logo
Nauczycielka nie kryje swojego zdenerwowania. fot. Marek BAZAK/East News
Reklama.

Do korzystania z dziennika elektronicznego musiałam się przyzwyczaić. Zanim się z nim oswoiłam i poznałam wszystkie ukryte funkcje, minęło kilka dni. Przyznaję, była to dla mnie nowość, a jednocześnie ogromne ułatwienie.

Krok w przód

Moi rodzice nie mieli tak łatwego i szybkiego wglądu w moje oceny czy zachowanie. By dowiedzieć się więcej, umawiali się na spotkanie z wychowawczynią, zagadywali, odbierając mnie po lekcjach lub po prostu czekali na wywiadówkę. Teraz wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Czarno na białym. Login, hasło i gotowe. Widzimy oceny, nieobecności, plan zajęć, a także wiadomości. I przy tych wiadomościach na chwilę się zatrzymajmy.

Bo choć w teorii powinny być dużym ułatwieniem, to w rzeczywistości potrafią być kością niezgody. Zawinił system? Nie sądzę. Rodzice dali się ponieść wyobraźni? To już bardziej.

Mail o 22:30

Odezwała się do nas nauczycielka z podstawówki. Przeczytajcie nadesłany list:

"Dziennik elektroniczny ułatwia mi komunikację z rodzicami. O każdej wpadce, nieodpowiednim zachowaniu mogę od razu napisać. Informuję też o wycieczkach, konkursach, no w sumie o wszystkim istotnym. Oni też do mnie piszą i poruszają różne tematy. Niestety, niektórzy zapominają, że ja nie mam nielimitowanego czasu pracy i mam prawo do prywatności i wolnego.

Ostatnio otrzymałam maila o 22:30 i to w sobotę. Matka postanowiła dopytać, co syn ma zadane, bo ten nie był pewny, czy jedno zadanie, czy dwa. Zdenerwowałam się niemiłosiernie i nie odpisałam. No bez przesady. Nie dość, że to mój dzień wolny od pracy, to jeszcze wiadomość otrzymałam przed północą. Leżałam już w łóżku i powiadomienie na równe nogi mnie postawiło.

W niedzielę emocje mi opadły i dałam znać, co i jak. I wiecie, nawet słowa 'dziękuję' nie otrzymałam. To kpina, totalny brak szacunku" – czytam i... No właśnie.

Jak skomentować, by nikogo nie urazić? Czasami lepiej przemilczeć, ale chyba nie w tym przypadku. Bo na usta cisną mi się tylko jedne słowa: "Rodzice, co z wami?". Już widzę oburzenie i pretensje, które by się pojawiły w odwrotnej sytuacji. Kiedy to nauczyciel by napisał maila w weekend i to o tak późnej godzinie.

Było inne wyjście? Jak najbardziej. A nawet dwa. Wiadomość do nauczycielki w niedzielne przedpołudnie albo do kolegi lub jego rodziców, którzy z pewnością nie odmówiliby pomocy.

Co sądzisz o tej wiadomości wysłanej przed północą? A może masz historię, którą chciałabyś się podzielić? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl
Czytaj także: