"Nie płacz, bo cię kierowca wyrzuci"
Chciałabym opowiedzieć o sytuacji, która spotkała mnie ostatnio w autobusie. Wracałam z przedszkola z moim czteroletnim synem, który miał za sobą wyjątkowo trudny dzień. Powrót do codziennego rytmu po feriach okazał się dla niego bardzo trudny. Cały dzień starał się dostosować do zasad, być grzeczny, słuchać nauczycielek w przedszkolu, nie płakać, nie marudzić. Ale kiedy wsiadł do autobusu, gdzie był już ze mną – osobą, przy której czuje się bezpiecznie – napięcie musiało znaleźć ujście.
Zaczął płakać, złościć się, marudzić. Narzekał na ciasnotę w komunikacji miejskiej i to, że każę mu trzymać się drążka, by nie upadł. Nie minęła minuta, gdy usłyszałam komentarz. Starsza kobieta, siedząca kilka miejsc dalej, zaczęła głośno mówić, że "taki duży chłopak, a płacze", że to wstyd, i że "jak się nie uspokoi, to pan kierowca go wyrzuci". Potem dodała coś o tym, że "matka powinna nauczyć dziecko zachowania".
Poczułam, jak zalewa mnie fala złości. Dlaczego ludzie uważają, że mają prawo oceniać cudze dzieci i cudze rodzicielstwo? Czy naprawdę nadal żyjemy w świecie, w którym dzieci mają być cicho i nie przeszkadzać dorosłym? Jeśli ona byłaby zmęczona i potrzebowała popłakać, nikt by jej nie mówił, że jest za stara na łzy. Przecież to był tylko zmęczony przedszkolak, który odreagowywał cały dzień pełen bodźców i poczucia, że musi być spokojny i współpracujący.
Dajcie wszystkim przeżywać emocje
Nie powiedziałam nic, ale wewnętrznie gotowało się we mnie. Chciałam odpowiedzieć, że to zupełnie normalne, że dzieci płaczą i że nie zamierzam uciszać go tylko dlatego, że komuś to przeszkadza. Ale nie miałam siły. Bo wiem, że takie sytuacje zdarzają się codziennie – każdej matce i każdemu ojcu chociaż raz. Obcy ludzie wtrącają się, oceniają, wywierają presję, jakby byli ekspertami od wychowania.
Syn uspokoił się kilka minut później. Po prostu musiał się wypłakać i wyrzucić z siebie napięcie. Wróciliśmy już do domu w spokojnej atmosferze, synek się uśmiechał i od razu pobiegł bawić się klockami w swoim pokoju. Ale ja jeszcze długo czułam ścisk w żołądku. Nie przez płacz mojego dziecka, tylko przez ten brak zrozumienia, który tak często spotyka rodziców w miejscach publicznych.
Nie oczekuję, że wszyscy będą zachwyceni płaczącymi dziećmi. Rozumiem, że hałas może być uciążliwy. Ale czy naprawdę tak trudno powstrzymać się od zbędnych uwag? Czasem wystarczy jedno życzliwe spojrzenie zamiast kolejnego: "Niech go pani uspokoi!". Dzieci to nie maszyny. Mają prawo do emocji. Tak samo jak my wszyscy.
Wkurzona mama