opustoszały przedszkolny plac zabaw
Nauczycielki, zamiast wyjść z przedszkolakami na dwór, uczą się z nimi wierszyków. fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl

Czerwiec to czas, kiedy przedszkolaki powinny cieszyć się zabawą na świeżym powietrzu. Tymczasem wiele z nich wciąż spędza dni w dusznych salach, ucząc się piosenek i wierszyków na zakończenie roku. Czy naprawdę występ przed rodzicami jest ważniejszy niż ruch, słońce i beztroska dzieciństwa?

REKLAMA

Dzieci kiszą się w sali

Ostatnie tygodnie przedszkola, czerwiec, piękna pogoda, a moje dziecko nadal siedzi w sali. Ćwiczą piosenki, uczą się na pamięć wierszyków, szykują występ na zakończenie roku. Niby nic złego, ale jak się patrzy szerzej – to przedszkolny absurd. Po zimnym maju, kiedy dzieci prawie nie wychodziły na dwór, bo padało, bo zimno, bo paniom się "nie opłacało" ubierać całej grupy, teraz też nie mogą się wybiegać. Dlaczego? Bo trzeba ćwiczyć. Bo występy na pożegnanie 6-latków. Bo trzeba się przygotować.

I ja się pytam: do czego? Czy naprawdę trzeba poświęcać tygodnie czerwcowego słońca i ruchu na świeżym powietrzu, żeby nauczyć się wierszyka, który rodzice i tak zapomną po tygodniu, a dzieci – pewnie jeszcze szybciej?

Moje dziecko wraca z przedszkola zmęczone, ale nie od biegania i zabawy, tylko od siedzenia bez sensu w dusznej sali. Zajęcia, ćwiczenia, próby. Sala duszna, okna zamknięte, bo – tu klasyk – inni rodzice się skarżą, że dzieci "przewieje". Pani przyznaje, że chętnie by wietrzyła częściej, ale jak jedno dziecko się przeziębi, to natychmiast ktoś dzwoni z pretensjami. Że po co to otwieranie okien. Że przez to dzieci chorują. No więc nie otwierają. Zimny maj – duszna sala. I nawet teraz, kiedy pogoda się poprawiła, to i tak dzieci nie wychodzą codziennie. Bo mają próby do przedstawienia. A za pasem zakończenie roku.

Chcemy je za bardzo chronić

A przecież to właśnie, z tego co mi wiadomo, brak wietrzenia i siedzenie w zamkniętych pomieszczeniach powoduje choroby. Przecież wszyscy o tym mówimy zimą, że należy wietrzyć i pozbywać się drobnoustrojów z zamkniętych mieszkań i sal przedszkolnych. Ale jak przychodzi co do czego, to nadal jesteśmy zakładnikami starych przekonań. I nikt nie ma odwagi powiedzieć "dość".

To jest przedszkole, nie akademia teatralna. Nie musimy z tych dzieci robić małych aktorów, wystarczy, że będą miały fajne wspomnienia. Że spędzą czas na dworze, poskaczą, pobawią się, poznają, jak pachnie lato, zamiast kuć na pamięć wiersze i piosenki. Wierszyk możemy przeczytać w domu. A piosenka? Dzieci i tak ją podłapią, jeśli będzie fajna. Bez presji i powtarzania pięćdziesiąt razy.

Chciałabym, żeby panie w przedszkolu miały więcej odwagi, żeby postawić na zabawę, ruch, powietrze. I żeby rodzice, którzy ciągle się czegoś boją, dali dzieciom trochę luzu i wolną rękę nauczycielkom, bo nie uważam, by te chciały zrobić dzieciom krzywdę. Wszyscy mówimy, że chcemy, żeby dzieci były zdrowe, szczęśliwe, swobodne – ale nie pozwalamy im być dziećmi. I to właśnie ten przedszkolny trend szkodzi im najbardziej, bo są wychuchane i wydmuchane, a nie mają beztroskiej zabawy.

Podziel się swoją opinią na temat rodzicielskich problemów. Napisz: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl lub: mamadu@natemat.pl.
Czytaj także: