matka ze smartfonem w dłoni usprawiedliwia nieobecności ucznia
System usprawiedliwień nie będzie weryfikował rodziców z powodu "danych wrażliwych". fot. mirrorobserver/storyblocks.com

Ministerstwo Edukacji Narodowej planowało zaostrzyć zasady usprawiedliwień, wymagając od rodziców dokładnych powodów nieobecności dzieci. Po fali sprzeciwu dotyczącej ujawniania danych wrażliwych resort wycofał się jednak z tego pomysłu. Ostateczne przepisy pozostawiają szkołom dotychczasową swobodę, a rodzicom – prawo do ogólnikowych usprawiedliwień.

REKLAMA

Chciano zmiany w weryfikacji usprawiedliwień

Ministerstwo Edukacji Narodowej we współpracy z Instytutem Badań Edukacyjnych od dłuższego czasu przygotowuje reformę ustawy Prawo oświatowe. Wśród planowanych zmian znajdują się m.in. nowa podstawa programowa oraz system frekwencyjny.

W związku z nieobecnościami uczniów resort edukacji rozważał wprowadzenie do szkół systemu usprawiedliwień, w którym rodzice musieliby podawać dokładny powód nieobecności dziecka. Chodziło o to, by szkoły zyskały realne narzędzia do weryfikacji usprawiedliwień i mogły skuteczniej walczyć z niską frekwencją.

Okazuje się jednak, że w ostatecznej wersji dokumentu zasady usprawiedliwiania nieobecności nie są aż tak rygorystyczne. Usprawiedliwienie, które wystawia rodzic lub opiekun, ma zawierać powód nieobecności dziecka lub nastolatka, ale "bez informacji nadmiernych i wrażliwych".

Taki zapis pojawił się w reakcji na sprzeciw rodziców i opiekunów, którzy wskazywali, że szkoły mogłyby w ten sposób gromadzić dane dotyczące stanu zdrowia, sytuacji rodzinnej czy terapii dziecka – a to byłoby niezgodne z prawem, ponieważ są to tzw. dane wrażliwe.

Oznacza to, że system usprawiedliwień pozostanie w dużej mierze niezmieniony – rodzice mogą nadal ogólnie podać przyczyny, takie jak "choroba", "sprawy rodzinne" czy "wizyta lekarska". Dyrekcja lub wychowawca może takie usprawiedliwienie przyjąć albo nie, ale nie ma dodatkowego sposobu jego weryfikacji.

MEN zasłania się zakazem gromadzenia "wrażliwych danych"

Przepisy MEN w praktyce nie zmienią więc tego, o co prosili nauczyciele i dyrekcje szkół. Bardziej szczegółowe informacje o nieobecności byłyby bowiem naruszeniem prywatności, a dodatkowo ograniczenia wynikające z ustawy RODO uniemożliwiają swobodny przepływ takich danych.

Z drugiej strony samo usprawiedliwienie nie jest dokumentem urzędowym – szkoła może je przyjąć lub odrzucić, więc nie ma mowy o obowiązku przedstawiania np. zwolnienia lekarskiego w celu uwiarygodnienia nieobecności.

O tym, jak usprawiedliwianie będzie wyglądało w praktyce, decyduje obecnie każda szkoła w swoim statucie. Większość placówek, korzystając z e-dziennika, rejestruje nieobecności i usprawiedliwienia w formie elektronicznej. Niektóre szkoły nadal stosują papierowe dokumenty, e-maile lub usprawiedliwienia ustne.

Statuty określają też terminy – np. "siedem dni od powrotu do szkoły" lub "miesiąc na usprawiedliwienie nieobecności od czasu ich zdarzenia". Szkoły nie mogą jednak wymagać ujawniania danych wrażliwych, co było powodem próśb dyrektorów i nauczycieli do MEN o zmianę przepisów, ze względu na nadużycia ze strony niektórych rodziców.

W praktyce nowelizacja wprowadza porządek, ale nie rozwiązuje wszystkich problemów związanych z frekwencją. Szkoły zyskują jasne wytyczne co do formy i zakresu usprawiedliwień, ale nie otrzymują narzędzi do weryfikacji prawdziwości podawanych powodów nieobecności.

Dla rodziców i uczniów jest to jednak korzystne – chroni ich prywatność i ogranicza ryzyko nadmiernego gromadzenia danych wrażliwych. Ostatecznie zmiany pokazują, że MEN postawiło na kompromis między potrzebami administracyjnymi szkół a prawem do ochrony danych osobowych uczniów. System pozostaje elastyczny, a o jego praktycznym funkcjonowaniu nadal decyduje każda szkoła w swoim statucie.

Źródło: strefaedukacji.pl

Czytaj także: