas o indywidualne rozwiązania w tej kwestii dla swojego dziecka – mówi dyrektorka.

Kontynuuje – W naszym kraju żywe jest przywiązanie do kultury odrabiania pracy domowej. Wydaje się, że bez pracy domowej proces kształcenia dziecka jest niepełny. Dla wielu rodziców praca domowa, to często jedyny łącznik ze szkołą dziecka. Tylko podczas wspólnego przeglądania materiałów z zajęć w szkole, rodzic może dowiedzieć się co robi jego dziecko w szkole. Jak sobie radzi na co dzień, jakie robi postępy. Biorąc pod uwagę te wszystkie przesłanki, całkowita rezygnacja z prac domowych nie była do końca możliwa.

– Zaproponowałam więc zmianę formy pracy domowej, zamiast pełnej rezygnacji. Zróbmy w tym domu coś, co będzie miało konkretny efekt! Autorski projekt, który przybliży nas do tematu, pracę własną, twórczą, pobudzającą kreatywność. Wypełnianie zadań w zeszytach ćwiczeń według raz zapamiętanego schematu nie będzie pobudzało pokładów tej energii w wystarczający sposób. Nie ma żadnych badań, które w jakikolwiek sposób potwierdzałyby korzystny wpływ pracy domowej, na funkcje poznawcze dzieci lub wzrost ich inteligencji – mówi z przekonaniem.

I po chwili dodaje – Proszę sobie wyobrazić taką sytuację, my jako dorośli wracamy po 8 godzinach pracy, zjadamy obiad i przez dwie kolejne godziny odrabiamy pracę domową, którą zlecił nam do wykonania szef. No przecież, to by było fizycznie niemożliwe! Owszem, są w naszym życiu etapy, w których musimy poświęcić na naukę lub pracę więcej czasu niż zwykle. Kiedy nastolatek przygotowuje się do matury lub rozpoczęcia studiów. Albo pracownik stara się o awans i wykonuje kluczowy w swojej karierze projekt. Ale to muszą być sytuacje wyjątkowe, nie stan permanentny.
Program zakładał odejście od standardowej pracy domowej. Wprowadzenie tej zmiany nie było jednak oczywistym rozwiązaniem.Fot. Maciej Stanik
Ważne, żeby dzieci wiedziały, że potrafią zrobić coś genialnie
Autorskie metody zakładają również wykonywanie przez dzieci zadań, przy założeniu pewnych kryteriów. To jest tzw. NaCoBezu - na co będziemy zwracać uwagę. Dziecko musi wiedzieć na jakich składowych zadania skupić szczególną uwagę. Pedagogom i dyrekcji zależy na tym, żeby dziecko znało kryteria oceniania tzn. wiedziało jak wykonać daną pracę, aby otrzymać najlepszą ocenę. To bardzo ważne i często pomijane w standardowych programach nauczania.

Dzieci powinny też być przygotowane na ewentualną krytykę. Mieć świadomość, że może być ona pozytywna i negatywna. Że potrafi budować, że może motywować, jeśli jest właściwie sformułowana. To będzie miało ogromny wpływ na całą ich przyszłość. Jako dorośli spotkają się z krytyką, jest to absolutnie nieuniknione. Muszą mieć okazje, by poznać techniki radzenia sobie z nią. I tu nauczyciele wykorzystują samoocenę ucznia własnej pracy lub ocenę koleżeńską według wczesniej ustalonych kryteriów NaCoBeZu.

Wioletta Krzyżanowska opowiada mi dalej o metodzie zielonego ołówka – Uważam, że my w dzisiejszych czasach nie wiemy, w czym jesteśmy dobrzy. Mamy bardzo mało okazji, żeby się o tym dowiedzieć. Ale jeśli robimy coś źle, z całą pewnością to zostanie szybko zauważone i wypunktowane. Metoda zielonego ołówka, zakłada pewną dwustronność. Ma pokazać nauczycielowi mocne strony dziecka, a uczniowi udowodnić, że są rzeczy, które potrafi wykonać w genialny sposób.

Jej wykorzystanie polega na wyróżnieniu na zielono obszarów pracy ucznia, które są zrobione bardzo dobrze. Może to być zadanie, lub jakiś jego fragment. Dopiero przy ocenie, pod całością pracy wypisywana jest natomiast informacja o brakach. I tutaj ważną rolę pełnią użyte sformułowania. Piszemy - popraw to, zastanów się, pomyśl, co mógłbyś jeszcze dopisać, doczytaj. To ważne, żeby dziecko dostało informację o tym, że jest coś co może zrobić lepiej, a nie naganę, że tego nie zrobiło w określony sposób. - tłumaczy dyrektorka z zaangażowaniem.
Innowacyjny program zakłada m.in uproszczenie uczniowi stawianych mu wymagań.Fot. Maciej Stanik
Pozytywne skutki uboczne
Pytam o postawy rodziców, interesuję mnie jak udało się przekonać ich do tak odważnych zmian. – Kiedy rodzice zgłaszali obiekcje, na pierwszy plan wysuwały się schematy, które znali z przeszłości. Nie rozumieli jak można odejść od podkreślenia dziecku błędów na czerwono i zastąpić je wyróżnieniem tego, co zrobiło dobrze w innym kolorze. Ale przecież świat się zmienia! Nie stoi w miejscu. Zmieniają się również oczekiwania społeczne wobec jednostki, a co za tym idzie trzeba poszukiwać nowych metod pracy szkoły, żeby była ona jak najbardziej aktualna w otaczającej nas rzeczywistości - dodaje.

I kontynuując mówi - Za ogromny sukces naszej szkoły uważam po pierwsze to, że w naszej małej społeczności żywo dyskutowaliśmy o wprowadzanych zmianach, co spowodowało wytworzenie się pewnej więzi. Oczywiście, jak to w życiu, jednomyślność jest raczej zjawiskiem wyjątkowym lub niespotykanym. Pojawiały się więc głosy sprzeciwu, popełnialiśmy błędy, potykaliśmy się. Komuś zdarzyło się podnieść głos, innemu zapomnieć o kolejnym podpisie. Ale to ludzkie błędy, normalność. Zakładałam to, dlatego byłam w pewien sposób przygotowana na to co działo się między nami.

Zbudowanie tej formy dialogu, tego, że możemy wszyscy spokojnie porozmawiać, to jest taki szalenie pozytywny skutek uboczny tych wszystkich działań. Bardzo go sobie cenię i bardzo to podkreślam w rozmowach z rodzicami.
Fot. Maciej Stanik
Nie było okrzyków radości
Jak w tym procesie odnaleźli się nauczyciele, czyli osoby, które w najbardziej intensywnym wymiarze czasowym spędzają czas z uczniami? Kiedy w szkole kończył się poprzedni rok szkolny, dyrekcja wszczęła rekrutację na stanowisko nauczyciela. W ogłoszeniu zamieściła informację, o tym, że poszukuje osób, którym bliska jest idea budzących się szkół. Dlatego nowa kadra, wiedziała, na co ma się przygotować i z czym powinna się liczyć. To wiele ułatwiło, przygotowało ich na inny tryb pracy niż standardowy.

Wioletta Krzyżanowska o współpracy z nauczycielami, mówi tak – Grono pedagogiczne, które pracowało w szkole od kilku lat nie wydało z siebie okrzyku radości, słysząc propozycję zmian. Byli nawet tacy, którzy powiedzieli wprost: Będziemy pracować według znanych nam, starych metod. Wśród tej grupy, najwięcej było chyba matematyków. Argumentowali, że w tej dziedzinie wiedzy całkowite zrezygnowanie z prac domowych nie wchodzi w grę i zaburzy pożądaną systematyczność. Wszystkich tych głosów cierpliwie wysłuchiwałam, prowadziliśmy naprawdę długie rozmowy. Byli tacy, którzy przekonywali się powoli, ten proces wciąż trwa – wyjaśnia dyrektorka.

Kontynuuje – Były trudne momenty, przesilenia. Wtedy uciekałam w rozmowę. Stawałam przed nauczycielami i pytałam: Dokąd zmierzamy? Mówiłam też o potrzebie pokazania naszej pracy z takiej perspektywy, żeby to oni, jako osoby pracujące z dziećmi na co dzień byli doceniani. Że te wszystkie działania zmierzają do zbudowania ich autorytetu. Czyli znowu pozytywne bodźce, tylko na takich jesteśmy w stanie coś zbudować. Naszym głównym celem, było zbudowanie szkoły innej niż wszystkie. Jej wyjątkowość miała się przede wszystkim opierać na pozytywach.
"Dzieci nie mają okazji poznać technik radzenia sobie z krytyką, a to nieuniknione, że się z nią spotkają."Fot. Maciej Stanik
Najważniejszym elementem jest współpraca
Projekt jest bogaty, wielopłaszczyznowy i zawiera w sobie mnóstwo uzupełniających się elementów. A każdy z tych składników nie może istnieć bez drugiego. Dlatego tak ważna jest współpraca. Na wszystkich poziomach. Współpracować ze sobą muszą nie tylko pedagodzy i rodzice, ale również dyrekcja z gronem pedagogicznym, nauczyciele między sobą, z dziećmi, rodzice z dziećmi.

Wciąż wykonujemy ogromną pracę nad projektem, nie wszystko jest idealne. Proces jest w toku, ten rok szkolny jest czasem nadzoru pedagogicznego. Dostrzegamy mocne strony i podkreślamy je, ale widzimy też te słabsze i staramy się je poprawiać. Nie możemy na razie mówić o stabilizacji, mamy pewne ramy i działania nie są absolutnie chaotyczne. Ale metamorfoza wciąż trwa – mówi z uśmiechem liderka szkoły pełnej pozytywnych zmian.

Szkoła Podstawowa nr 323 im. Pierwszych Olimpijczyków

1. Metoda zielonego ołówka - wyróżnianie tego, co dziecko zrobiło dobrze
2. Zróżnicowane formy pracy domowej lub jej brak
3. Metoda losowa przy wywoływaniu uczniów do odpowiedzi
4. Temat i cel lekcji sformułowany w zrozumiały dla ucznia sposób
5. Jasno określone kryteria oceniania, tzw. NaCoBezu
6. Nauka wzajemnej oceny między uczniami
7. Zmiana formy ustawienia ławek w zależności od zajęć
8. Nauczyciel w roli doradcy, nie najważniejszej postaci w klasie
9. Wyznaczanie konkretnego czasu na wykonanie zadania
10. Intensywna współpraca grona pedagogicznego z rodzicami uczniów