wnętrze samolotu
Kiedy matka zachowuje się arogancko, płacimy za to wszyscy. fot. Pexels.com

Leciałam ostatnio samolotem. Pewna kobieta zajęła trzy miejsca, rozłożyła zabawki, fotelik, kocyk i jeszcze zdążyła rzucić w stronę współpasażerów dwa słowa. W tym samym momencie wiedziałam, że znów oberwiemy rykoszetem – my, wszyscy inni rodzice, którzy naprawdę się starają. Bo takie zachowania nie mają nic wspólnego z empatią, a tylko pogłębiają stereotyp "roszczeniowej matki".

REKLAMA

Lot pełen napięcia, zanim jeszcze wystartowaliśmy

Zaczęło się jeszcze przed boardingiem – kobieta z dzieckiem w wieku około dwóch lat przepychała się do kolejki priorytetowej, krzycząc, że "ma małe dziecko, więc może". Ok, z dzieckiem. Sama je mam i też kiedyś korzystałam z pierwszeństwa.

Ale już w samolocie zaczęło być niezręcznie. Owa kobieta zajęła trzy miejsca w rzędzie: jedno dla siebie, jedno dla dziecka, trzecie na zabawki. Koc, tablet, butelki, maskotki, suszone owoce.

A potem padły dwa słowa: "Mam prawo".

I tyle. Zero spojrzenia, zero uśmiechu. Zero próby zrozumienia, że tu wszyscy lecą – z dziećmi, z lękiem, z ograniczoną przestrzenią.

Jestem matką. I to mnie zabolało

Zabolało mnie to nie tylko jako pasażerkę, ale również jako matkę. Bo wiem, ile kosztuje wyjazd z dzieckiem. Ile wymaga to organizacji, pokory, elastyczności. Jak trudno jest opanować małego człowieka w zamkniętej metalowej puszce 10 tysięcy metrów nad ziemią.

Ale wiem też, że nie jestem pępkiem świata tylko dlatego, że mam wózek i pieluchy w plecaku. I kiedy widzę taką postawę: "Z drogi, matka leci", to wiem, że za chwilę znów przeczytam w internecie komentarze w stylu: "Rodzice to najgorsi pasażerowie". I nikt nie doda: "Ale nie wszyscy".

Dziecko to nie przepustka do ignorowania innych

Macierzyństwo nie daje immunitetu od uprzejmości. To, że mam dziecko, nie zwalnia mnie z bycia człowiekiem w przestrzeni publicznej. A samolot to nie prywatna strefa komfortu, tylko wspólna przestrzeń. Przestrzeń, w której wszyscy próbujemy jakoś przetrwać – niektórzy z bólem uszu, niektórzy z nudą, a inni – z dwulatkiem na kolanach.

Dlatego tak bardzo boli mnie, gdy ktoś traktuje macierzyństwo jak kartę przetargową: "Mam dziecko, więc wszystko mi wolno".

Widziałam już różne sytuacje. Płaczące dzieci, rodziców tulących niemowlaki przez cały lot, maluchy w histerii i mamy, które przepraszają wzrokiem za każdą sekundę zamieszania. I to wystarcza. Uśmiech, krótkie: "Przepraszam, mamy ciężki dzień" potrafi rozładować napięcie. A "mam prawo" lub "proszę się dostosować", tylko je podkręca.

Macierzyństwo nie zwalnia nas z empatii. Wręcz powinno ją wzmacniać. Bycie matką uczy pokory. Przynajmniej powinno. Bo jeśli naprawdę zależy nam na świecie, który będzie przyjazny naszym dzieciom, to musimy zacząć od siebie.

Od tego, jak traktujemy innych ludzi. Także w samolocie. Nawet jeśli jesteśmy zmęczone. Nawet jeśli lecimy z maluchem. Nawet jeśli mamy dość i marzymy o świętym spokoju na własnym metrze kwadratowym.

Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: