– Mamo, kiedy pojedziemy na basen?
Zastanowiłam się przez chwilę, myśląc o nadchodzących planach. Chciałam jej odpowiedzieć, naprawdę. Odpowiedź była gotowa na moich ustach, ale nim zdążyłam ją wypowiedzieć, moje dziecko postanowiło zaaranżować moją odpowiedź, w sposób, który mną wstrząsnął:
– Poczekaj córeczko, sprawdzę w kalendarzu – powiedziała teatralnie, a jej małe paluszki zaczęły mimowolnie przesuwać się po powietrzu, jakby faktycznie dotykała ekranu telefonu. Głowa była lekko pochylona, a ruchy rączek sprawiały wrażenie całkowicie naturalnych, jakby naprawdę sprawdzała coś na ekranie.
Co z nami jest nie tak?
Patrzyłam na nią, zdumiona i trochę oszołomiona. To było zabawne – jej gest, jej małe paluszki, które nie dotykały ekranu, ale i tak poruszały się w tym samym rytmie, co nasze codzienne interakcje z telefonami, tabletami i innymi urządzeniami. Chciałam się roześmiać, ale w głębi serca czułam narastające poczucie winy. Zamiast śmiać się z jej rozbrajającego zachowania, poczułam ogromne zażenowanie, które wypełniło mnie od środka.
Moje dziecko, moje małe dziecko, które powinno bawić się z plasteliną, rysować kredkami, biegać po ogrodzie… Zamiast tego, już w tak młodym wieku zaczyna naśladować nasze zachowania, zachowania, które same w sobie są pełne pułapek, uzależnień i niebezpieczeństw. Spojrzałam na jej małe dłonie, które niczym dorosły w pełni świadomy użytkownik technologii, zaczęły mimowolnie naśladować ruchy, które tak często wykonuję ja, kiedy szukam czegoś na ekranie. Jej gest był tak czysty, tak niewinny, ale też tak przejmująco wymowny.
Zaczęłam się zastanawiać, gdzie zgubiłam ten moment, w którym coś zmieniło się w jej życiu. Kiedy zaczęła przyjmować nawyki, które powoli zaczynają ją odrywać od rzeczywistego świata? To przecież dopiero dziecko, ledwo rozpoczęło naukę, a już nie rozumie, że w kalendarzu mama i tata nie sprawdzają zaplanowanych wydarzeń w powietrzu. Dopiero zaczęła odkrywać świat, a ja już zaczynam się zastanawiać, jak bardzo ten świat jest dla niej uzależniający.
Myliłam się?
Myślałam, że jesteśmy bardziej świadomi. Myślałam, że potrafimy wyznaczać granice, że potrafimy zbudować przestrzeń, w której dzieci w naturalny sposób będą rozwijały swoje umiejętności i odkrywały prawdziwą radość z prostych rzeczy. Ale teraz siedziałam z tą myślą – co, jeśli to już za późno? Co, jeśli od samego początku byliśmy skazani na ten mechanizm? Co, jeśli to nie jej wina, ale nasza, że nie dostrzegliśmy, jak bardzo jesteśmy uwikłani w świat, który zmienia nasze dzieci w coś, czego nie chcieliśmy?
Jej gest, ten mały, niewinny ruch palców w powietrzu, stał się dla mnie symbolem nie tylko dziecięcej naiwności, ale i naszej odpowiedzialności. To nie ona powinna sprawdzać wirtualny kalendarz – to my, dorośli, powinniśmy pokazać jej, jak być obecnym tu i teraz, jak cieszyć się każdą chwilą bez patrzenia na ekran, który wciąga, nie daje przestrzeni na refleksję, nie pozwala poczuć rzeczywistej więzi z otaczającym światem.
A mimo to, siedzę tu, wpatruję się w nią i czuję, jak moja rola matki staje się coraz trudniejsza. To właśnie ten jeden gest sprawił, że poczułam się, jakby zanurzała się w poczuciu winy. I wiedziałam, że nie ma już prostych odpowiedzi.