logo
Nie każde dziecko musi być klasową "gwiazdą" na szkolnych przedstawieniach. fot. unaihuizi/123rf.com
Reklama.

Dzieci niewiele się zmieniły

Z zainteresowaniem przeczytałam list nauczycielki o szkolnym przedstawieniu i muszę przyznać, że budzi on we mnie mieszane uczucia. W pełni rozumiem pani frustrację, bo rzeczywiście, w dzisiejszych czasach dzieci są inne niż te, które były kiedyś. Zgadzam się, że nie zawsze jest łatwo zmotywować uczniów do aktywności, która wymaga od nich większego wysiłku, zwłaszcza gdy mówimy o publicznych wystąpieniach.

Chciałabym zauważyć jednak, że być może to, co ta pani opisuje, nie jest tylko efektem zmiany pokolenia. Pamiętam dobrze swoje szkolne czasy – też nie wszyscy byli chętni do wystąpień przed całą klasą. Rzeczywiście, były "gwiazdy", które pchały się do każdej roli, ale reszta dzieci... Cóż, wszyscy byliśmy dość nieśmiali i niechętni do wielu dodatkowych godzin prób.

Pamiętam, że trzeba było nas długo namawiać, żebyśmy zgodzili się wystąpić, zwłaszcza w rolach, które wymagały zaangażowania i np. zostawania na próbach po lekcjach. Często nie chodziło wyłącznie o lenistwo (choć to również, jeśli mamy być szczerzy), ale też o tremę. Po prostu dzieci w tym wieku mają swoje lęki i obawy, które mogą blokować je przed pokazaniem się w blasku reflektorów.

Chcesz podzielić się swoją opinią na temat jakiegoś naszego artykułu? Napisz: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl lub: mamadu@natemat.pl.

To wina dorosłych, bo nie wspierają dzieci

W klasie mojej córki też jest kilka osób, które uwielbiają być w centrum uwagi i zawsze chętnie biorą udział w przedstawieniach. A reszta klasy? Zdecydowanie bardziej skryta. Część z tych dzieci, które nie angażują się od razu, ma swoje powody – niektóre po prostu wstydzą się wystąpień, inne wolą pozostawać w cieniu. Myślę, że nie można tego przypisać jedynie temu "że takie mamy teraz pokolenie dzieci". To po prostu kwestia charakteru dzieci w danej klasie.

A co do stwierdzenia nauczycielki, że "pokolenie, które wychowujemy, unika wysiłku", chciałabym zwrócić uwagę, że to może być tylko część obrazu. Często dorośli zbyt szybko szufladkują młodych, nie doceniając wysiłku, który dzieci wkładają w inne rzeczy, chociażby w naukę, czy próby rozwiązywania problemów w swoim codziennym życiu.

Wydaje mi się, że to my, dorośli, powinniśmy nauczyć dzieci, jak radzić sobie z tremą, jak przestać bać się popełniania błędów i jak podejmować wyzwania, a nie tylko narzekać, że się "nie chce". Tego właśnie mi zabrakło w zachowaniu nauczycielki, która tylko narzeka na uczniów. Powinna ich wspierać, a nie tylko wytykać, że są niezaangażowani. To my, dorośli, jesteśmy ich nauczycielami w kwestii odważnego stawiania czoła wyzwaniom.

Może, zamiast wymagać, żeby wszystkie dzieci "błyszczały" na scenie, warto po prostu dbać o ich indywidualny rozwój i dawać im przestrzeń do wyrażania siebie na różne sposoby. Owszem, takie przedstawienia i akademie są świetną okazją, by dzieci nabrały pewności siebie, ale nie każdy musi stać w świetle reflektorów, by czuć się ważnym. Warto może zrozumieć, że każdy ma swój sposób na "błyszczenie" i warto byłoby mu pomóc go znaleźć i dmuchać w jego skrzydła, zamiast je podcinać...

Czytaj także: