Klasa w szkole
Rodzice przekraczają ustalone granice. fot. Sanjiang/Pixabay

"Nie należę do osób, które łatwo się wyprowadza z równowagi. Pracuję w szkole podstawowej, uczę od kilkunastu lat i naprawdę staram się być otwarta na współpracę z rodzicami. Ale to, co się dzieje w ostatnim czasie, przekracza wszelkie granice zdrowego rozsądku" – czytam w liście, który napisała jedna z nauczycielek. Emocji w nim nie brakuje.

REKLAMA

O jedną wiadomość za dużo

"Był prawie środek nocy, jakoś po 23. Spałam. Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk powiadomienia na Librusie. Myślałam, że coś się stało: że może ktoś z uczniów ma wypadek, może coś ważnego. Najczarniejsze myśli pojawiły się w mojej głowie. Wyskoczyłam z łóżka, serce w gardle, telefon w ręce. A tam… wiadomość od mamy jednej z uczennic:

'Pani Kasiu, jutro ma być bardzo ładna pogoda, ostatnio tyle padało, może byście wyszli na lekcje w teren? Dzieci byłyby przeszczęśliwe'. Naprawdę? Serio? No nie wierzę!

O tej godzinie? W tej formie? Z takim tonem, jakby to była normalna prośba w środku dnia pracy, a nie nagła wiadomość do nauczycielki, która też ma swoje życie, swój dom, swoje łóżko i prawo do odpoczynku?

Nie chodzi już tylko o godzinę. Chodzi o to, że jako nauczyciele jesteśmy dziś traktowani jak dostępna 24/7 obsługa szkoły. Mam wrażenie, że niektórzy rodzice uważają nas za animatorów, organizatorów atrakcji i opiekunów do zadań specjalnych. Pogoda ładna? To niech pani zorganizuje 'lekcje w terenie', najlepiej bez uprzedzenia, bez planu, bez zgody dyrekcji, ale z uśmiechem na twarzy.

Rodzice, błagam, no miejcie litość. My też jesteśmy ludźmi. Też potrzebujemy snu. Mamy swoje rodziny, swoje problemy, swoje ograniczenia. Codziennie dźwigamy odpowiedzialność za wasze dzieci i robimy to z oddaniem. Ale nie możemy być do waszej dyspozycji zawsze. O każdej porze dnia i nocy.

W tym przypadku granice zostały przekroczone. I albo jeszcze raz zaczniemy je jasno stawiać, albo za chwilę nie będzie komu uczyć waszych dzieci, bo wszyscy nauczyciele będą albo wypaleni, albo po prostu odejdą".

Chcesz dodać coś od siebie? Napisz do mnie na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl
Czytaj także: