
To nie ten poziom co kiedyś
"Widzę to każdego dnia w wypracowaniach, w odpowiedziach ustnych, w reakcjach na najprostsze pytania. Zamiast analizy mamy zgadywankę. Zamiast myślenia – powtarzanie fraz z internetu. Uczniowie często nie rozumieją poleceń, nie potrafią samodzielnie sformułować opinii ani zbudować logicznego toku rozumowania. Jakby przez całą edukację uczono ich tylko testowania, a nie rozumienia świata.
Ich wiedza? Zatrważająco fragmentaryczna. Myślenie? Często powierzchowne. Pisanie? Dla wielu to prawdziwa męka. Nie potrafią przelać myśli na papier, bo najpierw trzeba je mieć, a potem wiedzieć, jak je uporządkować. Wielu licealistów pisze, jakby robiło to pierwszy raz w życiu. Brakuje im słownictwa, struktury, sensu. Ich teksty są jak niedokończone myśli, pourywane zdania, echo czegoś zasłyszanego, ale nieprzemyślanego.
Jeszcze bardziej niepokoi mnie to, co słyszę na lekcjach. Młodzież nie czyta płynnie. Dukają. Sylabizują. Tracą wątek w połowie zdania. Jak mają zrozumieć treść, skoro walczą z samym brzmieniem słów? Czasem mam wrażenie, że stoję na granicy dwóch światów: jednego, który pamięta wartość literatury, analizy, refleksji i drugiego, który zna tylko skróty, emoji i 15-sekundowe filmiki.
Nie piszę tego z pretensją, ale z rosnącym smutkiem i niepokojem. To nie jest problem jednej szkoły, jednego rocznika, jednego przedmiotu. To sygnał, że coś w systemie edukacji bardzo poważnie się rozpadło. Obniżane wymagania, rezygnacja z lektur, minimalizacja wysiłku – to wszystko przynosi dziś gorzkie owoce.
A mimo to wciąż wierzę, że można to naprawić. Że jeśli głośno zaczniemy mówić, co się dzieje, może uda się jeszcze zbudować w młodych ludziach to, co kiedyś było oczywistością: ciekawość, myślenie, umiejętność mówienia i pisania z sensem. Bo na ten moment widzę licealistów, mogę porównać do poziomu drugoklasistów".